Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Petrie włączył syrenę, w jakie wyposażone są karetki pogotowia zarówno cywilne jak i wojskowe. Ciszę nocną przerwało elektroniczne zawodzenie, zawiadamiające obsługę szlabanu, że karetka się nie zatrzyma, że ma zamiar pędzić dalej, więc, na miłość boską, podnoście szybko szlaban, nim rozbijemy go w drzazgi! Wreszcie w reflektorach ukazał się szlaban, ukazali się carabinieri gorączkowo usuwający na bok przeszkodę. Ambulans tylko im mignął przelatując z wyciem syreny. Angelo przez ułamek sekundy widział gapiące się na nich twarze. Na chwilę reflektory opuściły drogę, gdy karetka wpadła w kolejny zakręt, który Petrie pokonał z niezmienną szybkością. Światła prześliznęły się po pustych torach, pustych teraz, pustych przedtem i pustych za chwilę, gdyż od dłuższego czasu pociągi tą linią nie kursowały. Po wewnętrznej stronie łuku szosy, i nieco poniżej, szumiało wezbrane morze, widzieli spienione fale, gdyż księżyc znów się pokazał spomiędzy chmur. Huragan dalej szalał, nisko zawieszone chmury pędziły jak zagubione stado. Przy szybkości, z jaką jechali, morze wydawało się jedynie wzburzoną, zagubioną tak samo jak te chmury, masą spryskanej srebrem księżyca wody, która prze ku brzegowi, aby wtopić się w piasek jego plaż, pustych i odludnych. Mijali zatoczki, cyple, większe zatoki, czasami dostrzegali niezbyt daleko brzegu ciemne sylwety kutrów marynarki patrolujących okolicę, szukających śladów nieprzyjacielskiej penetracji, nieświadomych, że niespełna kilometr od nich w pędzącym ambulansie, na pełnych reflektorach, nieprzyjaciel zdąża do Messyny. - Na niektórych punktach kontrolnych bliżej Messyny są Niemcy! - ostrzegł Angelo. - Mogą zatrzymać włoski ambulans? - zdziwił się Petrie. - Nie robią tego często, ale się zdarza - odpowiedział. No a dziś, uprzedzeni o możliwości inwazji, będą nie tylko w pełnej gotowości, ale w napięciu nerwów, pomyślał Petrie. Jechali teraz pod górę przez Góry Pelorytańskie osłaniające Messynę od zachodu, szosa biegła nieco dalej od morza, tory kolejowe przez cały czas towarzyszące drodze po prawej stronie teraz przeszły na lewą napowietrznym wiaduktem i biegły dalej osobno na wschód wyszukując sobie własną trasę przez góry i przez tunele do Messyny. Szosa dalej pięła się pod górę, temperatura nieco spadła, gdyż po raz pierwszy od chwili lądowania na Sycylii jechali okolicą zalesioną, widzieli nawet drzewa na szczytach gór. W pewnej chwili zobaczyli przed sobą światła. Jeszcze jeden punkt kontrolny! Petrie włączył syrenę przyśpieszając. - Uważaj! - ostrzegł Angelo. Dzięki księżycowi widać było wyraźnie działko przeciwpancerne z lufą wycelowaną w ich kierunku, na szosę. Po chwili rozpoznali niemieckie mundury. Parunastu żołnierzy. Gdy się zbliżyli, ujrzeli na poboczu włoską ciężarówkę wojskową i dwóch motocyklistów na motocyklach czekających pod drzewami, a za nimi gromadkę włoskich żołnierzy. Drogę zagradzał szlaban. Twarz Petriego zesztywniała, ale nadal prowadził równie szybko jak poprzednio. Nastąpiło coś, co wszystkich zdziwiło: po prostu zaczęło rzęsiście padać. - Uwaga, staję! - ostrzegł Petrie swoich towarzyszy i gwałtownie zahamował. Zatrzymał się z poślizgiem parę metrów przed szlabanem. Zbyt wiele mieli przeciwko sobie: działko, motocykliści - gotowi do pościgu, nawet gdyby udało mu się rozbić szlaban i pojechać dalej - żołnierze z bronią maszynową. Odgłos silnika pracującego na wolnych obrotach został całkowicie zagłuszony przez wzmagający się deszcz, którego krople biły głośno w dach ambulansu. Przez otwarte boczne okno Petrie zobaczył, że idzie w jego kierunku sierżant Wehrmachtu z pistoletem maszynowym wycelowanym w karoserię. Nim doszedł do okna, był zlany deszczem, przemoknięty od stóp do głowy. Stojący za nim pod drzewami włoscy żołnierze rozbiegli się w poszukiwaniu lepszego schronienia, gdyż woda spływająca ze stoku zaczęła po kostki zalewać miejsce, w którym przebywali. - Aha, nie mieliście zamiaru się zatrzymać! - Petrie zaklął w duchu słysząc język włoski w ustach niemieckiego podoficera, ale przybrał zdziwiony wyraz twarzy i odparł: - Jedziemy do szpitala z pacjentem. Nagły wypadek! - To nie powód, aby się nie zatrzymywać przed opuszczonym szlabanem. Widzicie to działo? - Niemiec otarłszy twarz ze strumyka ściekającej z czapki wody wskazał na działo przeciwpancerne, w drugiej ręce trzymając nadal pistolet wycelowany w Petriego. - Wasz pacjent mógł zostać trupkiem. I wy wszyscy też! Podoficer był wysokim młodym mężczyzną koło trzydziestki. Miał arogancki wygląd, był zresztą arogancki w ruchach i mowie. Typowy faszystowski produkt! - Papiery! - warknął, zaś końcem lufy pistoletu niemal dotknął twarzy Petriego, jakby chciał wzmocnić znaczenie rozkazu. Niemiec był świeżo ogolony, a więc objął służbę niedawno. Fakt, że w ostatniej minucie doszczętnie przemókł, nie wpływał na jego dobry humor. Zwłaszcza że nadal tkwił koło ambulansu w obfitym deszczu. Za nim, na skraju szosy stali włoscy żołnierze, którzy przed chwilą uciekli z niecki pod drzewami, zalanej obecnie wodą. Najbliżej ambulansu stał włoski sierżant, krępy mężczyzna o bardzo stanowczej twarzy, który z zaciekawieniem przyglądał się całej scenie. - Wasze papiery! - raz jeszcze warknął niemiecki podoficer. W Petriem coś pękło