They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

.. Chyba rozwścieczy nieprzyjaciela... rozbestwi go i haniebniejsze warunki kapitulacji sprowadzi! Tu przyszedł Wagenfeldowi na myśl paragraf dwieście osiemnasty ustawy o służbie polowej... „Każdy komendant – mówi paragraf – który by oddał twierdzę, nie zmusiwszy nieprzyjaciela do przejścia przez wszystkie roboty oblężnicze i przed odparciem przynajmniej jednego szturmu, przez przystępny wyłom do głównego obwodu twierdzy – karany jest śmiercią!” Lepiej niekiedy być porucznikiem! Zresztą, niech się co chce dzieje... Czy tak, czy owak, musi się to skończyć! Byleby już raz nadeszli... Wagenfeld rzucił okiem w dal i jakby na słowa jego trysnął snop świateł... i rozwinął się w długą, wężowatą wstęgę. Równocześnie prawie rozległy się dźwięki jakiejś pieśni uroczystej, triumfalnej, przejmującej. Wagenfeld jął nadsłuchiwać. Naraz zatrząsł się całym ciałem. Niby echo tamtej pieśni tuż za plecami posłyszał chór głosów rzewnych, smutnych a głębokich. Odwrócił się za siebie. Kościół jasnogórski bił potokami światła i rozbrzmiewał pieśnią na cześć swej Opiekunki i Obronicielki. 59 D o n n e r w e t t e r ! (niem.) – Do pioruna! 60 Pruski generał uląkł się. Pot zimny wystąpił mu na czoło. Śniło mu się, czy marzyło? Paulini zamknięci, wtrąceni do lochu... a w kościele brzmiały organy, a chór się wzmagał i potężniał... Oczy Wagenfelda znów zwróciły się mimowolnie ku horyzontom, a tam na wzgórzach już nie pochodnie, ale mnożyły się ogniska, otaczając wieńcem płomieni całą Jasną Górę. Wagenfeld skoczył ku pierwszej armacie, zakomenderował: Feuer!60 Huk wstrząsnął falami powietrza, zadrżały stare mury, głośnym chrobotem odłamów cegieł witając dobrze im znane dźwięki... Im nie nowina!... Wagenfeld spojrzał przez lunetę. Wszelkie wątpliwości ustały. Przy ogniskach najwyraźniej uwijała się konnica francuska, tu i owdzie widać było wysokie kity u czapek starej gwardii. Francuzi snadź rozkładali się dopiero obozem, bo coraz to ognisk przybywało. Jeszcze chwila, a wzgórza zabłysły setkami świateł, znacząc na niebie wielką łunę, pośród której niby plama czarna zarysowało się położenie Częstochowy. Wystrzały pruskiej artylerii umilkły. Wagenfeld stał nieruchomy, bezwładny. Co bo te kilkanaście dział, co te mury znaczyły wobec tego morza wojska?! Do rana może śladu nie będzie z tego... kurnika!... Wśród chwilowej ciszy u stóp wzgórza rozległy się dźwięki trąbki. – Jedzie parlamentarz, generale! – zaraportował pułkownik Freiburg. – Wpuścić go! W refektarzu zebrała się znów rada wojenna. Wagenfeld przedłożył jej przywiezione przez parlamentarza pismo odręczne wodza francuskiego, brzmiące dość lakonicznie: W imieniu Najjaśniejszego Cesarza, marszałek głównej armii, graf d’0stoja Voschin wzywa imć generała komenderującego załogą Częstochowy, aby w ciągu dwóch godzin poddał się, broń i amunicję wydał. W przeciwnym bowiem razie nakazanym zostanie natychmiastowy a nie ustający szturm, przy czym nikt z życiem nie ujdzie. Zastrzega się, że w razie najmniejszego opóźnienia żadne dalsze odezwy ani parlamentowania przyjęte nie będą. Tu następowała jakaś pieczęć dziwaczna i dwa zamaszyste zygzaki, mające reprezentować podpisy. Członkowie rady wojennej w ponurym milczeniu wysłuchali słów wezwania. Nikt nie chciał pierwszy zabrać głosu. Generał Miller, z właściwą sobie przebiegłością, aby nie zdradzić się przedwcześnie ze swoimi poglądami, ozwał się, niby chcąc coś powiedzieć: – Marszałek Voschin? Nie przypominam sobie takiego nazwiska. – Eh – przerwał niecierpliwie Wagenfeld – także wątpliwość! Chyba znasz pan o tyle Bonapartego, że wiesz o jego sposobie wywyższania ludzi... dziś kapral, jutro kapitan, a pojutrze feldmarszałek! Nie ma o czym mówić! Panowie! Proszę natomiast... o zastanowienie się głębokie, bo aczkolwiek prawo przyznaje mi możność samodzielnego rozstrzygnięcia kwestii, atoli nie chciałbym nic przedsiębrać bez waszej zgody. Sytuacji naszej nie widzę potrzeby ukrywać. Jesteśmy otoczeni ze wszech stron przez sto razy liczniejszego nieprzyjaciela. Szans nie ma żadnych. Pozostaje pytanie, czy i jaką korzyść odniesie ojczyzna z naszej śmierci na gruzach Częstochowy. Czy większy może mieć z nas pożytek, jeżeli cało wyjdziemy... czy gdy się tu zagrzebiemy? Wierzcie mi, panowie, mnie samemu tak życie zbrzydło, iż każdej chwili gotów jestem lec tu, na placu... ale muszę iść za głosem obowiązku! Radźcie, panowie... Proszę! Oficerowie milczeli. – Pułkowniku Freiburg? 60 F e u e r ! (niem.) – Ognia! 61 – Ja? – powtórzył zaskoczony pułkownik. – Nie jestem w możności... doprawdy, położenie jest bardzo... bardzo... Jak pan generał uważa. – A pan, Avisfort?... – Cóż, jesteśmy oblężeni!... Punktu wyjścia nie widzę! Wywody pana generała są bezwarunkowo uzasadnione... – Proszę o wnioski! O jasne wypowiadanie swych zapatrywań – przerwał surowo Wagenfeld rozumując, że tu każdy chce ciężar odpowiedzialności zrzucić na niego. – Rotmistrzu von Kasten!... – Mnie się zdaje, że czy prędzej, czy później spotka nas ten sam koniec!... Von Kasten uciął nagle. Wagenfeld spojrzał przyjaźnie na młodego rotmistrza i rzekł po namyśle, ważąc każdy wyraz: – Widzę, niestety, że niejednemu z was brak odwagi do wypowiedzenia się... I uczucie to usprawiedliwiam. My, żołnierze sławnej pruskiej armii, zbyt przyzwyczajeni jesteśmy do zwycięstw... abyśmy mogli się oswoić z myślą poddania. Zwycięstwo... tak zrosło się z tym mundurem, że przez gardło nie może nam przejść wyraz... kapitulacja. Jednakże, panowie, czas nagli... postanowić coś trzeba