They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Park miał jeszcze trochę purpurowych liści i Tomek szkarłatną gałąź sumaku wcisnął w róg swego siedzenia, a sam miał w oczach uciechę i ochotę. Pilnując pakowania, uważał na drzwi domu i gdy ukazała się hrabina, spostrzegł, że raz pierwszy spojrzała na niego, że go w ogóle zobaczyła, i zdziwił się. Ale za hrabiną lokaj wyniósł wino i nalewając mu kieliszek, rzekł: — Na pomyślną jazdę pan hrabia przysyła. — Świat objedziemy bez jednej chyby! — zaśmiał się zdrowymi białymi zębami z ukłonem w stronę hrabiny. Wypił, motor puścił, zasiadł u kierownika. Wowo, który go znal zajął obok niego miejsce. Hrabia spojrzał na zegarek, ulokował się obok żony, ruszyli. Słońce wybiło się nad mgły, zapłonęły tęczowe krople rosy po gałęziach, pęd powietrza wilgotnego, pachnącego rolą i liśćmi objął płuca, samochód sunął jak łódź po wodzie. Tomek się skupił w wzroku i miał wrażenie, że jest przodownikiem–żurawiem, i tak pomknęli w daleki świat ku słonecznemu południu, on na szaloną imprezę, pewny, że to on wybrał i sobą rządzi, nieświadomy, że to los go z sobą zagarnął, aby się spełniło przeznaczenie. Gdy w szalonym tempie mijał Żerań, mignął mu wózek i owinięta w chusty postać Maleckiej odjeżdżającej do kolei. Na sygnał samochodu wózek się zatrzymał na skraju drogi i zdało mu się, że stara przeżegnała go krzyżem, schylił głowę, ale oczu nie odwrócił od linii drogi upojony przestrzenią, pędem, szałem życia! Gdy stanęli w Warszawie, hrabia ręce zatarł, sięgnął do kamizelki i podał mu złotą dziesięciorublówkę. — Lubię taką jazdę, Czuję, że żyję. Macie nerw. — I ja to lubię, więc zapłaconym ekstra uciechą — odparł, jeszcze cały przejęty wrażeniem, ale już zjeżony obrazą, i dodał: — Przepraszam pana hrabiego, mam ochotę służyć, ale bez gościńców. Hrabia dłoń cofnął i miał tyle taktu, że się nie rozgniewał. — Compris, zapomniałem. Do jutra swoboda, wyekwipować się, zabawić, pożegnać kraj, maszynę podać o dwunastej. — Wowo niech przy samochodzie zostanie — rzekła hrabina —i ta gałąź sumaku niech dalej z nami jedzie. Tomek się uśmiechnął z triumfem. Znalazł od razu coś, co jej widocznie sprawiło przyjemność. I dojechała purpurowa gałąź w całości do Wiednia, i gdy hrabiostwo rozgościli się w hotelu, przeniósł ją Tomek do numeru, a ulokowawszy samochód, przyszedł po dyspozycje. Nazajutrz ruszyli z hrabią do Styrii na polowania. Wowo zaskomlał żałośnie, gdy został z hrabiną, a Tomek spojrzał na niego i rzekł mu w myśli. — Skomlij, skomlij, ja też skomlę, że nie mogę się z tobą zmienić, durniu jeden! * * * Samochód był o sto kroków od hotelu, gdy go hrabia kazał zatrzymać i z uśmiechem złośliwego triumfu zajął miejsce szofera. Tomek, który był kierunek drogi starannie przestudiował, zobaczył, że mkną zupełnie gdzie indziej. Wydostali się z ciżby śródmieścia i na przedmieściu hrabia zatrzymał się przed elegancką willą. — Tony! Endlich*! — zadzwonił głos kobiecy, zgrabna postać zbiegła z ganku rzucając się na szyję hrabiego wśród śmiechu i potoku słów w wiedeńskim dialekcie. — Ano, wyrwałem się ledwie. Myślisz, żem się bawił! Teraz w drogę, aby najdalej i najdłużej od jarzma. Gotowaś? — Ależ nie. Miałam się jutro otruć, kufry nie spakowane. Milly wróci dopiero wieczorem. Chodź, chodź, mam nowego ratlera — arcydzieło. Ruszymy jutro rano. Co to? Masz nowego szofera? Gdzie Pinc? A legityma*? — Mniejsza o to wszystko! Gdzie ogrodnik? Niech otworzy garaż. Tom, jedziemy jutro rano, ani krokiem się stąd nie ruszyć! Hrabia, o dziesięć lat młodszy, uprowadził kobietę do willi, a Tomka wziął w opiekę ów ogrodnik. Gdy ulokowali samochód, poszli do służbowych apartamentów i tam po rozmowie dowiedział się od ogrodnika i jego żony–kucharki, że służą u panny Mizzi Perle z teatru, a raczej u hrabiego, który willę, pannę i ich suto opłaca i utrzymuje już od lat pięciu. „I to się nazywa polowanie w Styrii” — pomyślał Tomek, niejasno zdając sobie sprawę, czy mu to odkrycie robi przyjemność, czy przykrość. Wieczorem zjawiła się Milly, szykowna subretka*, sprytna, ładną wygadana, zalotna. Wytrawnym okiem obejrzała i oceniła szofera i wnet zaczęła go kokietować. Nie broniąc się ani awansując, Tomek wyciągał z niej wszelki informacje sobie potrzebne, a że hrabia nie miał tajemnic przed Mizzi a ta przed swą pokojówką, więc po paru godzinach zwierzeń wiedział wszystko. Stosunek hrabiego ze śpiewaczką trwał już od kilku lat i był wiadomy ogólnie, ale przed dwoma laty omal nie został zerwany z powodu małżeństwa hrabiego. Mizzi była wściekła, chciała walczyć anonimami i witriolejem*, ale gdy się dowiedziała bliższych szczegółów, sama się pierwsza śmiała do rozpuku. Hrabina była prostą nauczycielką, a małżeństwo zawarte dla wygrania zakładu. Podobała się dwom paniczom, a że odmówiła jednemu, drugi o zakład poszedł, że ją dostanie. I postawił na swoim bo trzeba wiedzieć, że panna miała oficera brata, namiętnego gracza Hrabia się z nim poznał, zaczęli grać i przegrał tamten wielką sumę do wypłaty w ciągu doby. Hrabia myślał dostać pannę bez sakramentu; powiedział, że za nią zapłaci kwitem brata, ale panna ma ciotkę i ta dopilnowała, żeby ślub był. Hrabia dowodzi, że ten ślub to był taki z operetki, ale najlepszy kawał, że te pieniądze, które stracił na bracie, odebrał od barona z którym zakład wygrał, i to go najbardziej w tym raduje, bo hrabia ma największy sport urządzać ludziom kawały i opowiadać je swojej Mizzi. Tu Milly zaczęła chichotać, jakby miała jeszcze wiele do opowiadania, ale Tomek nie badał dalej, bo kłębiło mu się w głowie od myśli chaotycznych, i upozorowawszy zmęczenie, poszedł do przeznaczonego sobie pokoju, by ochłonąć i zastanowić się. I tej nocy przewinął się u niego iście bajeczny korowód istot