Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Bogowie, sprowadźcie ją z powrotem! Alizończyk objął go i odwrócił w stronę drzwi, w których stanęła otulona w ciemne szaty Czarownica. - Jest bezpieczna - oświadczyła spokojnie. - Cicho, uspokój się! Uścisk Hassalla chronił go przed szaleństwem, dopóki nie złapał tchu i nie pomyślał, że jeśli Leisja gdzieś jest, to dowie się tego tylko od Jevane. Odetchnął głęboko parę razy i osunął się w ramiona Alizończyka, który pchnął go do przodu. A ponieważ życzyła sobie tego jego pani, ni to zaprowadził, ni to zaniósł jeńca do chaty. Niewielkie ognisko oświetlało jej ubogie wnętrze. Czarownica podeszła powoli do paleniska i wykonała palcami jakiś gest. Alizończyk ostrożnie puścił Gerika, na wszelki wypadek nie wypuszczając z garści jego kołnierza, i pociągnął do paleniska. - Gdzie ona jest? - zapytał Gerik. - Jest równie bezpieczna jak ja - odrzekła Jevane. - Czy to nie jest dla ciebie przestrogą, Palteńczyku? Było. Odchylił głowę do tyłu i oparł o kamienie. 97 Hassall nadal ściskał jego prawą rękę, a prawa noga nie mogła utrzymać jego ciężaru. - Czy ona jest jedną z was? - spytał. Jeśli tak było, to nie miał o co walczyć. Wszystko byłoby kłamstwem. Może Czarownica odgadnie jego myśli i skłamie z sobie tylko znanych powodów. Wystawił teraz na próbę jej honor i swoją równowagę. - Nie - odparła. - Jest wszystkim. Usiądź. Siadaj! Gerik pochylił się w stronę paleniska. Potrzebował pomocy Hassalla, żeby usiąść, nie poruszając obolałą nogą. Mimo to zobaczył wszystkie gwiazdy i oblał go zimny pot. Odetchnął głęboko i spojrzał z ukosa na Jevane. Siedziała jak wieśniaczka, obejmując ramionami kolana, nie zważając, czy powala piękne szaty. Płomienie zapaliły w jej oczach niepokojące błyski. Hassall przykucnął naprzeciw paleniska, objęty ciemnościami jak pancerzem, języki ognia odnajdywały w niej połyskujące jasno punkty. Jevane rozejrzała się wśród garnków stojących w nieładzie z boku paleniska, wzięła kilka garnuszków i ustawiła je przed sobą. Potem napełniła wodą miseczkę i umieściła ją między nimi. - Gdzie ona jest? - powtórzył ochryple Gerik. Wszelkie roszczenia wydawały mu się teraz daremne, gdyż siła była po ich stronie. - Skłamałeś mi - powiedziała Czarownica. - Jak się nazywasz? - Eslen. - Kłamiesz, Geriku z Doliny Palten. Wpadł w panikę, ale nawet nie drgnął. - Leisja mi powiedziała - wyznała Jevane. Zabolało go to, lecz trudno; powierzył swoje imię dziecku, które potem wydał w ręce wrogów. Czyż zasłużył sobie na coś lepszego? Zdradziła go nawet przed chwilą, na zewnątrz chaty, bez zastanowienia. - No więc tak - odparł i wzruszył ramionami. - Może tak jest, a może nie. - Geriku - wymówiła z przekonaniem jego imię. - Dokąd wędrujesz? Ponownie wzruszył ramionami. - W jakim celu? - indagowała niewzruszenie. — Czy pochodzisz z Kolderu czy z Estcarpu? - Bardzo już zdenerwowany, odpowiedział pytaniem na jej pytanie. - Nie pochodzę z Krainy Dolin - odparła wymijająco. Zmąciła wodę palcem, kreśląc na niej koła. Zatoczyła krąg ręką. Spojrzał na 98 jej szyję, szukając spojrzeniem Klejnotu Czarownicy, ale nie znalazł go, zobaczył tylko na szczupłej dłoni srebrny pierścień, którego oczko wydawało się bezbarwne w blasku ognia i równie tandetne jak szkiełko kupione u wędrownego handlarza. - Więc skąd jesteś? - podjął. - Czy jesteś Kołderką? - Wędrowałeś do swoich krewnych - odrzekła głosem, który brzmiał miękko i natarczywie jak szum morza. - Lecz daremnie łudziłeś się nadzieją. Alizończycy przybyli z północy i z południa. Z portu Ulm i z Jorby. To beznadziejna wyprawa. Słowa Jevane przenikały do szpiku kości, przeszywały innym rodzajem bólu niż ten, który szarpał jego ciałem. Nie mogła poznać celu jego podróży od Leisji, gdyż nigdy małej 0 tym nie powiedział. - Czy Kolderczycy kiedykolwiek mówią prawdę? - przerwał wreszcie milczenie. - Mogę pokazać ci prawdę - oświadczyła. Jasnowidzenie i czary. Potrząsnął głową, w pełni świadomy, że nie zdoła nigdzie się ruszyć wbrew ich woli. - A może pokażesz mi to, co sama zechcesz? - zauważył ironicznie -I właśnie taka jest prawda, pani. Nie zawracaj sobie głowy jarmarcznymi sztuczkami. - Nie jesteś głupcem - stwierdziła spokojnie Jevane. Później dodała: - Nie będę ci przeszkadzać. Straciłeś swego konia i ukradłeś wierzchowca Hassalla. Co więcej, ukradłeś to dziecko. Gdybyś tego nie zrobił, pozwoliłabym ci odjechać. Ale jeszcze ten jeden raz ci pomogę. Trzeci raz źle się dla ciebie skończy. Wtedy nie proś mnie o pomoc. - Skąd ta dobroć? - Nie uwierzył jej ani na chwilę. Najpierw powiedziała, że wyprawa do jego krewnych nie ma sensu, a zaraz potem zaoferowała mu pomoc. - Hassall podaruje ci swego konia. Twoja zbroja jest tutaj w kącie. Możesz wybierać. - Gdzie ona jest? Zapanowała cisza. Po dłuższym czasie Jevane zdjęła z palca pierścień i wrzuciła do stojącej przed nią miski