Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Wieki obustronnych najazdów i wybuchów zaciętej, bezli- tosnej wojny sprawiły, że Sothoii żywili głęboką nieufność wobec hradani i szczerze ich nienawidzili, ale nienawiść Ma- thiana była jeszcze głębsza i bardziej zapiekła. Przez ostatnie pięć, sześć lat stosunki między hradani a Sothoii mającymi swe włości wzdłuż Skarpy układały się nadzwyczaj spokojnie, ale nic go to nie obchodziło, a w sekrecie udało mu się zyskać dość duże poparcie wśród innych młodych rycerzy. Wszystko to czyniło wizytę jego „gościa" jeszcze bardziej niezwykłą, był on bowiem hradani. 416 DavidM. Weber - A czy kiedykolwiek nie byłem pewny przynoszonych ci wiadomości? - zapytał przybysz, mówiąc w Sothoii z silnym hurgrumskim akcentem. Gdyby Mathian wiedział choć trochę więcej o klanach hradani, mógłby zauważyć, że jego gość był dość niski jak na Koniokrada. I tak zresztą nie miałoby to dla niego jakiekolwiek znaczenia. Jeśli o niego chodziło, hradani niczym się od siebie nie różnili, a świat byłby bez nich znacz- nie lepszym miejscem. - To prawda - wtrącił stojący obok starszy rycerz. - Ale z pewnością rozumiesz, dlaczego ścisłość... - Spokój, Festian! - Mathian odwrócił się i zmierzył gniew- nym spojrzeniem starszego mężczyznę, który zacisnął zęby. Sir Festian Wrathson dowodził konnymi i pieszymi zwiadowcami. Był też ponad dwa razy starszy od Mathiana i widział więcej bitew niż Mathian uczt. I w przeciwieństwie do szczeniaka, który otrzymał Glanharrow w lenno od barona Telliana, Festian po- trafił odróżnić od siebie klany hradani, miał więc całkowitą pew- ność, że stojący przed nim mężczyzna był nie bardziej Konio- kradem niż on sam, niezależnie od tego, jaki akcent starał się naśladować. Mathian wpatrywał się w niego ze złością jeszcze przez chwi- lę, dopóki nie uzyskał pewności, że Festian nie będzie mu już przerywał, po czym znów zwrócił się do hradani. -Mówiłeś...? - Mówiłem, że Bahnak wyruszy na Churnazha przed upły- wem tygodnia - odparł hradani. - Zabiera też ze sobą wszyst- kich swoich ludzi, bo ten, kto wygra to starcie, obejmie pełną władzę. Sir Festianowi nie podobał się błysk, jaki pojawił się w oczach szpiega, ale Mathian wydawał się go nie zauważać. Być może z powodu ognia, który zapłonął w jego własnych oczach. - Nie przypuszczam, żebyś miał na to jakieś dowody? - za- pytał. Hradani zaniósł się drwiącym śmiechem. - O tak! Pomyślałem, że zabiorę ze sobą kopię tajnych de- peszy Bahnaka, żeby móc pożyczyć ją do czytania jego strażni- kom, kiedy mnie złapią! ZAPRZYSIĘŻONY BOGU WOJNY 417 Policzki Mathiana poczerwieniały, ale tylko kiwnął głową. Przyglądał się hradani jeszcze chwilę, a potem uniósł rękę i nie- dbałym gestem wskazał drzwi. - Mój rządca ci zapłaci - powiedział sucho i odwrócił się, by wbić wzrok w ogień syczący na palenisku. Hradani obdarzył jego plecy sardonicznym uśmiechem, ukło- nił się szyderczo sir Festianowi i sir Haladhanowi, po czym opu- ścił komnatę. Po jego wyjściu przez kilka minut panowała ci- sza, ale potem Mathian odwrócił się od ognia i spojrzał na Ha- ladhana. * * * - Co o tym sądzisz? - spytał. - To samo, co ty - odrzekł Haladhan. - To może być nasza ostatnia okazja, zanim nie będzie za późno! Głęboki