Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Teraz drgały pod wpływem naporu powietrza. Bacznie obserwując bombowiec, Jonnie odsunął się nieco na bok. Próbował na konsoli odszukać kombinację odpowiadającą lotowi w bok. Wreszcie znalazł właściwą kombinację. Przesunął samolot o parę cali w przeciwną stronę od ziejących otworem drzwi. Otwór drzwiowy bombowca to przesuwał się w górę, to w dół. Cholera, trzeba by było zgrać w czasie. Pomyślał, że lepiej będzie, jeśli się temu wszystkiemu przez jakiś czas przyjrzy. Włączył reflektory pokładowe, by mieć bezpośredni widok na bombowiec. Nie można opierać się wyłącznie na przyrządach. Ciemna plama otworu drzwiowego rozświetliła się. Mógł wejrzeć do środka. Tak, była tam płaska platforma zaraz za drzwiami. Prawdopodobnie potrzebowano jej do ładowania kanistrów. Och! Kanistry były poustawiane tuż za platformą. Czy wybuchną, jeśli rąbnie w nie podczas przelotu? Przekalkulował odległość i wprowadził ją do kombinacji na konsoli. Potem zaś, pod wpływem nagłego natchnienia, oparł nogę o dźwignię uruchamiania uchwytów magnetycznych. Szarpnięcie przy jakimkolwiek uderzeniu natychmiast spowoduje ruch nogi i włączenie uchwytów magnetycznych w płozach samolotu. Wziął głęboki oddech. Rozejrzał się dokoła, by upewnić się, że nie ma jakichś luźnych przedmiotów. Przesunął kaburę rewolweru na bok pasa, by przy ewentualnym szarpnięciu do przodu nie wbiła mu się w żołądek. Rzemień rewolweru miał okręcony wokół karku. Przesunął go również nieco na bok, by nie zaczepił się o konsolę i nie zadusił go. Na górnej części konsoli położył miękki mapnik. Zrobił to na wypadek, gdyby głową uderzył w konsolę przy nagłym zatrzymaniu się samolotu. Jeszcze raz głęboko odetchnął. Poprawił maskę powietrzną na twarzy. Pilnie obserwował drzwi. Liczyć, liczyć, liczyć! Na ile drzwi zmienią swą pozycję od momentu, gdy on rozpocznie swój manewr? Rozcapierzył cztery palce prawej ręki nad czterema wielkimi przyciskami konsoli, które zapoczątkują manewr. Rozcapierzył cztery palce lewej ręki nad przyciskami, które zatrzymają samolot. Prawa ręka w pogotowiu nad konsolą. Uderzenie w przyciski! Samolot bojowy wbił się w otwór drzwiowy. Coś zachrzęściło. Palce lewej ręki w dół. Stop! Łomot! Zaczepił grzbietem samolotu o górną framugę drzwi, odrywając kawał metalu. Noga poleciała do przodu, uruchamiając uchwyty magnetyczne. Głowa Jonnie'ego trzasnęła o mapnik. Rozbłysło w niej tysiące świateł. A potem nastała ciemność. 7 Przez ten cały czas Zzt oscylował pomiędzy nadzieją i podejrzliwością. Intrygowały go wyprawiane przez bombowiec błazeństwa. Wiedział, że nie ma przyjaciół. Któż więc chciałby przyjść mu z pomocą? Nie mógł wskazać na nikogo. Char był jego kumplem, ale Char zniknął i był na pewno martwy, gdyż kto by nie skorzystał z szansy, by pojechać do domu. A Char nie pokazał się do momentu rozpoczęcia odpalania. Terl! To Terl prawdopodobnie zabił go. A więc nie mógł liczyć na Chara. To nie był Char. Na kogo mógł jeszcze liczyć? Na nikogo! Któż więc byłby zainteresowany w uratowaniu go? Ten półgłówek, Nup, oczywiście spaść pomiędzy znajdujące się pod nimi lody - a były to prawdziwe lodowce. Lód wyczuwało się nawet w atmosferze. Straszna planeta. Nie można więc było mieć tego za złe Nupowi. Lądowanie jednego samolotu na drugim w przypadku braku paliwa i dostanie się w ten sposób do bezpiecznego rejonu było powszechnie stosowaną taktyką. Ale ten idiota Nup wylądował mimośrodowo, co spowodowało kołysanie bombowca z dość dużą amplitudą przechyłów, które doprowadzały Zzta do nudności: Nagle Zzt uświadomił sobie, że ktoś zainteresował się drzwiami bombowca, zaczął więc grzebać w swej torbie z narzędziami w poszukiwaniu przecinarki metalu molekularnego, ale - ku swemu rozczarowaniu - nie znalazł jej. Nie był pewien, czy narzędzie to byłoby skuteczne w odniesieniu do laminatowych płyt molekularnych. Ale przynajmniej mógłby spróbować. Potem zaś ktoś - ktokolwiek to był - zaczął strzelać do drzwi. Ktoś chciał go zabić! Miał rację, twierdząc, że nie ma żadnych przyjaciół. Wewnątrz kadłuba znajdowały się olbrzymie wręgi. Zzt pospiesznie rozpłaszczył się za jedną z nich, aby skorzystać z jej dość szerokiej osłony. Wyjrzał zza niej ostrożnie. I nieco się odprężył. Celem ataku były zawiasy. Ktoś próbował odstrzelić drzwi z zawiasów. Zzt wiedział, że zawiasy nie puszczą, zaciekawiło go więc, że ktoś próbował je oderwać od kadłuba. Po co? Ktoś chciał usunąć drzwi? Przecież to nie miało żadnego sensu. Każdy samolot górniczy, bez względu na jego rzeczywiste wykorzystanie, był wyposażony w sprzęt zgodnie z górniczymi tradycjami. Każdy pracownik Towarzystwa był z zawodu górnikiem. Górnicze technologie, procedura i sprzęt był dla Towarzystwa Górniczego tym samym, a nawet czymś więcej, czym kerbango dla krwiobiegu. Wyciągi, podnośniki, drabiny sznurowe, liny bezpieczeństwa, haki, sieci... nawet wszystkie dokumenty były przesyłane z miejsca na miejsce w pojemnikach przypominających szufle górnicze. Było więc wprost nie do pomyślenia, by ten samolot nie miał w wyposażeniu drabiny sznurowej i lin bezpieczeństwa. Dlaczego więc ten ktoś nie opuścił po prostu drabiny sznurowej i liny bezpieczeństwa i nie próbował się dostać do jego samolotu między kolejnymi wahnięciami drzwi? Przecież mógł także opuścić mu na linie reaktochron plecowy, a potem go wciągnąć z powrotem. Było to dla Zzta tak oczywiste, że pomysł odstrzelenia zawiasów w celu otwarcia drzwi wydawał mu się co najmniej dziwny. A może ktoś chciał ukraść kanister? Ale było to przecież niemożliwe. Wszystkie kanistry były unieruchomione za pomocą uchwytów. Wszystko w tym cholernym gracie było opancerzone, z zewnątrz i wewnątrz. Można było cholery dostać, reperując takie samoloty