Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Nie, sama muszę dbać o siebie. Nie podobał mu się ten pogląd- Jego marsowe spojrzenie niemal parzyło. - Czyżbyś celowo starała się mnie rozzłościć sugestią, że nie potrafię zapewnić ci opieki? - Naturalnie, że nie - odparła szybko, chcąc go uspokoić. - Bardzo mi przyjemnie być pod twoją opieką. - Przeczysz sama sobie, kobieto. - Wcale nie chcę ci mieszać w głowie, Gabrielu. Po prostu próbuję jakoś uporządkować myśli. Kiedy kogoś dręczy głód, a dookoła nie ma nic do jedzenia, to ten ktoś dzień i noc trapi się, jak znaleźć żywność. Czy nie tak, mężu? Gabriel wzruszył ramionami. - Tak sądzę. - Mnie przez długi czas dręczy) strach. Doświadczałam tego uczucia tak długo, że w końcu niemal zawładnęło całym moim życiem. Ale teraz jestem bezpieczna. Mam czas myśleć o czym innym. Rozumiesz? Nie rozumiał. Nie podobała mu się też jej zafrasowana mina. - Powiedziałem ci, że jestem z ciebie zadowolony. Nie potrzebujesz się martwić. Traciła cierpliwość. Uśmiechnęła się, zadowolona, że stoi zwrócona plecami do męża. - Gabrielu, może się zdziwisz tym, co powiem, ale nie zależy mi szczególnie na zadowoleniu ciebie. Był nie tylko zdziwiony, ale również zirytowany. - Jesteś moją żoną - przypomniał jej. - Pragnienie, by mnie zadowolić, jest przeto twoim obowiązkiem. Johanna westchnęła. Widziała, że nie pojął nic z tego, co próbowała mu wyjaśnić. Zresztą nie mogła mieć do niego pretensji. Sama siebie ledwie rozumiała. - Nie chciałam cię urazić, milordzie. Zabrzmiało to szczerze. Gabriel złagodniał. Stanął za nią i otoczył ją ramionami. Potem skłonił głowę i pocałował żonę w szyję. - Chodź, Johanno. Pragnę cię. - Ja też cię pragnę, Gabrielu. Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się. Poderwał ją z ziemi i zaniósł do łoża. Tam bez pośpiechu zaczęli wymieniać czułe pieszczoty, a kiedy oboje znaleźli zaspokojenie, mocno przytulili się do siebie. - A jednak jestem z ciebie bardzo zadowolony, kobieto. - Przepojony uczuciem głos miał szorstkie brzmienie. - Pamiętaj tę pochwałę, milordzie, bo z pewnością w przyszłości nie zawsze zdołam cię zadowolić. - Czy to jest twoje zmartwienie, czy przepowiednia? Oparła się na łokciu i delikatnie pogłaskała go po szyi. - Ani jedno, ani drugie. Po prostu mówię ci prawdę. Spytała go o zamiary na następny dzień. Gabriel nie zwykł dzielić z kimkolwiek swych planów, ale był w nastroju do uszczęśliwiania żony, opowiedział więc ze szczegółami o polowaniu i o tym, co jego ludzie chcieli ukraść. Przysięgła sobie zawczasu, że nie będzie robiła mu wykładów. Nie potrafiła jednak znieść milczenia dłużej niż kilka minut i wygłosiła płomienną mowę o cnocie uczciwości. Wspomniała o gniewie Boga na Sądzie Ostatecznym. Na Gabrielu opowieści o ogniu piekielnym i siarce nie zrobiły wrażenia. Ziewnął w połowie przemowy. - Mężu, jest moim obowiązkiem pomóc ci w prowadzeniu dobrego, uczciwego życia. -. Dlaczego? - Żebyś dostał się do nieba, naturalnie. Wybuchnął śmiechem. Johanna musiała się poddać. Zasnęła pełna troski o mężowską duszę. 