Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
— Tyran spokój zachował — ciągnął, teraz już z przerwami, bo schab był gorący. — Zwrócił Kasi uwagę, że koronnego świadka można doprowadzić nawet siłą i przepis pozwala zapudłować go dla dobra śledztwa, a chowanie się po kątach oznacza właśnie krycie zabójcy. Przypadkiem ona może wie, że w tym Konstancinie padł trup. Jad z niego sikał, jak to mówił, ale Kasia odporna. Chłopak się wcale nie chowa, oznajmiła, tylko ciężko pracuje. No to może chociaż nazwisko poda. A dobrze, zgodziła się, jutro. Gdyby pan kapitan sobie życzył ją zamknąć, proszę bardzo, do jutra posiedzi, robotę specjalnie sobie tak ustawiła, żeby jej to nie bruździło, a w ogóle, ni z tego, ni z owego przypomniała, że już niejeden raz się zdarzało, że dwie osoby wielką miłością do siebie pałające, wzajemnie pojęcia nie miały, jak się nazywają, pan kapitan może przypadkiem zna życie. Ona by też nazwiska chłopaka mogła nie znać i co wtedy. Za fałszywe zeznania grozi kara do lat pięciu, rzekł na to Tyran, co Kasię nawet ucieszyło, i niech ja skonam, takiego przesłuchania to on dawno nie przeprowadzał, zawiadomiła go grzecznie, że sprawy o fałszywe zeznania jeszcze w tym kraju nie było, specjalnie sprawdzała, jej byłaby pierwsza i może to nawet zaszczyt. Patrzyłem, dostanie on szału, czy nie, ale dobry jest, nie dostał. Poza tym, nawet gdyby, sami rozumiecie i Tyran też, że każdy sąd by ją uniewinnił, bo wyższe uczucia ją wiodły, obojętne, sędzia chłop czy baba. Takiej głupoty to on już nie popełni, nie ma obawy… — Nie powiesz, że ją puścił bez niczego? —spytał Janusz, jakby nieco zaskoczony. — A pewnie, że nie. Krótko myślał, co lepiej, uniemożliwić jej kontakt z nim, czy przypilnować, no i na opiekunie stanęło. — Bardzo słusznie… Niezadowolona z rozwoju sytuacji, spytałam, dlaczego słusznie, chociaż w gruncie rzeczy mogłam to odgadnąć sama. Potwierdzili moje przypuszczenia. Kasia odcięta od chłopaka, znaczy to, że, po pierwsze, chłopak się zaniepokoi i może pryśnie, po drugie, ona nie będzie wiedziała, skończył robotę czy nie i uprze się milczeć dłużej. Lepiej zatem przypilnować dyskretnie, bo istnieje szansa przynajmniej na rozmowę telefoniczną, w której nie poprzestanie na strasznym krzyku „uciekaj natychmiast!”, tylko zamieni parę słów więcej. — A Tyran zaparł się przy nim już chociażby przez ambicję — zwierzał się Henio. — Bogiem a prawdą, Dominik by wystarczył, bo nic nie wie o braku świadka i gorliwie przyznaje się do tej obrony własnej. Ale to ciągle zostawia te cholerne niejasności i wstyd okropny faceta nie znaleźć. — I tak się dziwię… — zaczął krytycznie Janusz. — Co się dziwisz? — napadł na niego Henio. — Co mamy? Nie notowany, odciski palców możemy sobie w wychodku na gwoździu zawiesić, tyle wiadomo, że duży i piegowaty, pracuje, fajnie, a w jakim zawodzie? Może kanały czyści, a może oblatuje odrzutowce. Kasia już się postarała jednego słowa o nim z tych usteczek zachwycających nie wypuścić. Owszem, teraz się Tyran połapał, że należało czatować na niego dokładnie pod jej wszystkimi drzwiami, bo jak lał w mordę Dominika na Willowej, człowiek czekał na Granicznej i możliwe, że odwrotnie. Ale już go zgniewało, brak ludzi, nie brak ludzi, nie popuści, szczególnie że jest nadzieja na jedną dobę tylko. — Rodzice… — A owszem, zapewne posiada, chociaż