Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Pożegnał się z ojcem, który "był jak zawsze spokojny, nie okazywał najmniejszego wzruszenia", i opuścił Łódź wraz z matką. Gdy pociąg przekraczał granicę niemiecką, Rubinstein nie zdawał sobie zapewne sprawy, że Polska nigdy już nie będzie jego domem. Uczucie porzucone, uczucie poszukiwane Rubinstein nie występował w Niemczech w ciągu ostatnich sześćdziesięciu dwóch lat swojej kariery, tzn. od 1914 roku. Jako Polak, frankofil i anglofil, czuł potrójną wrogość do Niemiec podczas I wojny światowej i nie był skłonny przebaczyć byłemu przeciwnikowi w czasach Republiki Weimarskiej. Po II wojnie światowej tłumaczył swoją odmowę występowania w kraju Bacha, Beethovena i Brahmsa jako wyraz hołdu dla wielu członków swojej rodziny, którzy, jako Żydzi, zostali zamordowani w Niemczech i w okupowanej przez Niemców Europie. Za jego nieprzyjaznym stosunkiem do Niemiec w ogóle kryły się jednak dodatkowe, mniej oczywiste motywy. Na długo przed świato- wymi wojnami kraj ten i jego stolica na zawsze skojarzyły się w umyśle Rubin- steina z jego dziwnym i trudnym dojrzewaniem. W Berlinie, będącym jego do- mem przez ponad sześć lat, zaczął zdawać sobie sprawę z siły i słabości swego talentu, intelektu i charakteru; doświadczył pierwszych artystycznych sukce- sów i upokorzeń, pierwszych dojrzałych kontaktów seksualnych i po raz pierwszy się zakochał; został też bohaterem epizodu podwójnej zdrady, który miał zaważyć na całym jego życiu. Ponadto Berlin wiązał się z jego ambiwalentnym stosunkiem do niemiec- kich wykonawców, których styl opisał później jako zbyt suchy i drobiazgowy w porównaniu z jego własnym, bardziej spontanicznym i ludzkim - chociaż przyznawał też, że istnieją wyjątki. Opinie te pomogły mu też zapewne wytłumaczyć częsty brak powodzenia u niemieckiej publiczności we wczesnych latach. W Niemczech "nie ma ludzi muzykalnych - powiedział producentowi płyt Fredowi Gaisbergowi w la- tach 30. - Lubią ciężką, pedantyczną muzykę Pfitznera, Regera i Brucknera i ich rozwlekłe rozwinięcia, tak jak lubią ciężko strawną kapustę z kiełbasą'. To niesprawiedliwe porównanie wyrosło z głębokiego poczucia niższości, a zara- zem szacunku dla niemieckich kolegów, których uważał za bardziej sumien- nych niż on sam - chociaż był pewnie przekonany o wyższości swej intuicji i muzykalności - i nawet w ciągu ostatnich lat kariery wzruszał go każdy prze- jaw uznania ze strony "ciężkich, pedantycznych" niemieckich muzyków. Oko- ło 1970 roku Daniel Barenboim doniósł mu, że Otto Klemperer, który wcześniej uważał Rubinsteina za "pretensjonalnego' i "powierzchownego", usłyszał na- granie koncertu Beethovena w jego wykonaniu i zwierzył się Barenboimowi: "Muszę przyznać, że się myliłem - on jest rzeczywiście wielkim muzykiem'. "Powtórzyłem to Rubinsteinowi i naprawdę go to poruszyło" - powiedział Ba- renboim. Berlin jest więc miejscem, gdzie uformowała się świadomość Rubinsteina - osobowa i artystyczna i wiele lat później wolał być może rozmyślać o tym z pewnego dystansu. Ale dziesięcioletni chłopiec, którego matka przywiozła do stolicy Niemiec jesienią 1897 roku, nie miał tak skomplikowanych proble- mów. Przyjazd do Berlina kojarzył mu się przede wszystkim z deszczem. W pierwszych szkicach do pamiętników napisał biegłą, choć nie zawsze po- prawną angielszczyzną: "Tylko deszcz i deszcz - lubię porządną wiosenną ule- wę, to twórcze pobudzenie natury, wdzięczny jestem za odświeżające letnie deszcze w upalny dzień. Lubię nawet gwałtowność tropikalnego potopu - ale nic tak mnie nie przygnębia jak siąpiący, mżący, uporczywy, wszędzie wciska- jący się mokry deszcz, który mrozi stopy i duszę. W ciągu tygodnia staliśmy się z matką ofiarami tego zniechęcającego zjawiska przyrody; obładowani tysią- cem listów polecających do znamienitych muzyków, impresariów, wydawców i wielu innych przemierzaliśmy miasto brodząc w rynsztokach, przemoczeni do kości, śmiertelnie zmęczeni. Ciotka Salomea nie mogła nas przenocować, ponieważ jej mieszkanie było zbyt małe, wynajęliśmy więc pokój". Ta wersja wydarzeń pozostaje w sprzeczności z opublikowanymi pamiętnikami: "Ciotka Salomea, jej mąż, Siegfried Meyer, ich czworo dzieci przyjęli nas serdecznie; na pewien czas zamieszkałem u nich"