głos Haladhana był jeszcze niższy niż zwykle i pul- sował żarliwym entuzjazmem. Festian skrzywił się w duchu. Nie miał żadnych wątpliwości co do prawdziwości pierwszego zdania Haladhana. Młody rycerz był kuzynem Mathiana, ale jeśli miał przy sobie choć dwa kormaki, to zdarzyło mu się to po raz pierwszy w życiu. Był o wiele przystojniejszy od swoje- go zamożnego kuzyna i znacznie lepiej umięśniony, ale gdyby Mathian oświadczył, że jutro słońce wzejdzie na zachodzie, Haladhan powiedziałby to samo... tylko głośniej. Tym bardziej niefortunna była decyzja Mathiana, by awansować Haladhana ': do rangi marszałka Glanharrow, swojego starszego dowódcy polnego. - Tak... chyba tak - wymruczał Mathian. Uniósł prawą rękę, by potrzeć nią szczękę, i sygnet z rubinem lordów opiekunów Glanharrow błysnął w blasku świec krwistą czerwienią. - Ale jeśłi rzeczywiście nadarza się taka okazja, trzeba działać szyb- t ko - zastanawiał się na głos. - Milordzie - zaczął Festian - zanim przystąpimy do działa- ; nia, czy nie byłoby rozsądniej... - Myślę, Festian! - powiedział Mathian i starszy rycerz znów zacisnął zęby, żałując - nie po raz pierwszy - że sir Gardian dał się zabić w tak idiotyczny sposób. Nikt nigdy nie zarzucił Gar- 418 David M. Weber dianowi, że zastanawiał się, zanim coś zrobił, ale przynajmniej od czasu do czasu zdarzało mu się wysłuchać rady, jeśli ktoś wykrzyczał ją wystarczająco głośno! - Ilu ludzi możemy zebrać? - podjął Mathian po chwili, kie- rując pytanie do Haladhana. - Nie jestem pewny - odpowiedział jego kuzyn. Podrapał się po czubku nosa. - To będzie zależało od stanu dróg. Są jesz- cze strasznie rozmokłe, zwłaszcza... - spojrzał bystro na Ma- thiana - na północ od Glanharrow. - To prawda - mruknął Mathian. - Po prostu zobaczymy, do ilu pomniejszych szlachciców uda się dotrzeć naszym po- słańcom. - Myślę... - zaczął Haladhan, ale przerwał mu Festian. - Proszę o wybaczenie, milordzie - powiedział z wielką sta- nowczością - ale czy mam rozumieć, że zastanawiasz się nad zaatakowaniem hradani na podstawie informacji otrzymanych od tego szpiega? - A dlaczego nie? - zapytał Mathian, spoglądając z góry na starszego rycerza. „Bo od pięciu lat mieliśmy z nimi pokój, a ty zamierzasz to zmienić, ty młody idioto!" - pomyślał Festian. „I tylko dlatego, że ty miałeś to szczęście nigdy nie prowadzić z nimi prawdzi- wej wojny, nie oznacza, że ci z nas, którzy z nimi walczyli, nie mogą się jej doczekać!" Ale nie mógł tego rzecz jasna powie- dzieć. - Milordzie, jesteś lordem opiekunem Glanharrow - powie- dział zamiast tego - a ja przysięgałem ci wierność, tak jak two- jemu ojcu. Ale to bardzo poważne posunięcie. Powinieneś przy- najmniej przedyskutować je z sir Kelthysem. Trzeba też powia- domić barona Telliana. - To oczywiste, że powiadomię barona Telliana - odparł ostro Mathian. - Ale jak sam twierdzisz, jestem tu lordem opieku- nem. W związku z tym mam wszelkie prawa do tego, by w na- głym przypadku i wobec braku bezpośrednich rozkazów od barona Telliana samemu ściągnąć kontyngenty Glanharrow, nie- prawdaż? ZAPRZYSIĘŻONY BOGU WOJNY 419 Wpatrywał się z niechęcią w Festiana, najwyraźniej czeka- jąc na odpowiedź. Starszy rycerz westchnął. - Jak najbardziej, milordzie - odpowiedział