Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W Massachusetts nie wiadomo właściwie, w jakim celu błądzi po nocach w białym czepeczku staruszka Elizabeth Porter, zmarła przed pół-torasta laty. New Hampshire ma jeszcze drugiego ducha — 311 ii Mary Oceaniczną. W 1720 roku piraci zdobyli okręt, na którym urodziło się dziecko. Wódz ich obiecał wolność pasa-żerom, jeśli dziecko otrzyma imię Mary na cześć jego mat-ki. Zdawało się, nie jest to żaden powód do błąkania się: po nocach, a jednak w braku lepszych duchów Mary Ocea-niczłia od dwustu blisko lat pełni to zadanie. Jak widzimy, daleko tu duchom do szekspirowskiej pomy-słowości. Jest pamięć o jednej czarownicy z Tennessee, które potrafiła unieruchomić powóz prezydenta Jacksona, aleś ta się nie ukazuje'jako widmo. Jedyna pomysłowa legenda iyczy nagrobku założyciela miasteczka Bucksport, pułkownika,; Bucka, który w 1760 r. skazał czarownicę na śmierć. Cża-rownica, idąc na stos, obiecała okryć go wieczną hańbą. Kiedy po śmierci pułkownika postawiono mu nagrobek, wy-, skoczył na płycie rysunek kobiecej. pończochy, który niei daje się zetrzeć. Ten nagrobek można oglądać na cmentarzu'' na drodze Nr 15 wiodącej z Bucksport ku morzu. Wybiorę się tam kiedy z pilnikiem i sprawdę, czy ta pończocha;; puszcza oczka. Wszystkie te miejscowości leżą na Wschodzie, nad Atlan-| łykiem. Tam jeszcze była tradycja Anglii i tam poniektó-; czy „mieli dziadków". Ale tu, o trzy tysiące mil na zachód? Przecież tu sto lat temu w najlepsze wrzały warki z In-dianami, kipiała praca, nie było czasu na tworzenie się le-;; gend. Powstał zabawny folklor amerykański. Legenda o Nor-.f wegu, który zżerał wannę kiełbas i podnosił jakieś niesamo-wite ciężary, o Indianinie, który tak szybko układał pod- ; kłady kolejowe, że pociąg nie mógł nadążyć za nim. Le-gendy technokratycznego kraju. — A jednak tu, w Kalifornii, „Mystery House" jest po-.! święcony prawdziwym duchom — upierali się autochtoni. Wybrałem się tam, aby zobaczyć istne curiosum: duchy,, bo duchy, ale na pożywce technokratycznej. W czasie wojny z Anglią zbrojownia w Springfield Mass wyrabiaia dwieście pięćdziesiąt muszkietów rocznie. Whiih-ley, wynalazca maszyny do czyszczenia bawełny, ofiarował się dostarczyć w ciągu dwu lat 15 000 muszkietów, każdy z wyciorem, bagnetem, stemplem i śrubokrętem. Wyśmiano go, bo wyprodukowanie muszkietu jest zbyt długą spiawq: człowiek, który go robi, musi być dobrym metalowcem, ślusarzem, stolarzem przy wyrobie części drewnianych, wreszcie precyzyjnym mechanikiem przy wyrobie delikatnego zamka, balistykiem i ogniomistrzem. Whithley jednak rozwiązał zagadnienie przez pierwszy w Ameryce prototyp produkcji taśmowej, przy której każdy robotnik znał tylko jeden ruch. Nadto gdy dawniej-składy były zawalone zdezelowanymi muszkietami, to teraz każda część pasowała do każdego muszkietu. Tak Ameryka wygrała wojnę i tak wkroczyła na taśmę produkcyjną technokratycznego rozkwitu. Długo służyły jednostrzałowe muszkiety do walki z Indianami. Czerwonoskórży stosowali specjalną taktykę: przez nagłe uderzenie spowodować salwę z wszystkich muszkietów. Wówczas broniący się pozostawali bezbronni, bo nabicie muszkietu wymagało oddzielnie nasypania prochu, potem wbicia kuli stemplem i jeszcze podsypania panewki. Dlatego, starając się usprawnić procedurę, w wojsku polskim końca XVIII wieku istniała komenda „sześć kul w gębę weź", bo przynajmniej nie trzeba było ich szukać w ładownicy. Pewnego razu w połowie zeszłego stulecia dwaj bracia Atkinsonowie wysunęli się w dzikie krainy Oklahomy i założyli farmę. Obiegli ich Indianie i swoim zwyczajem wyskoczywszy masowo, spowodowali, że obaj bracia wystrzelili równocześnie. Indianie, rzucili się na „bezbronnych", spotkał ich jednak szereg strzałów. Atkinsonowie mieli pierwsze w Oklahomie repetierowe karabiny Winchestera. Wieść o nowej straszliwej broni przeraziła Indian. Odtąd niemiłosierny winchester i jego bliski pociotek, sześcio-strzałowy bębenkowy rewolwer colt, dokonywały istnych rzezi. Fortuna Winchestera rosła, jego karabiny zbierały w różnych wojnach w pięciu częściach świata krwawe żniwo. Indianie niemal zupełnie zostali wytępieni, na Dzikim Zachodzie winchester nieraz szedł przed prawem: widziałem cmentarz w Nevadzie, na terenie byłej kopalni srebra, na którym pierwszych dwudziestu sześciu pochowanych to byli ludzie zastrzeleni, aż dopiero dwudziesty siódmy zmarł śmiercią naturalną. 313 312 Sara Winchester była wdowq po wnuku wynalazcy. Mqż| jej był suchotnikiem i cała energia młodej kobiety skoncen-| trowała się na ratowaniu jego życia. Miliony nie pomagały,! Z jednej strony potężną, wciąż wzbierajqcq falq wlewały sięl dolary, bo potrzeba zabijania zataczała coraz szersze kręgij z drugiej — cienkq strużkq nieubłaganie wyciekało życie. Kiedy zawodzili lekarze, szła do znachorów, do wróżbi-i tów, do teozofów, do jogów — czepiała się każdej możli-| wości, każdej nadziei. ¦ ¦ . Tam jej wytłumaczono, że to duchy pomordowanych przez] karabiny winchester, duchy ludzi, którym nagle odjęto życie, i podczas gdy życia tego nie byli syci, skupiają się głodnym;! żarłocznym tłumem nad pełgajqcq egzystencjq suchotnika, by jeszcze schwytać każdy na swój rachunek niteczkę cudzego życia, na którym mieli hipotekę, niteczkę wiqżqcq.j z ziemiq