10 Pierwszą rzeczą, jaką Johanna zauważyła, gdy następnego rana zeszła do wielkiej sali. była jej robótka. Z na wpół gotowej tkaniny zostały strzępy. Ucierpiała także torba z przyborami do szycia. Winowajca w skupieniu przeżuwał pas płótna. Drugi zdąży! już zeżreć. Dumfries wiedział, że napytał sobie biedy. Kiedy Johanna wykrzyknęła jego imię i zbliżyła się, usiłował wpełznąć pod krzesło. Mebel z hukiem runął. Dumfries zaczął zawodzić tak, że aż przybiegła Megan. Pies skowyczał jak zły duch uwolniony z piekła. Drżały krokwie. Odgłos przeraził Megan. Mimo że Dumfries nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, podnosiła robótkę nie spuszczając z niego oka. Keith i Calum również usłyszeli hałas i wpadli do wielkiej sali w chwilę potem. Stanęli na najwyższym stopniu schodów jak solne słupy. Wkrótce po nich zjawił się Gabriel. Odsunął żołnierzy z drogi i zszedł na dół. Johanna toczyła pojedynek z Dumfriesem. Pies wygrywał. Na próżno usiłowała wyrwać mu torbę z pyska. Bała się, że zwierz udławi się płótnem, które próbował przełknąć. - Bój się boga, Megan, coś ty zrobiła z robótką pani? - spytał Keith, kiedy w końcu uzmysłowił sobie, co dziewczyna trzyma w dłoniach. Spojrzał na nią groźnie i pokręcił głową. - Czyżbyś naprawdę sądził, Keith, że Megan zjadła moją robótkę? - zawołała Johanna, nie odwracając uwagi od psa. Calum parsknął śmiechem. W tym momencie Johanna straciła równowagę i poleciała do tyłu. Złapał ją Gabriel, odsunął na bok i zwrócił się ku swemu ulubieńcowi. Johanna zasłoniła Dumfriesa. - Gabrielu, nie waż się bić psa. Jej krzyk przebił się nawet przez śmiech Caluma. Gabriel zrobił taką minę, jakby chciał odpowiedzieć jeszcze głośniejszym. - Nie mam zamiaru go bić. Zejdź mi z drogi, kobieto, i przestań załamywać ręce. Nie zrobię mu krzywdy. Dumfries, przestań wyć, do diabła! Johanna ani drgnęła. Gabriel odstawił ją na bok, potem przykląkł na jedno kolano i siłą otworzył psu pysk, żeby wyciągnąć strzęp płótna. Dumfries nie chciał puścić. Zaskowyczał na znak protestu, w końcu jednak się poddał. Gabriel nie pozwolił Johannie pocieszyć psa. Wstał, chwycił ją za ramiona i zażądał pożegnalnego pocałunku. - Przy ludziach? - szepnęła. Skinął głową, a ona oblała się pąsem. Gabriel wycisnął na jej ustach długi, tęskny pocałunek. Johanna westchnęła. Gdy ich wargi rozłączyły się, nie mogła zebrać myśli. - Wyglądasz na zmęczoną, żono. Powinnaś odpocząć. Gabriel rzucił tę uwagę w drodze do drzwi. Johanna pogoniła za nim. - Nie mówisz poważnie, milordzie. - Zawsze mówię poważnie, milady. - Ale ja dopiero co wstałam. Chyba nie oczekujesz, że zaraz udam się na drzemkę. - Oczekuję, że będziesz odpoczywać - zawołał przez ramię. - I zmień tartan, Johanno. Nosisz nie ten, co trzeba. - Jest piątek, milady - przypomniał Calum. Johanna wydała głośny jęk niegodny damy. Megan odczekała, aż mężczyźni wyjdą, po czym podbiegła do pani. - Milady, proszę, niech pani wróci do wielkiej sali i usiądzie. Żeby się pani tylko nie przemęczyła. Johanna miała ochotę wyć. Jakoś się jednak powstrzymała. - Na miłość... Megan, czy ja wyglądam na chorą? Dziewczyna przyjrzała jej się bacznie, po czym pokręciła głową. - Mnie się pani wydaje zdrowa. - Czy masz zamiar siedzieć i odpoczywać? - pytała dalej Johanna. - Robota na mnie czeka - odparła Megan. - Nie mam czasu siedzieć. - Ja też nie - prychnęła Johanna. - Najwyższy czas, żebym zainteresowała się gospodarstwem. Dotąd zdecydowanie za dużo czasu poświęcałam sobie. Ale to się zmieni. Od zaraz. Megan nigdy nie widziała u swej pani tak władczej pozy. - Ależ, milady, mąż kazał pani odpoczywać