They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Mogłam zginąć. – Przerwała. – Znam cię od dzieciństwa. Mogę zrozumieć, że Greenvale to dla ciebie jakiś problem, ale nie mogę uwierzyć, że chciałaś mnie zwyczajnie zabić. – Nie chciałam – odparła Maggie, wykręcając palce. – Nie chcę. To nie byłam ja. – Ale była to grupa, do której należysz. – Nie. – Więc kto? – Nie wiem. Taylor zauważyła rozmazaną szminkę Maggie, oklapnięte, nieświeże włosy, paznokcie obgryzione do żywego. Kobieta najwyraźniej żyła w ogromnym stresie. Taylor westchnęła. – Tamtego dnia przed szpitalem mówiłaś, że do mnie dzwoniłaś. Że chciałaś mnie przed czymś ostrzec. Co to było? – Ten szpital to zło. Sam Slater jest zły. – W jakim sensie Sam Slater jest zły? – Sprowadził zło do New Chatham. – Oj, Maggie. Rozglądam się dokoła i widzę nowe liceum, centrum handlowe, odnowione budynki, rozbudowaną przystań, nową bibliotekę, kino. Co w tym złego? – Taylor westchnęła. – Ale nie przejechałabyś trzydziestu kilometrów, żeby powtórzyć coś, co już mi mówiłaś. Maggie milczała. W końcu przemówiła. – Pamiętam cię ze szkoły. Byłaś mądrzejsza ode mnie i bardziej lubiana. Podobałaś się wszystkim chłopakom. Naprawdę ci zazdrościłam. Urwała, żeby powspominać w myśli. – Ale pamiętam też, że byłaś dla mnie miła. Niewiele ze sobą rozmawiałyśmy. Każda z nas miała swoje towarzystwo. Ale jak już wypadło nam się spotkać – w stołówce czy gdzieś – zawsze byłaś miła. Taylor czekała. – To przeciwnicy szpitala... cóż, ja się z nimi zgadzam. Greenvale został zbudowany na terenie, na którym miał powstać park. Ma też specjalne pozwolenia na składowanie odpadów organicznych. – Ale Greenvale istnieje tu już od – ilu to? – pięciu lat. W przyszłym tygodniu będą wielkie obchody, będzie uroczystość w ratuszu. Czy nie pora już sobie odpuścić? Maggie pokręciła głową. – Nigdy nie odpuścimy. Zwłaszcza teraz, gdy staliśmy się częścią ogólnokrajowej organizacji. – Ale dlaczego? Po co marnować energię na coś, czego i tak się nie zmieni? Na pewno znalazłyby się ważniejsze cele. – Dla mnie to coś osobistego – odparła Maggie. – Mój mąż zmarł w Greenvale. – Opowiedz mi o tym. – Jack miał mieć wstawione bajpasy, przynajmniej tak nam powiedzieli. Były jakieś komplikacje. Już stamtąd nie wyszedł. – To mogło zdarzyć się wszędzie. – Ale się nie zdarzyło; zdarzyło się tutaj. A grupa bardzo się mną zajęła. Byłam kompletnie załamana, gdy Jack zmarł, a oni pomogli mi stanąć na nogach. Uświadomili mi... – Co ci uświadomili? – Że ten szpital to zło. Działa wbrew naturze. My wierzymy w Gaje, ducha ziemi. Staramy się żyć z nią w harmonii. – Nie ma nic nieharmonijnego w dobrej opiece medycznej – mówiła Taylor, zastanawiając się, czy ta kobieta ma aby wszystko po kolei. – Czy wiesz, że wiele najskuteczniejszych leków pochodzi z lasów tropikalnych? – Naprawdę? Nie wiedziałam. – Maggie zmarszczyła brwi. – I nic mnie to nie obchodzi. – Czegoś tu nie rozumiem – przyznała Taylor. – Przeciwnicy szpitala wierzą w Gaje... – Nie, nie wszyscy. Tylko niektórzy z nas. – Ci, którzy zepsuli mi samochód? – Nie, mówiłam ci