Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
A dzieci pastora miały nienaganne maniery. Przez ponad godzinę Frederica gawędziła z żoną pastora o szydełkowaniu, ogrodzie i wychowaniu dzieci. Wkrótce jednak zaczęła czuć, jakby Joan chciała powiedzieć jej coś innego. Nic takiego nie nastąpiło, a pora już była się pożegnać. Freddie podziękowała wylewnie gospodyni i odstawiła spodek. - Wiesz, że byliśmy bardzo blisko - rzekła w końcu Joan, kiedy Frederica zaczęła zbierać rzeczy. Dziewczyna nagle wstała. - Słucham? Joan zarumieniła się. - Przepraszam - powiedziała i podniosła się, by odprowadzić Frederice do drzwi. - To nie miało sensu. Bentley i ja... chciałam powiedzieć, że dzieli nas zalewie kilka tygodni różnicy wieku, - Och, rozumiem - zdołała wydobyć z siebie Fre-derica. A na twarzy Joan pojawił się wyraz prawdziwego zmieszania. - Jako dzieci byliśmy dosłownie nierozłączni - ciągnęła. - Zawsze wymykaliśmy się razem, żeby się spotkać, bo w okolicy nie było innych dzieci w naszym wieku do zabawy. Frederica zdobyła się na uśmiech. - Cieszy mnie, że miał ciebie. Joan zatrzymała się niepewnie przy drzwiach, trzymając dłoń na klamce. - Nic dziwnego więc, że kiedy dorośliśmy uważano, że... a raczej założono, że... cóż, że pozostaniemy sobie bliscy. Frederica uniosła brwi. - A nie jesteście? - spytała zmieszana. - Bliscy, to mam na myśli? - Z pewnością byli, widziała Bentleya w jej towarzystwie i miała wrażenie, że darzą się sympatią. Ale Joan z przejęciem potrząsnęła głową. - Och nie... tylko jako dobrzy przyjaciele. I kuzyni. To wszystko. Frederica uśmiechnęła się i zarzuciła szal na ramiona. - A przecież nie ma większej przyjaźni - rzekła -niż ta, która łączy rodzinę. Mam nadzieję, że wy dwoje pozostaniecie sobie bliscy na zawsze, Joan. Nagle, zupełnie impulsywnie, Joan ją ucałowała. 232 233 - Ach, rozumiem, dlaczego Bentley tak bardzo cię kocha, Frederico. To ją zszokowało. - Kocha mnie? - wyjąkała. W końcu Joan uśmiechnęła się szeroko. - Zawsze wiedziałam, co Bentley czuje - powiedziała. - Zwykle na długo, zanim on sam zdążył zdać sobie z tego sprawę. Czy mogę nazywać cię także moją kuzynką? Chciałabym, żebyśmy zostały przyjaciółkami I jeśli będziesz miała jakiekolwiek pytania, nie krępuj się. Frederica mogła wykorzystać tę okazję i spytać Jo-an o przeszłość Bentleya. Ale nieco bardziej zmieszana cmoknęła Joan w policzek i wyszła. Słowa, które usłyszała, obudziły w niej iskierkę nadziei, której nie chciała przesadnie podsycać. Po wizycie w Bellevue Frederica zaczęła udzielać się jeszcze bardziej, żeby nie pozostawać w bezczynności. Popołudnia często spędzała z dziećmi w ogrodzie, albo pokoju zabaw. Mały Gervais i Madeleine byli tak uroczy, ze szybko przechodziły jej poranne mdłości. Gervais miał poważne oczy ojca, ale najwyraźniej odziedziczył uśmiech po Bentleyu. A Made-leine, pomimo wcześniejszego zdziwienia na widok Freddie w łóżku Bentleya, przywiązała się do nowej cioci. Mała Emmie nie miała jeszcze trzech miesięcy, ale już prezentowała uwodzicielski uśmiech. Dzieci uwielbiały Bentleya i przy każdej okazji zwabiały go do pokoju zabaw. Tam Madeleine siadała na nim, ciągnęła go za uszy i przeszukiwała mu kieszenie, a Gervais pokazywał ołowiane żołnierzyki albo rozkładał szachownicę. Bentley najwyraźniej był w szczególnie bliskich stosunkach z lady Ariane, którą traktował po przyjacielsku. Ariane rzeczywiście była bardzo dojrzałą 234 młodą damą. Frederica nie mogła jednak nie zauważyć, że żadne z młodszych dzieci nie jest do niej podobne. Minęło wiele dni, zanim dowiedziała się, że Ariane nie jest córką Helene, ale dzieckiem pierwszej żony lorda Treyhern, która zginęła śmiercią tragiczną w młodym wieku i o której nikt, nawet Aria-ne, nie wspominał. Jak głosiła plotka, którą Jennie przyniosła od służby, Helene zatrudniono jako guwernantkę dla Ariane po śmierci matki dziewczynki. Mówiono, że Helene uczyła się w jakiejś specjalnej szkole w Szwajcarii i mieszkała w Wiedniu, gdzie studiowała kontrowersyjną dziedzinę związaną z chorobami umysłowymi. Wszystko to brzmiało bardzo fascynująco. Czy Ariane cierpiała na taką chorobę? Ani Helene, ani Ariane nie mówiły o tym, więc Fre-derica nie pytała. Tak więc jej dni mijały z kojącą jednostajnością, aż do pewnego ranka, kiedy po przebudzeniu nie zastała Bentleya w łóżku. Czując się nieco dziwnie, usiadła i naciągnęła na siebie szlafrok. W półmroku nie umiała dostrzec, która godzina na zegarze. Podeszła do okna i je odchyliła. Zaczynało powoli świtać