Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
— Proponuję, żeby Stokrotka zajrzała do garażu i sprawdziła, czy nikt nie próbuje z niego korzystać. — A stodoła? — Tę zostawimy sobie na koniec. Caroline, Craig i Tom nie mają komórek. Co do Sophie, to nie jestem pewien, ale ona ma dopiero czternaście lat. — W porządku — zadecydował Nigel. — No, to do roboty. Otworzyły się drzwi toalety i wyszła z niej matka Toni Galio w futrzanej czapce na głowie. Kit i Nigel patrzyli na nią przez chwilę skonsternowani. Kitowi wyleciało z głowy, że tam weszła. — Wsadźcie ją z innymi do spiżarni — zadecydował w końcu Nigel. — Co to, to nie — zaprotestowała staruszka. — Wolę posiedzieć przy choince. — Przecięła hol i weszła do living roomu. Kit spojrzał na Nigela. Ten wzruszył ramionami. Craig uchylił drzwi ściennej szafy i wyjrzał. W sieni nie było nikogo. Miał już opuścić kryjówkę, kiedy wszedł tam z kuchni jeden z gangsterów, ten o imieniu Elton. Craig przyciągnął do siebie drzwi i wstrzymał oddech. Tak było od kwadransa. Ciągle ktoś się tu kręcił. W szafie śmierdziało wilgotnymi ubraniami i starymi butami. Craig martwił się o Sophie marznącą w garażu, w fordzie Lukę'a. Starał się uzbroić w cierpliwość. Okazja w końcu się nadarzy. Przed kilkoma minutami rozszczekała się Nellie, co oznaczało czyjąś wizytę. W Craigu obudziła się nadzieja. Najchętniej pobiegłby i sprawdził, kto to, ale Nigel z Eltonem stali na wyciągnięcie ręki i rozmawiali szeptem. Nie słyszał o czym, ale domyślał się, że ukrywają się przed gośćmi. Przyszło mu do głowy, żeby wyskoczyć z szafy i rzucić się do drzwi, wzywając pomocy, ale rozsądek wziął górę. Złapaliby go natychmiast i uciszyli. Skręcało go z frustracji. Z góry dolatywało rytmiczne łomotanie, jakby ktoś wyważał drzwi. W pewnej chwili dał się słyszeć suchy trzask, coś jakby wybuchająca petarda czy raczej wystrzał z pistoletu. A zaraz potem zabrzęczało tłuczone szkło. Powiało grozą. Do tej pory gangsterzy tylko straszyli bronią. Czym to się skończy, skoro teraz zaczęli strzelać? Rodzina jest w poważnym niebezpieczeństwie. Po tym domniemanym wystrzale Nigel z Eltonem wyszli z sieni do kuchni, ale drzwi zostawili otwarte na oścież. Elton wyjrzał do holu i przez chwilę rozmawiał z kimś z ożywieniem. Potem wrócił do sieni, ale zaraz znowu wyszedł i znowu nie zamknął za sobą drzwi. Craig doczekał się w końcu. Wszyscy wywędrowali do holu. Teraz albo nigdy. Wysunął się z szafy. Otworzył szafkę na klucze i zerwał z haczyka kluczyki do ferrari. Tym razem się nie zaczepiły. Dopadł w dwóch susach drzwi i już był na zewnątrz. Śnieg przestał sypać. Gdzieś tam za chmurami świtało widział wszystko w czarno-białych barwach. Po jego lewej, w stronę pawilonu gościnnego, brnął przez śnieg Elton. Był odwrócony plecami i nie widział Craiga. Craig pobiegł w przeciwną stronę i skręcił za węgieł. Teraz Elton mógł się oglądać, już go nie zobaczy... I nagle stanął jak wryty. Kilka kroków przed sobą zobaczył Stokrotkę. Musiała wyjść niedawno frontowymi drzwiami i teraz maszerowała energicznie w stronę garażu przetartym szlakiem. Widocznie w czasie, kiedy on ukrywał się w ściennej szafie, przejechał tędy pług śnieżny. Craig schował się za mercedesem ojca i wyjrzał zza tylnego błotnika. Stokrotka doszła do końca głównego domu, tam zboczyła z odśnieżonej drogi i znikła mu z oczu za rogiem. Ruszył za nią. Brnął najszybciej jak potrafił wzdłuż frontu domu. Minął jadalnię, przez okno której, oparta przednimi łapami o parapet, wyglądała Nellie. Potem zamknięte drzwi frontowe, potem living room z błyskającą lampkami choinką. Ze zdumieniem stwierdził, że obok choinki siedzi jakaś starsza pani ze szczeniaczkiem na kolanach. Zastanowiło go, co to za jedna, ale nie zatrzymał się, żeby lepiej się przyjrzeć. Dotarł do narożnika i wyjrzał. Stokrotka zbliżała się już do bocznych drzwi garażu. Zaraz tam wejdzie i zobaczy Sophie siedzącą w fordzie Lukę'a. Stokrotka sięgnęła do kieszeni czarnej skórzanej kurtki i wyciągnęła pistolet. Craig patrzył bezradnie, jak otwiera drzwi. 07.45 W spiżarni panował straszny ziąb. Na marmurowej półce stała brytfanna, a w niej wylegiwał się nadziany i przyprawiony przez Olgę, gotowy do wsunięcia do piekarnika, dorodny, bożonarodzeniowy indyk, tak wielki, że nie mieścił się w lodówce. Patrząc na niego, Miranda zastanawiała się smętnie, czy dane jej będzie go skosztować. Stali we czwórkę — ona, ojciec, siostra i Hugo — związani jak ten indyk, ściśnięci w klitce o powierzchni kilku stóp, otoczeni żywnością: warzywami w koszyczkach, słoikami sosów do makaronu, pudełkami płatków śniadaniowych, puszkami tuńczyka, przecieru pomidorowego i groszku. W najgorszym stanie był nagi Hugo. Co chwila tracił przytomność. Opierał się o ścianę, a Olga tuliła się do niego, starając grzać własnym ciałem. Twarz Stanleya wyglądała jak po czołowym zderzeniu z ciężarówką, ale on sam trzymał się prosto i był przytomny. Miranda czuła się bezradna i pognębiona. Widok ojca, człowieka o tak silnym charakterze, pobitego i związanego, łamał jej serce. Hugo był świnią, ale też nie zasłużył sobie na to, co go spotkało. Olga robiła, co w jej mocy, by ulżyć w cierpieniu niewiernemu mężowi