Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
— Jego śniada twarz skrzywiła się w uśmiechu. — Nie będzie cierpiał, obiecuję ci. Inni będą, ale dziecko nie. Patrzyła przerażona, kiedy tamten odwrócił się i podszedł do starej kobiety. Stała tam kołyska, Su: sań nie zauważyła jej wcześniej. Sparaliżowana, patrzyła jak kładą w niej dziecko. — Nie zwlekaj, Cornelius — zakrakała stara. Zakrzywiony palec poruszył się jeszcze raz. — Woda jest niecierpliwa. Cornelius,podniósł kołyskę, zaniósł ją na skraj bagna. Delikatnie, jakby nie chciał zbudzić dziecka, wypuścił ją z rąk. Woda zmarszczyła się lekko, zaczęła wirować, jakby jakiś zapomniany prąd obudził się nagle do życia. Zabrał kołyskę, unosił ją ku centrum wiru, wprawiając w powolny, ruch obrotowy. I wtedy Susan Taplow odzyskała władzę w nogach. Zachwiała się, próbowała biec, prawie upadła. Rozpacz rozpalała jej wysiłki. Patrzyła tylko na unoszącą się kołyskę, patrzyła, jak zapada się wolno pod ciemną powierzchnię wody. — Moje dziecko. Moje dziecko tonie! Słyszała monotonny śpiew, niemelodyjne zawodzenie. Cyganie nie próbowali zagrodzić jej drogi. Odprawiali pradawny rytuał, którego nie zapomnieli. Życie po śmierci, duch żyć będzie nadal i znowu wstanie. Przetoczył się grzmot, niczym akompaniament niebios. Susan nic nie rozumiała, słyszała tylko krzyk przebudzonego Thomasa, zobaczyła wyciągniętą w 155 górę drobną rączkę. Susan bez wahania zanurzyła się w wodę, odrywając stopy od mułu. Bagno bulgotało, jakby brało udział w tym makabrycznym obrządku. Było teraz głębiej, wystarczająco głęboko, by płynąć. Zmusiła ramiona i nogi do szybkich ruchów, mimo zimna, które groziło w każdej chwili skurczem. Kołyska szybko tonęła, płacz dziecka ponaglał ją do zwiększenia wysiłków. Prawie dopłynęła i właśnie kiedy wyciągnęła rękę, by ją chwycić, kołyska znikła jej z oczu. Zanurkowała. Przedtem tylko raz próbowała nurkować i było to okropne doświadczenie, ale nie myślała teraz o swym bezpieczeństwie. Szukała po omacku w całkowitej ciemności. Natrafiła rękoma na coś — była to kołyska. Zbadała jej wnętrze. Była pusta! Nagle zobaczyła Thomasa unoszącego się około jard od niej, ciągle owiniętego w biały kocyk. Desperacko rzuciła się do przodu, ale wydawał się uciekać od niej. Potem zobaczyła jego twarz. Przerażającą, nadętą twarz utopionego dziecka, ale jasną i uśmiechniętą. Smoczek przepadł, usta poruszały się, wypowiadając zaskakujące słowa. — Chodź ze mną, Susan. Ruszyła, ciągle próbując go złapać, ale wciąż wymykał się jej, płynąc w dół. Pochłonął ją ciemny, milczący świat, gdzie oczy jarzyły się jak miliardy gwiazd w mroźne noce, a niewidzialne ręce wyciągały się po nią. I teraz nie bała się ich, zadowolona szła tam, gdzie ją prowa- 156 dzili. Bo była z Thomasem, który był szczęśliwy. Zostali razem na zawsze. Ssący Dół spełnił jej życzenie. Susan Taplow miała dziecko, o które błagała. Nikt nie mógł jej go zabrać. Rozdział IX Lynette Grafton zrozumiała, że jej mąż nie wróci, pogodziła się z tym, kiedy powody tego kroku stały się dla niej jasne. Opuścił dom, po prostu odszedł, bo całe jego imperium runęło. Albo popełnił samobójstwo. Nie przestraszyła się tej myśli, rozważyła po prostu wszystkie „za" i „przeciw". Ralph nie był człowiekiem tego typu, wychodził cało z większości o-presji, opanowując prawie wszystkie kryzysy. „Grafton Properties Ltd" mogły zostać postawione w stan likwidacji w końcu tygodnia, ale powinno się przedsięwziąć kroki w celu przeniesienia większości aktywów do innej spółki, zanim zostanie wyznaczony zarządca masy upadłościowej. To wszystko zdarzyło się już przedtem: „Grafton Enterprises Limited" upadło posiadając blisko milion długu, ale Ralph stanął szybko na nogi, śmiejąc się ze swych wierzycieli. Znał wszystkie triki, był w tym nie do pokonania. Lynette zapaliła ostatniego papierosa, cisnęła pustą paczkę, która potoczyła się przez kuchenną podłogę. Wiedziała, że tu jest, była tego pewna, nigdy nie zużywał swej energii bez potrzeby. Ale czuła też coś zdecydowanie osobliwego. Spojrzenie przez okno powiedziało jej, że wkrótce nadejdzie zmierzch. Złote promienie zachodzące- 158 go słońca malowały wydłużone wzory na ścianie. Zastanawiała się, czy w grę wchodzi inna kobieta