już. Tego byśmy nie zrobili. – Ale podłożyliście do mojego auta zakrwawioną rękawiczkę, nieprawdaż? – Skąd wiesz, że to my? – Daj spokój – żachnęła się Taylor. – No dobrze, wiedziałam o rękawiczce. I o lalce. Miały cię wystraszyć. Ale nie wiem nic na temat twoich hamulców. Czy możliwe, że kobieta mówiła prawdę? Lecz kto inny mógł za to odpowiadać? Przed oczami Taylor mignął obrazek Petera Ohlmeyera i pustego podziemnego parkingu, lecz szybko się z niego otrząsnęła. – Maggie, zaangażowałaś się w coś, co może cię naprawdę skrzywdzić. Policja bada sprawę mojego wypadku i podchodzi do tego bardzo poważnie. Jeśli znajdą jakieś odciski palców, to osoba, do której będą należały, może pójść do więzienia, i to na bardzo długo. – Nie zrobiłam tego, przysięgam. – Maggie zaczęła płakać. – Nic o tym nie wiedziałam. – Więc teraz wiesz – odparła ostro Taylor. – Ludzie mówią, że należysz do przywództwa tych czcicieli Gai. Jeśli masz jakikolwiek wpływ, lepiej powstrzymaj ich, nim komuś stanie się naprawdę wielka krzywda. Tak jak mogła się stać mnie. – Nie mam na nich żadnego wpływu – powiedziała Maggie. – Już nie. Nie ufają mi. – Czemu? – Miałam coś zrobić, a odmówiłam. Proszę, nie pytaj mnie co. Nie mogę ci powiedzieć. – Wyciągnęła z torebki chusteczkę higieniczną i wytarła oczy. – Każdy mógł namalować te kredowe znaki, o których mówiłaś. Każdy mógł coś takiego napisać. Ale jeśli zrobili to ludzie z ruchu, to ja nic tu nie poradzę. – Możesz mnie ostrzec – rzekła Taylor oschle – gdy następnym razem będą planowali mnie zabić. – To właśnie chciałam zrobić – odparła Maggie. – Wtedy przed szpitalem. Ale za bardzo się bałam. I myślałam, że będą cię tylko chcieli znowu postraszyć. Nie wiedziałam o samochodzie... – Maggie zawahała się. – Wiem, że trudno ci to zrozumieć, ale ludzie z Gai byli dla mnie bardzo dobrzy. Byłam na dnie, gdy Jack umarł. Oni postawili mnie na nogi. Wiele im zawdzięczam. Taylor milczała. – Myślałam, że chociaż ty to zrozumiesz. – Rozumiem – zapewniła ją Taylor. – Pomogli ci w trudnych chwilach i czujesz wobec nich wdzięczność, uważasz, że powinnaś być lojalna. Ale Gaja to nie to samo co grupa terapeutyczna albo AA. Poza tym wygląda na to, że tkwisz w tym głębiej, niż sama byś chciała. Co by się stało, gdybyś zechciała z nimi zerwać? Gdybyś stwierdziła, że masz dość? – Nie zrobiłabym tego. – Nie zrobiłabyś? Czy nie mogłabyś zrobić? Byłaś bardzo nerwowa przed naszym dzisiejszym spotkaniem, bałaś się, żeby nikt nie zobaczył nas razem w kawiarni trzydzieści kilometrów od New Chatham. Jaka jest kara za brak lojalności w tym twoim ruchu? W oczach Maggie Taylor dostrzegła blady strach. Pokiwała głową. – Rozumiem. Cóż, to by chyba było na tyle. – Wstała. – Czy wyjedziesz teraz z miasta? Wrócisz do Nowego Jorku? – Bo co? Chciałabyś to zakomunikować na kolejnym spotkaniu grupy? Oczy Maggie znów napełniły się łzami. – Przestań płakać – powiedziała Taylor. – Obie wiemy, o co tu chodzi. Przyszłaś na przeszpiegi, nieprawdaż? Zobaczyć, jak się trzymam. Sprawdzić, czy Gaja musi posunąć się w swojej kampanii o krok dalej. – To nieprawda