Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
A może dlatego, że złoszczenie się na kluczników byłoby równie głupie, jak denerwowanie się z powodu huraganu czy epidemii? Klucznik skinął głową: – Wiem. „A dla tego czegoś małego, żałosnego, naiwnego, co nie było ani ciałem, ani duszą, ani talentem – właśnie dla tego, co stanowiło osobowość mężczyzny, sensu nie znalazł. Próbował robić wszystko jednocześnie – kochać, wierzyć, cieszyć się życiem i tworzyć. Ale sensu życia i tak nie znalazł. Mało tego, mężczyzna zrozumiał, że spośród tych nielicznych ludzi, szukających w życiu sensu, nikt nie zdołał go znaleźć”. Martin przytaknął i mały klucznik, popijający z wysokiej szklanki jakiś płyn, wyglądający jak mleko, uśmiechnął się do niego. – Mężczyzna musiał przejść jeszcze wiele dróg – podjął opowieść Martin. – Rzucał się na wszystko, co, jak sądził, niosło w sobie sens. Próbował walczyć, starał się budować. Kochał i nienawidził, tworzył i niszczył. I dopiero wtedy, gdy jego życie zaczęło się chylić ku zachodowi, człowiek zrozumiał najważniejszą prawdę. Zycie nie ma sensu, bo sens oznacza zniewolenie. Sens to twarde ramy, w których umieszczamy życie. Mówimy – sens życia jest w miłości. Albo – w pieniądzach. Mówimy – sens jest w wierze. Ale to tylko ramy. Zycie nie zawiera w sobie sensu – i to jego wyższy sens i wyższa wartość. W życiu nie ma kresu, do którego musisz dojść – i to jest ważniejsze od tysiąca wymyślonych sensów. – Rozwiałeś mój smutek i samotność, wędrowcze – skinął głową klucznik. – Wejdź we Wrota i kontynuuj swą drogę. – To było tylko dokończenie tamtej historii – przypomniał Martin. – Myślałem, że za wejście będę musiał zapłacić jeszcze jedną. Czy Martinowi się zdawało, czy klucznik naprawdę się uśmiechnął? – Wielu ludziom nie starcza życia, by opowiedzieć jedną tylko historię. Każdego dnia zaczynają opowieść, nie znając jej zakończenia... Wejdź we Wrota i kontynuuj swą drogę. Czyżby klucznik odpowiedział na pytanie? – Czy mogłem uratować Kadraha? – zapytał Martin. Klucznik wpatrywał się w przestrzeń i pił mleko. – Nie lubię długów – rzekł Martin. – Chcę opowiedzieć o tych, którzy szukali sensu życia. O geddarze, nauczycielu i kacie, który nie umiał zrezygnować ze swojego sensu. O dio-dao, który zmienił sens życia swojego ro... – Powstrzymaj się – powiedział klucznik i Martin przerwał w pół słowa. – Powstrzymaj się, Martinie. Teraz jeszcze nie umiesz skończyć tej historii. Kontynuuj swą drogę. Martin wstał i skinął głową. Poczuł, że jest zlany potem. Wydawało mu się, że na chwilę znalazł się o włos od nieznanej i bardzo niebezpiecznej granicy. – Dziękuję, kluczniku – wyszeptał Martin. – Do zobaczenia. Część piąta Błękitna Prolog Najbardziej i najpełniej – nie licząc, oczywiście, emigracji – nostalgia przejawia się podczas podróży służbowych. Wyjazdy turystyczne nie pozwalają odczuć tego słodkiego bólu tęsknoty za ojczyzną – zbyt wiele wrażeń, malowniczych ruin, młodego wina i ciepłego morza. Delegacja natomiast, zwłaszcza nieudana, pozwala tej wzniosłej tęsknocie narodzić się, okrzepnąć i rozkwitnąć bujnym kwieciem patriotycznych chabrów i rumianków. Wyprawa na Marge była dla Martina właśnie taką nieudaną delegacją. Stracił wszystkie ślady i punkty zaczepienia. Pozwolił Irinie umrzeć po raz kolejny. I wciąż nie wiedział, czego był świadkiem – boskiego cudu czy kaprysu obcej fizjologii. Najwyższa pora powrócić na łono ojczyzny, wciągnąć w płuca swojski zapach, wypić szklankę wódki, zagryźć garścią świeżej ziemi i przez kilka miesięcy nie ruszać się z Moskwy. Albo wyjechać do niezbyt odległych ciepłych krajów. Najlepsza byłaby rodzima Jałta, Odessa albo Sewastopol. Martin wyobraził sobie Jałtę – spadające ku morzu uliczki, małą knajpkę przy dolnej stacji kolejki linowej, gdzie tak przyjemnie napić się wina przed spacerem nad chłodne już morze... Martin odetchnął głęboko. Zapomnieć o Irinie