Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Za najdrobniejsze przewinienia karcił. I choć narzekał ktoś na te ciężary, 50 Nie zwolnił nigdy go z pieniężnej kary. Gdy ludzie skąpe ofiary dawali, Sprawiał, że potem żałośnie śpiewali, Albowiem zanim biskup ich zahaczył, Wpierw archidiakon w księgach ich oznaczył, Który na mocy jurysdykcji zaraz Mógł wtedy grzywną winowajców karać. A miał na swoje usługi Woźnego. Nie było w Anglii chłopa sprytniejszego. Ten się szpiegami chytrze posługiwał; 60 Co wytropili, to Woźny zdobywał. Tak uwolniwszy jednego od kary Mógł się dowiedzieć o dwudziestu paru. Że był ów Woźny szalony jak zając, O draństwach jego powiem, nic nie tając. Nie może przecie dotknąć nas grzywnami, Bo jurysdykcji nie ma on nad nami I mieć nie będzie nigdy w życiu swoim. ,,Tak samo nie są pod nadzorem moim – Odpalił Woźny – w burdelu podwiki”. – 70 ,,Daj pokój kpinom, nie czas na przytyki – Krzyknął Gospodarz – niech brat mówi dalej! Ty zaś, mój panie, nie oszczędzaj wcale Woźnego tutaj, choć go wściekłość piecze”. Ów łotr fałszywy, ów Woźny – brat rzecze – Jako przynętę miał usłużne gaszki (Tak w Anglii wabią jastrzębie na ptaszki); Te mu o wszystkich sekretach paplały, Od dawna bowiem już się z Woźnym znały I na rzecz jego szpiegowały skrycie; 80 On zasię przy tym zarabiał obficie. Pan dobrze nie znał dochodów Woźnego.4 Ów bez nakazu darł z człeka prostego Grzywnę, Chrystusa gniewem zagrażając. Każdy więc chętnie trzos mu napełniając, Na piwo w karczmie jeszcze go zapraszał. Mieszek miał chudy jak miech u Judasza I jak ów Judasz zbójem był takowym. Pan z kwot pobranych nie miał i połowy. Ależ był łotrem! Lecz dodam poza tem, 90 By cześć mu oddać, Woźnym i gamratem.5 Wszystkie leżuchny miał na swe rozkazy,6 Więc czy o panu Robercie, Damazym, Bartku czy Kubie, jeśli spał z dziewuchą, Ona Woźnemu szepnęła na ucho, Bo w zmowie była ze swoim kamratem. On zaś przybywał z fałszywym mandatem, Do kapituły oboje wzywając, Dziewkę oddalał, gacha obdzierając: ,,Druhu mój – rzecze – przyjaźń ci okażę 100 I z czarnej listy dziewczynę wymażę, Jeśli nie zrobisz tego po raz drugi, Więc z przyjacielskiej skorzystaj przysługi”. Jakich się oszustw imał, by okradać, Można by o tym i rok opowiadać. Tak nie wywęszy pies do polowania, Zali jest ranna, czyli zdrowa łania, Jak Woźny wprawnie pozna rozpustnika, Skrytego gacha i cudzołożnika. A że to jemu dobry zysk dawało, 110 W rzemiosło swoje wkładał duszę całą. Pewnego razu Woźny, jak zazwyczaj Wciąż uganiając za nową zdobyczą, Jechał do pewnej wdowy, starowiny, By ją ograbić, zmyśliwszy przyczyny. A wtem przed sobą ujrzał jadącego Po stronie lasu kmiecia wesołego. Łuk miał i strzały lśniące wyostrzone, Kaftan króciutki z tkaniny zielonej, Kapelusz z czarnym sznurem dookoła. 120 „Hej! Witaj, panie!” – Woźny nań zawoła. – „Ktokolwiek jesteś, bądź mi pozdrowiony! Gdzież tak wędrujesz przez gaik zielony? – Kmieć go zapyta. – Czy jedziesz daleko?” Woźny mu na to: „Ech nie! Niedaleko! W tej okolicy pilną mam robotę. Jadę, ażeby pobrać pewną kwotę, Która należy się panu mojemu”. – „Komornik jesteś?” – „Tak” – odrzecze jemu, Bo nazwać Woźnym wstydził się z obawy, 130 Iż ów poczciwej nie posiada sławy. „Depardieux! Bracie! A to traf nie lada!7 Jam też komornik” – kmieć mu odpowiada. „Lecz mnie te strony nie znane, a zatem Pomóż mi, proszę, bądźże moim bratem I towarzyszem, skoro masz ochotę. Mieszek wypchany srebrem mam i złotem. Gdy w moim hrabstwie ty znajdziesz się kiedy, Tobie nawzajem ja usłużę wtedy”.8 A Woźny jemu: ,,O dzięki serdeczne”. 140 I obaj klnąc się na braterstwo wieczne, Nawzajem dłonie sobie uścisnęli I w dalszą drogę gawędząc pomknęli. W Woźnym skłonności do gadulstwa tyle, Co w dzierzbie jadu, więc w drodze co chwilę9 Do kmiecia z nowym zwraca się pytaniem. „Braciszku – rzecze – gdzie twoje mieszkanie? Powiedz, jak ciebie odszukać w przyszłości?” A kmieć mu tonem pełnym uprzejmości: „Braciszku – rzecze – hen! w północnej stronie.10 150 Myślę, iż kiedyś zawitasz tam do mnie, Bo ci dam rady takie przed rozstaniem, Że snadnie moje odnajdziesz mieszkanie”