Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Mengsk czuł się nieswojo ze świadomością, że tak doświadczony dowódca, rozporządzający potężnymi siłami, krąży w pobliżu i się nudzi. Generał był zahartowanym w bojach starym żołnierzem, który przysiągł bronić nowego rządu. Tacy ludzie traktowali przysięgi poważnie, niemniej... Imperator postanowił dać generałowi i jego ludziom szansę wykazania się. Holoprojektor zresetował się i zaczął odtwarzać mowę koronacyjną od nowa. „Rodacy Terrańczycy, przychodzę do was, aby, w związku z ostatnimi wydarzeniami, zaapelować do waszego rozsądku...” Przez moment Mengsk zastanawiał się, czy nie wyłączyć urządzenia, w końcu jednak uznał, że wysłucha mowy jeszcze ten jeden raz. Napisał rozkazy i przesłał je do działu łączności. W rozkazach tych odkomenderowywał Eskadrę Alfa – w trybie natychmiastowym – na planetę Bhekar Ro. @@ROZDZIAŁ 10 O świcie na burym niebie Bhekar Ro zawirowały rzadkie chmury. Potem przez zawiesistą warstwę atmosfery przeszły niespokojne zmarszczki, jak na plamie tłuszczu unoszącej się na nieruchomej wodzie. Nad rozległą przestrzenią nieużytków panował spokój... zbyt duży spokój. Nagle suche powietrze przeszył huk i niebo rozdarła szczelina zakrzywionej czasoprzestrzeni. Łoskot wprawił w panikę jastrzębia, któremu po raz pierwszy w życiu tak brutalnie zakłócono odwieczną wędrówkę w poszukiwaniu pożywienia. Kiedy wreszcie w dolinie przebrzmiały echa grzmotu, zza chmur wyłonił się protossański obserwator z Qel’Ha i zawisł wysoko nad powierzchnią ziemi. Obserwatory były zdalnie sterowanymi jednostkami rozpoznawczymi, przeznaczonymi do zbierania informacji. Nigdy nie brały udziału w bitwach. Zgodnie z zaprogramowaną procedurą obserwator włączył pole mikromaskujące i chwilę potem zniknął. Następnie, opuściwszy się tuż nad powierzchnię gruntu, aktywował skomplikowany system sensorowy, który wyczerpywał większą część energii operacyjnej urządzenia i pozostawiał je praktycznie bezbronnym. Otworzyła się trzyskrzydłowa pokrywa, z komory ładunkowej wysunęło się wielkie cyklopowe oko i rozpoczęło poszukiwania. Dopóki leciał przez niezmierzoną pustą przestrzeń międzygwiezdną, nie mógł precyzyjnie określić współrzędnych planety. Dopiero teraz, gdy zlokalizował źródło wyemitowanego sygnału, rozmieścił stawy nawigacyjne, aby Qel’Ha i reszta protossańskiej floty ekspedycyjnej mogli trafić dokładnie w miejsce przeznaczenia. Przez kilka godzin obserwator bez przeszkód badał niezamieszkane tereny Bhekar Ro. Zataczał w górze ogromne kręgi, powoli zbliżając się do strzaskanego zbocza góry, gdzie na wpół odsłonięta organiczna osobliwość połyskiwała w porannym świetle słońca. Sporządzał obrazy artefaktu, robił analizy i na bieżąco wysyłał raporty do egzekutora Koronisa. Po swojej pierwszej transmisji tajemniczy obiekt więcej się nie odezwał. Czekał. Po zakończeniu badania niezwykłej budowli z bezpiecznej odległości, na jaką pozwalał mu program, aby nie zbudzić artefaktu, obserwator przystąpił do rozpoznania dalszych terenów. W szczegółowym zestawieniu danych strategicznych przekazał zdjęcia łańcuchów górskich i potwierdził – bez śladu zaskoczenia w zrobotyzowanym mózgu – obecność pól uprawnych oraz ludzkich siedlisk złożonych z prefabrykowanych budynków. Aby dokonać szczegółowej oceny sytuacji, pod osłoną maskującej niewidzialności zbliżył się do zaobserwowanych gospodarstw, aż w końcu zawisł nad głównym miastem kolonii i zaczął zbierać dane na temat osadników – populacji, obronności... *** Ranek wstał jak każdy inny, lecz dla Oktawii był to pierwszy dzień, który musiała przywitać w samotności. Kolonizatorzy zostawili ją samej sobie, nawet burmistrz, który, jak wiadomo, na ogół był mocniejszy w gębie niż działaniu. Siedziała na ośmiokątnym rynku i wspominała brata. Przypominała sobie ich rozmowy o tym, kto w kolonii nadawałby się na męża dla Oktawii albo na żonę dla Larsa, o ich ciężkiej pracy i planach na przyszłość. Wspominała wspólne dzieciństwo – zabawy, kłótnie... Od śmierci rodziców minęło tyle czasu, że rany zdążyły się już zabliźnić. Osadnicy na Bhekar Ro byli oswojeni z niespodziewanymi nieszczęściami i potrafili okazywać współczucie, nie poddając się paraliżującej rozpaczy. Free Haven wycierpiało już do tej pory dużo i mogło znieść jeszcze niejedno. Takie było ich życie. Dziadkowie Oktawii uważali to za lepszy los niż jarzmo Konfederacji Terrańskiej. Tu byli przynajmniej wolni... chociaż Oktawia nie była w tej chwili pewna, czy rzeczywiście woli to krótkie życie w ciągłej niepewności, jakie wiedli na Bhekar Ro. Nie mogła sobie darować, że pojechali wczoraj sprawdzać te sejsmografy i kopalnie. Lars był taki podniecony ich odkryciem