Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
To zwykły prezenter telewizyjny prowadzący rozmowę. - Rozumiem. - Jeśli będzie się pani czuła swobodnie, patrząc na niego, proszę to robić. W przeciwnym razie należy wybrać sobie jakiś punkt obok jego głowy, na przykład róg oparcia krzesła czy obrazek wiszący na ścianie, i na nim skoncentrować uwagę. Obiektyw kamery nie wychwyci tej drobnej różnicy, na zdjęciach będzie wyglądało tak, jakby patrzyła pani prosto w oczy rozmówcy. Najważniejsze, aby móc skupić uwagę. Singleton przeniosła spojrzenie na czubek ucha Gershon i przytaknęła ruchem głowy. - Radzi sobie pani wyśmienicie. Zatem pozostała jeszcze jedna ważna kwestia, Katherine. Zajmuje się pani samolotami, a więc bardzo skomplikowanymi wyrobami. Jeśli spróbuje pani wyjaśniać ich złożoność Reardonowi, szybko popadnie pani we frustrację zrodzoną ze świadomości, że w gruncie rzeczy jego to nie interesuje. Zapewne będzie próbował ingerować w takie wyjaśnienia. Bo w rzeczywistości jego to naprawdę nie interesuje. Powszechnie się narzeka, że telewizja ogłupia. Ale taki już jest charakter tego środka przekazu. Zadaniem telewizji nie jest dostarczanie informacji. Każdy rodzaj wiedzy wiąże się z aktywnością, zainteresowaniem, natomiast telewizja skłania do pasywności. Informacja jest obiektywna, sucha, rzeczowa. Telewizja bazuje na emocjach. Ma przede wszystkim dostarczać rozrywki. Zatem cokolwiek Martin powie, jakkolwiek się będzie zachowywał, trzeba pamiętać, że jego nie interesuje ani pani, ani te zakłady, ani budowa samolotów. On bierze pieniądze za wykorzystywanie swych umiejętności prowokowania ludzi, wprowadzania ich w stan napięcia emocjonalnego, czasem nawet utraty panowania nad sobą, bo w takiej sytuacji łatwo wydobyć z nich jakąś zdumiewającą wiadomość. Proszę więc nie zapominać, że jego głównym celem nie jest uzyskanie ciekawych informacji o samolotach, ale wytworzenie odpowiedniej dla telewizji atmosfery. Jeśli pani to zrozumie, bez trudu udzieli wywiadu. Gershon popatrzyła na nią z ukosa i znowu uśmiechnęła się szeroko, jak dobroduszna babcia. - Jestem przekonana, że spisze się pani znakomicie, Casey. - Czy pani będzie obecna podczas wywiadu? - Och, nie. Moja znajomość z Martinem to bardzo długa historia, wystarczająco długa, byśmy za sobą nie przepadali. Jeżeli zdarza nam się spotkać przypadkiem, odnoszę wrażenie, że oboje mamy taką samą ochotę napluć sobie wzajemnie w twarz. BUDYNEK ADMINISTRACYJNY GODZINA 13.00 John Marder siedział przy biurku i dokładnie przeglądał materiały, które Casey powinna wykorzystać podczas wywiadu telewizyjnego. Chciał je osobiście skompletować i ułożyć we właściwej kolejności. Zwrócił szczególną uwagę na raport dotyczący podrobionej tulei odwracacza ciągu w silniku numer 2. W jej odkryciu dopomogła im odrobina szczęścia, a ten krzykacz, Kenny Burne, tym razem spisał się wyjątkowo dobrze. Tuleja odwracacza ciągu należała bowiem do najważniejszych części silnika. Nie ulegało też wątpliwości, że ta była podrobiona. Specjaliści z zakładów Pratta i Whitneya z pewnością narobiliby szumu z jej powodu, choćby tylko dlatego, że ich osławiony emblemat z wizerunkiem orła został sfałszowany. Ale co najistotniejsze, obecność pirackich elementów w samolocie mogła skierować dochodzenie w innym kierunku, odwrócić uwagę od slotów... Zadzwonił aparat jego prywatnej linii telefonicznej. - Słucham, Marder. - Już po wszystkim?-zapytał Edgarton, którego głos docierał wraz z intensywnym szumem elektrostatyki. Widocznie prezes dzwonił z pokładu służbowego odrzutowca lecącego do Hongkongu. - Jeszcze nie, Hal. Będą nagrywali wywiad za godzinę. - Zadzwoń do mnie, jak skończą. - Oczywiście. - Wolałbym żebyś miał do przekazania dobre wieści - rzucił Edgarton i szybko przerwał połączenie. BURBANK GODZINA 13.15 Jennifer przeżywała rozterki. Musiała na jakiś czas zostawić Marty'ego samego, a to było dosyć ryzykowne: napastliwy Reardon aż kipiał energią i zawsze należało uważnie kontrolować przebieg prowadzonych przez niego rozmów. Pod pewnymi względami przypominał dziecko, które trzeba bez przerwy prowadzić za rączkę. Zresztą wszyscy prezenterzy "Newsline" zachowywali się podobnie, wykonywali typowe zajęcia reporterskie, choć w gruncie rzeczy byli tylko aktorami, uważającymi się w dodatku za wielkie gwiazdy. Odznaczali się więc próżnością, egoizmem i arogancją. A przede wszystkim sprawiali mnóstwo kłopotu. W dodatku Jennifer zdawała sobie sprawę, że mimo braku większego zainteresowania prowadzonymi wywiadami, Marty'emu przynajmniej w jakimś stopniu zależy na przygotowaniu ciekawego reportażu. Miał świadomość, że ona spisała scenariusz na kolanie, a omawiany problem jest co najmniej niejasny i podejrzany. Stąd też żywił uzasadnione obawy, że po zmontowaniu będzie musiał firmować swoim nazwiskiem bardzo wątpliwej jakości materiał. Ale pewnie najbardziej bolało go to, że po emisji reportażu, w ulubionym miejscu spotkań podczas lunchu, czyli w restauracji "Cztery Pory Roku", może usłyszeć od kolegów jakieś złośliwe uwagi. Na pewno nie obchodził go problem dziennikarskiej uczciwości, myślał wyłącznie o swojej karierze. Ale mógł się niczego nie obawiać, Jennifer miała już w swoich rękach coś naprawdę rewelacyjnego. Nie było jej zaledwie dwadzieścia minut, ale nie zdążyła nawet zaparkować samochodu w zatoczce, kiedy Marty z daleka ruszył energicznym krokiem w jej stronę. Miał zbolałą minę, był nieszczęśliwy. Należało się tego spodziewać. Kiedy tylko wysiadła z auta, podszedł do niej, szykując się na okazanie swego niezadowolenia, na zasypanie jej ciętymi uwagami dotyczącymi rozmówców, czy nawet na przedstawienie jej groźby powiadomienia Dicka Shenka. Otwierał już usta, gdy Jennifer powstrzymała go ruchem ręki. - Obejrzyj to sobie - rzekła, wyjmując z torebki kasetę wideo. Podała ją operatorowi i poprosiła o odtworzenie. Ten załadował kasetę do kamery i dołączył kabel od niewielkiego przenośnego monitora stojącego na trawniku. - Co to jest? - spytał Marty, spoglądając podejrzliwie na ekran. - Sam zobaczysz. Pojawił się obraz przedstawiający niemowlę spoczywające na kolanach matki. Dziecko zagaworzyło głośno: "Gu-gu, ga-ga", po czym wetknęło do buzi paluszki stopy