Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Gruba skóra kreatury tworzyła coś na kształt zbroi, a rozmiary i zasięg kończyn umożliwiały temu stworzeniu rozgniecenie Eudoryka jak pluskwy zanim ten znalazłby się wystarczająco blisko, by zadać śmiertelne pchnięcie. — Naprawdę? — spytał Eudoryk, próbując bez skutku odzyskać spokój. — Jak zatem wolisz, by nazywano cię, panie? — Nasz rodzaj zwie się Ghkhlmpf — powiedział ludojad, a przynajmniej tak to zabrzmiało w uszach Eudoryka. — Obawiam się, że nigdy nie będę mistrzem języka ludojadów — stwierdził Eudoryk. — Ale na czym polega ta wasza ortodoksyjność? — Wiedz, mały obcokrajowcze, że jeszcze kilka lat temu, wskutek ignorancji pożerałem wszystkich, którzy stanęli na mojej drodze, niezależnie od ich wyznania. Teraz jednak, odkąd biskup Grippo nawrócił mnie na Triunitariańską Wiarę, tym, których zatrzymam, ofiarowuję szansę przeżycia, zadając im pytania o zasady Prawdziwej Wiary. Jeśli dają mi zgodne z prawdą odpowiedzi, mogą jechać wolno. Pierwsze pytanie… — Za pozwoleniem, panie Ludojadzie — rzekł Eudoryk. — Chciałbym zamienić słówko z moim sługą. — Po lokaniańsku polecił Forthredowi: — Wracaj, ale idź, nie biegnij, zobaczyć, co robi Yolanda. Jeśli ludojad mnie zaatakuje, postaram się go zatrzymać wystarczająco długo, byście zdążyli wsiąść na konie i uciec. Po czym zwrócił się do ludojada: — A teraz — panie, co to za pytania? — Po pierwsze — rzekł ludojad — powinieneś wyrecytować szesnaście założeń Doktryny Triunitariańskiej, tak jak zostały one sformułowane przez Najwyższego Archimandrytę, Aleksanaksa Trzeciego. Eudoryk zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Z wymuszonym uśmiechem powiedział: — Obawiam się, że masz nade mną przewagę. Choć nie jestem człowiekiem religijnym, wychowywałem się w cesarstwie, gdzie oficjalnym wyznaniem jest religia Boskiej Pary… — Ho! — ryknął ludojad. — Biskup Grippo szczególnie mocno wpajał mi potrzebę wykorzenienia tej nędznej herezji! — Uniósł swą maczugę i zrobił krok naprzód, a każda z wici zwijała się jak dżdżownica na haczyku. — Z drugiej strony — kontynuował Eudoryk, jakby nie słysząc słów ludojada — moja nowo poślubiona małżonka, księżniczka Yolanda z Frankonii, mogłaby zapewne lepiej odpowiedzieć na twoje pytania… — Nic mnie nie obchodzi twoja żona! — warknął ludojad. — Kiedy skończę z tobą, będzie miała szansę uniknąć kary. Giń, karle! Z przeraźliwym rykiem ludojad rzucił się do przodu i zamachnął maczugą. Roztrzaskałby głowę Eudoryka jak jajko, gdyby ten nie uskoczył do tyłu, kiedy powiew wywołany zamachem potwora dotknął mu twarzy. Ludojad poruszał się niezwykle zwinnie jak na swoje rozmiary. Eudoryk zauważył, że szpony palców u nóg, zapadając się w próchnicę, tworzyły rodzaj dźwigni odbijającej ludojada, wskutek czego nikt nie miał szansy wygrać z nim gonitwy. Trafił mieczem w ramię ludojada w chwili, gdy ten się odwracał, lecz odległość była zbyt duża, aby pchnięcie mogło być skuteczne. Czubek ostrza ledwie drasnął skórę na ramieniu potwora. Lewą ręką Eudoryk sięgnął po sztylet. Zapewne, pomyślał, najlepiej byłoby przyskoczyć blisko, w zasięg tych pomarszczonych, długich jak u małpy rąk i próbować dźgnąć ludojada w jedno z tych miejsc, gdzie jego skóra była cieńsza. — Żywotny drobiażdżek! — mruknął ludojad. — Ale to cię nie uratuje! Uniósł przy tym maczugę pod kątem i opuścił ją ostro w dół. Eudoryk uskoczył na bok, ale maczuga zahaczyła o jego lewe ramię nim walnęła w ziemię, wydając stłumiony odgłos niczym z bębna. Przez to uderzenie Eudoryk potknął się i sztylet wypadł mu z ręki. — Wkrótce skończę twój taniec! — zaryczał ludojad, wymierzając szerokie, zamaszyste pchnięcie w łydki Eudoryka. Ten miał tylko tyle czasu i siły, by podskoczyć, wskutek czego maczuga przeleciała pod nim. — Ostatni cios! — zaskowyczał ludojad unosząc broń i odchylając się, by wykonać uderzenie. Eudoryk skupił się, szykując do skoku w zasięg rąk łudojada. Nie zdążył podnieść sztyletu na czas, na szczęście krótki miecz mógł spełnić jego zadanie. Jeśli nie, byłaby to ostatnia przygoda Eudoryka. Nagle nastąpiła przerwa w walce. Mimochodem Eudoryk usłyszał, że Yolanda wykrzyknęła jakiś zwrot w nieznanym języku. Moment później z narastającym szumem powietrze wokół walczących wypełniło się świecącymi, kręcącymi się, czarno–żółtymi punktami. Jęk łudojada uświadomił Eudorykowi, że rój olbrzymich szerszeni przeleciał obok niego i zaatakował potwora. Obsiadły łudojada, wbijając żądła w skórę, szczególnie zajadle atakując twarz, szyję i inne wrażliwe części ciała. Rycząc, ludojad zaczął się kręcić, a od jego stąpnięć w puszczy drżała ziemia