Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jedno ci jednak powiem: Nie zapłacę ani za twają strzelbę, ani za rakiję, której nie wypiłem. Za obrak dla mojego konia dostaniesz pięć piastrów. Oto one i tym samym jesteśmy kwita. Handżi wziął pieniądze bez słowa i oddalił się. Usiadłem na ka- mieniu leżącym nie opadal drzwi i czekałem. Wkrótce zjawiła się dziewka z małym tobołkiem w ręku. Powiedziała mi, że spłaciła dług swemu panu i otrzymała zwolnienie ze służby, po czym po- żegnała się wśród szczerych podziękowań. Wtedy i ja opuściłem to miejsce, w którym omal nie ściągnąłem na siebie ńiebezpieczeństwa. Na końcu nikt się już o mnie nie troszczył. Wszyscy zajęci byli rakiją. Odjeżdżając bez pożegnania, żywiłem nadzieję, że duchy mieszkające w wódce może zrozumieją mój zamiar. Taka mała bijatyka we własnym gronie nie zaszkodzi- łaby mieszkańcom tego przytulnego zajazdu. W Topoklu znalazłem inny han; którego właściciel był Turkiem. Tu panowała czystość i była dobra kawa. Ponieważ obok przebie- gała droga z Mastanly i Stojanowej, pozostałem tutaj, żeby pocze- kać na swoich towarzyszy. Sądziłem, że dotrą do Topoklu dopiero wieczorem, ale nadje- chali jeszcze po południu. Ujrzawszy ich, zapłaciłem rachunek i szybko ich dogoniłem. Niemało się zdziwili widząc mnie tutaj, jako że miałem zamiar pojechać do Palacy. Gdy potem opowie- działem im, co przeżyłem, Halef bardzo ubolewał, że go przy tym nie było. Moi towarzysze w ogóle nie spali i wyruszyli o świcie. Ich ko- nie bardzo były zmęczone długą jazdą, ale do Ismilanu mogły wy- trzymać, a tam przewidziany był dłuższy odpoczynek dla ludzi i zwierząt. X. STARY ZNAJOIVIY Przybywszy do Ismilanu, zapytaliśmy o kawiarnię płatnerza Deselima. Dowiedzieliśmy się, że jest to nie tylko kawiarnia, ale również han i że zostaje tam na noc bardzo wielu podróżnych. Z pewnością nie było bezpiecznie zatrzymywać się w domu czło- wieka, który przeze mnie skręcił kark. Ale o tym wypadku nikt 203 przecież jeszcze tutaj nie wiedział, a ponieważ Deselim był szwa- grem Szuta, spodziewałem się, że nasi uciekinierzy też zawitali do ; niego: Może udałaby się tam dowiedzieć czegoś ważnego. Za domem mieściło się dość duże podwórze wraz ze stajniami. : oraz niskim budynkiem, w którym znajdowały się przeznaczone dla przyjezdnych gości pomies~zczenia sypialne. Były to małe izdeb- ki wyposażone w bardzo prymitywne łoża. Koce i inne tego rodzaju rzeczy podróżny musiał mieć swoje. Kiedy zsiedliśmy z koni, pojawił się przy nas mężczyzna o ponu- rej twarzy i po pozdrowieniu zapytał, czy chcemy przenocować. Usłyszawszy ode mnie twierdzącą odpowiedź, rzekł: - W takim razie będziecie musieli spać na podwórzu pod go- łym niebem. Wszystkie pomieszczenia są zajęte. Nie ma wolnego miejsca. - Czy dla takich ludzi też nie ma? To mówiąc wskazałem na swoją kopczę. Ciekaw byłem, czy zrobi odpowiednie wrażenie. - Ach, jesteście braćmi - odrzekł szybko. - To co innego, w takirn razie miejsce się znajdzie. Ale będziecie musieli spać po dwóch, bo mogę zwolnić tylko dwie izby. Zgodziliśmy się i poszliśmy za nim do stajni, by ulokować swoje kanie: Przy tym zdawało mi się, jakbym słyszał z daleka jakiś niezwykły tutaj śpiew, lecz nie zwróciłem na to większej uwagi: Najpierw wskazano nam drogę do kawiarni, gdzie czekała nas miła niespodzianka, gdyż zakomunikowano nam, że możemy dostać pi- law z kurzym mięsem. Chętnie przyjęliśmy tę propozycję. Oprócz nas w izlaie nie było nikogo, a chłopiec, który nas obsłu- giwał, uważał widać mówienie za grzech. Tym sposobem jedliśmy w milezeniu i w spakoju. Potem zjawił się mrukliwy osobnik, któ- ry nas przyjął, żeby nam wskazać nasze izby. - Macie kopcze - powiedział - więc chętnie z wami poroz- mawiam. Ale teraz nie mam czasu, bo w ogrodzie mamy śpiewa- jący teatr. - A kto śpiewa? - zapytałem. - Pewien cudzoziemski śpiewak, który przybył tutaj dzisiaj, żeby zostać na noc. Usiadł w ogrodzie i zacźął śpiewać, i wtedy wszyscy goście wyszli tam do niego. Śpiewa w dalszym ciągu, a oni dalej go słuchają. Musimy więc nosić im tytoń i kawę do ogradu. Przez to mamy dużo pracy. - Wiesz, skąd pochodzi ten śpiewak i jak się nazywa? - Pochodzi z kraju, który zwie się Awusturja, i nosi jakieś obce nazwisko. Mówi, żebyśmy go nazywali Madi Arn,aud. Jeśli nie 204 jesteście zbyt zmęczeni, też możecie pójść do ogrodu. Ale niczego nie zrozumiecie, bo śpiewa w jakimś abcym języku. Mimo to jego śpiew brzmi bardzo pięknie, tak pięknie, jak jeszcze nigdy nie słyszałem. Ma cytrę i przebierając palcami po strunach naśladuje głosy wszystkich ptaków. Następnie poprowadził nas na drugą stronę podwórza i otworzył dwoje znajdujących się obok siebie drzwi niskiego budynku. Z pod- wórza wchodziło się bezpośrednia do izb sypialnych. Kazał tam rozścielić siano i rozłożyć na nim koce, to była grzeczność, którą na pewno zawdzięczaliśmy jedynie kopczy. Omar i Osko otrzymali jedną izbę, a Halef miał spać ze mną w drugiej. Nasz przewadnik oddalił się, także Omar i Osko poszli po nasze rzeczy do stajni