Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Ale boję się, Paige. Czuję się głupio, bo powinienem po prostu wzruszyć ramionami i zapomnieć o wszystkim, ale ja się boję. 6 Chłodny nocny wiatr tak długo owiewa Kansas City, aż niebo zamienia się w nieskończoną taflę czystego kryształu, w którym zawieszono gwiazdy i poza którą uwięziono rozległe obszary ciemności. Pod tą nieskończoną czernią wznosi się budynek o nazwie Blue Life Lounge, niczym stacja badawcza na dnie oceanicznego rowu, o specjalnej konstrukcji ciśnieniowej, która zapobiega implozji. Fasadę pokrywa lśniąca aluminiowa powłoka, przypominająca przyczepy samochodowe firmy Airstream i przydrożne zajazdy z lat pięćdziesiątych. Niebieskie i zielone neony układają się w nazwę budynku, wypisaną niestarannym pismem, i okalają budowlę, migocząc na tle aluminium i wabiąc jak lampy Neptuna. Wewnątrz, gdzie niewielki zespół gra rockowe kawałki z dwóch ostatnich dziesięcioleci, zabójca kieruje się w stronę ogromnego baru w kształcie podkowy, zajmującego środek pomieszczenia. Powietrze jest gęste od dymu papierosowego, oparów piwa i ciepła ludzkich ciał. Tłum w niczym nie przypomina tego, co pokazuje się w telewizji w Święto Dziękczynienia. Goście przy stolikach to w większości hałaśliwi, młodzi ludzie zbici w grupki, rozpierani nadmierną energią i podniesionym poziomem testosteronu. Krzyczą, by można ich było usłyszeć na tle ogłuszającej muzyki, zaczepiają kelnerki, by przyciągnąć ich uwagę, wydają okrzyki aprobaty, gdy gitarzyście uda się dobrze zagrać jakiś jazzowy kawałek. Determinacja, z jaką pragną się bawić, ma w sobie coś z nerwowej ruchliwości owadów. Jedna trzecia mężczyzn przy stolikach zjawiła się tu w towarzystwie młodych żon czy dziewczyn, długowłosych i wyzywająco umalowanych. Są równie hałaśliwe jak mężczyźni i pasują do rodzinnych zgromadzeń wokół ogniska domowego, jak skrzeczące, jasno upierzone papugi do łoża umierającej zakonnicy. Bar w kształcie podkowy otacza owalną scenę, skąpaną w czerwonym i białym świetle reflektorów, na której podrygują w takt muzyki dwie młode dziewczyny o wyjątkowo mocnych ciałach. Mają na sobie kowbojskie skąpe kostiumy – tylko frędzle i świecidełka. Jedna z nich, gwiżdżąc i krzycząc, zdejmuje stanik. Mężczyźni siedzący na stołkach barowych są w różnym wieku i, w przeciwieństwie do gości przy stolikach, nie mają towarzystwa. W milczeniu spoglądają w górę na dwie gładkoskóre tancerki. Wielu z nich chwieje się lekko albo kiwa sennie głowami z boku na bok w takt jakiejś innej muzyki, o wiele mniej dynamicznej niż melodie, które gra orkiestra; są jak kolonia morskich anemonów, poruszanych powolnymi, głębinowymi prądami, czekającymi tępo na smakowity kąsek, który być może kiedyś podpłynie. Siada na jednym z dwóch wolnych stołków i zamawia butelkę ciemnego Becka u barmana, który mógłby miażdżyć orzechy w zgięciach ramion. Dziewczyna tańcząca na scenie, ta, której piersi podskakują nieskrępowanie, jest atrakcyjną brunetką o uśmiechu jasnym jak tysiącwatowa żarówka. Jest zatopiona w muzyce i zdaje się naprawdę lubić występy. Druga, długonoga blondynka, jest jeszcze ładniejsza, ale jej ruchy są mechaniczne, a ona sama wydaje się otępiona albo narkotykiem, albo obrzydzeniem. Nie uśmiecha się, nie patrzy na nikogo, wodząc gdzieś nieobecnym wzrokiem. Wydaje się arogancka i pełna pogardy w stosunku do mężczyzn, którzy wlepiają w nią wzrok, nie wyłączając zabójcy. Odczułby ogromną przyjemność, gdyby mógł wyciągnąć pistolet i wpakować kilka pocisków w jej nadzwyczajne ciało i jeszcze jeden w sam środek jej nadąsanej twarzy. Wstrząsa nim silny dreszcz na samą myśl o odebraniu tej kobiecie jej piękna. Kradzież piękna podnieca go bardziej niż odebranie jej życia. Życie nie jest dla niego wartością, ale bardzo ceni piękno, ponieważ jego własne życie jest często nieznośnie ponure. Na szczęście pistolet jest bezpiecznie ukryty w bagażniku wypożyczonego forda. Zostawił broń w samochodzie właśnie dlatego, by uniknąć pokus, które odczuwa, gdy coś skłania go ku przemocy. Dwa czy trzy razy w ciągu dnia opanowuje go trudna do przezwyciężenia agresja, pragnie zabijać – mężczyzn, kobiety, dzieci, wszystko jedno, osoba nie ma żadnego znaczenia. Gdy jest w niewoli owych mrocznych stanów, nienawidzi każdej ludzkiej istoty chodzącej po ziemi bez względu na to, czy jest ładna, czy brzydka, biedna czy bogata, mądra czy głupia, młoda czy stara. Być może, w jakimś stopniu, jego nienawiść wynika stąd, że różni się od nich. Zawsze jest outsiderem. Ale nie tylko to „bycie poza” jest przyczyną, dla której często zastanawia się nad popełnieniem zupełnie przypadkowej zbrodni. Potrzebuje od innych ludzi czegoś, czego oni nie chcą mu dać, i właśnie dlatego, że pragną zatrzymać to dla siebie, nienawidzi ich z taką pasją, że jest zdolny do każdego okrucieństwa, choć nie ma pojęcia, co chciałby dostać