też może sierotka, jak Kasia. Nazwiska nie mamy, to jak znaleźć rodziców? Wieku też Kasia przezornie nie podała, na którym roku na uczelniach szukać? A może on starszy od niej o dychę? Żeby nie Jacuś oraz jego maniactwo i, co tu ukrywać, talenty, w ogóle byśmy o nim nie wiedzieli. Ty wiesz, gdzie jego odciski u Kasi znalazł? Ona wszystko czyści i glansuje, nie zgadniesz, pod poręczą fotela, drewnianą taką, wierzch wytarła, spód jej widocznie do głowy nie przyszedł, a on pewno siedział i ręką obejmował. Tyle naszego. Jak Boga kocham, wampira łatwiej znaleźć! — No dobra, rozumiem. Wypuścił ją. Co dalej było? — Nic. Poleciała na trzy godziny na Akademię, a potem do tej firmy, dla której aktualnie obrazek reklamowy robi. Potem zaś udała się na Willową i do tej pory chyba tam siedzi. Po drodze kupiła coś do żarcia w spożywczym sklepie. Wobec tego pilnujemy Granicznej i mucha tam nie wleci bez naszego udziału. Na Willowej, rzecz oczywista, też pilnujemy. — Niejasności… — Niejasności, a pewnie, że są niejasności. Otwarte drzwi, niech je szlag trafi, zaraz, o otwartych drzwiach to tylko pani zeznaje…? Popatrzył nagle na mnie tak podejrzliwie, że ten schab powinien był mu ugrzęznąć w gardle. Nie ugrzązł jednak, dziwne. Z chęcią bym się wyparła pierwszych zeznań, ale jak niby tam weszłam, jeśli było zamknięte? Ponuro potwierdziłam, zgadza się, drzwi były uchylone i nie wymyśliłam tego. Mogę przysięgać przed sądem nawet dwadzieścia razy. — No więc właśnie. Dobra, małe piwo, ale gdzie złoto? Wyniki badań z laboratorium stanowią materiał dowodowy i Tyran ich fałszował nie będzie. Niejasności tłumaczy się na korzyść oskarżonego, może to i teoria, ale cholera wie, co wpadnie do łba sędziemu. W prokuraturze też nie sfałszują, bo na co im to. A może jednak, mimo wszystko, Kasia w truciu udział brała? — I co? — zirytowałam się. — I jej chłopak to wyjaśni? Za rękę ją trzymał? — Coś wyjaśni na pewno. Dużo wyjaśni. Z tego wyciągnie się wnioski. Może i sama Kasia jaką farbę puści, bo że nie mówi wszystkiego, ja osobiście głowę daję. Co za febra jakaś dodatkowo się po tym wszystkim kotłuje! Pożarł ostatni kawałek schabu i zwrócił się nagle do Janusza. — Ten twój drugi wątek, co? Kurza jego twarz…! Rozgoryczenie, wyrzut i pretensje, jakie w jego głosie zabrzmiały, miały wręcz obowiązek przytłoczyć Janusza z kretesem. Obowiązku nie spełniły, może dlatego, że jednak, mimo wszystko, nie Janusz skomplikował sytuację. Wyrzut zniósł ulgowo… — Nie podoba mi się to wszystko razem — powiedziałam do niego ponuro po wyjściu Henia. — Tę Kasię coś gnębi i gryzie, a ja ją polubiłam. Łatwego życia nie miała, wygrzebała się z impasu własnym wysiłkiem i chyba wreszcie, po tej starej megierze, należy jej się odrobina spokoju, a nie taka szarpanina. Wolałabym sama z nią pogadać, niż żeby Tyran jej chłopaka złapał! Ze zdenerwowania wszystkie naczynia umieściłam w zlewozmywaku nie wiadomo kiedy. Janusz doniósł popielniczki. — Zostaw, pozmywam… — Odczep się i nie zawracaj głowy! Wielkie mi co, zmywanie pod gorącą wodą! Obrzydzenie mnie bierze na tych wszystkich, takich podobno strasznie zmaltretowanych i nieszczęśliwych, bo na Zachodzie garnki zmywali, katorga zgoła i galery! Kretyńska propaganda! Możesz potem posprzątać. Janusz nie zamierzał mnie drażnić. Uporządkował pokój w imponującym tempie i wrócił do kuchni