They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Zobaczy pan, że będzie kontynuował pertraktacje aż do ich pomyślnego zakończenia. Być może w międzyczasie każe „dla honoru" oddać kilka strzałów armatnich. Ale dalej się nie posunie. Wieczorem zaś zje z panem kolację i wypije za ostateczne zwycięstwo. Odrzucając z tego obrazu wszystkie kuszące upiększenia, które należało przypisać elokwencji Churchilla, doszedłem po pewnym zastanowieniu do wniosku, że przedstawiony mi przez niego plan opiera się na solidnych przesłankach. Skoro Anglicy nie mogli długo trzymać w rejonie Afryki Równikowej poważnych sił morskich, nie pozostawało mi nic innego jak tylko zająć Dakar za pomocą akcji bezpośredniej. Otóż akcja ta, jeżeli nie miała przybrać charakteru regularnej bitwy, musiała siłą rzeczy zawierać w sobie pewną mieszaninę perswazji i groźby. Z drugiej strony uważałem za rzecz prawdopodobną, że admiralicja brytyjska wcześniej lub później, z udziałem lub bez udziału Francuzów ureguluje sprawę Dakaru, który jako wielka baza atlantycka i z uwagi na znajdujący się tu okręt liniowy „Richelieu" musiał budzić pożądliwość Anglików, a jednocześnie napawać ich niepokojem. Doszedłem do wniosku, że nasz udział w tej ekspedycji rokuje pewne widoki przyłączenia Dakaru do Wolnej Francji — nawet gdyby stać się to miało przemocą. Jeżeli natomiast odmówimy wzięcia udziału w tej operacji, Anglicy wcześniej lub później przedsięwezmą ją na własną rękę. Wtedy zaś Dakar będzie się bronił wszystkimi siłami, armatami fortów i artylerią „Richelieu", przy czym cała angielska flota transportowa będzie wy- stawiona na ataki bombowców Glenn-Martin, myśliwców Curtiss i okrętów podwodnych, bardzo niebezpiecznych dla okrętów nie posiadających w owym czasie żadnych środków detekcyjnych. Gdyby zaś mimo to Dakar, zburzony pociskami, musiał w końcu skapitulować oddając Anglikom zgliszcza i ruiny, zachodziła obawa, że stanie sią to z uszczerbkiem dla suwerennych praw Francji. Wkrótce odwiedziłem znowu Churchilla i zakomunikowałem mu, że przyjmują jego propozycją. Plan operacji opracowałem wspólnie z admirałem Johnem Cunninghamem, który miał dowodzić angielską eskadrą. W toku tej przykrej dla nas sprawy znalazłem w nim jeżeli nie zawsze przyjemnego towarzysza, to w każdym razie znakomitego marynarza i odważnego człowieka. Jednocześnie kazałem przygotować niestety bardzo nieznaczne środki, które my, Francuzi, mogliśmy zaangażować w tej operacji. Były to trzy awiza „Savorgnan de Brazza", „Commandant Duboc", „Commandant Dominé", dwa uzbrojone kutry, „Vaillant" i „Viking" oraz umieszczone na pokładzie dwóch holenderskich statków pasażerskich „Pennland" i „Westerland" (własnymi statkami francuskimi wtedy nie rozporządzaliśmy) batalion Legii Cudzoziemskiej, kompania rekrutów, kompania piechoty morskiej, skład osobowy kompanii czołgów i baterii artylerii, jak również zaczątki służb pomocniczych — w sumie dwa tysiące ludzi. Siły nasze obejmowały także pilotów dwóch eskadr lotniczych i wreszcie cztery francuskie statki handlowe „Anadyr", „Casamance", „Fort-Lamy" i „Nevada" wiozące ciążki sprząt bojowy: czołgi, działa, zapakowane w skrzyniach samoloty „Lysander", „Hurricane"' i „Blenheim", różnego rodzaju pojazdy i żywność. Jeżeli chodzi o Anglików, to ich eskadra nie obejmowała wszystkich okrątów, o których początkowo mówił Churchill. W skład jej wchodziły dwa pancerniki starszego typu, „Barham" i „Resolution", cztery krążowniki, lotniskowiec „Ark Royal", kilka niszczycieli i jeden tankowiec. Poza tym trzy transportowce wiozły na wszelki wypadek dwa bataliony piechoty morskiej pod dowództwem generała brygady Irvina wraz z środkami desantowymi. Natomiast nie było już mowy o brygadzie polskiej, która według pierwotnych zapowiedzi miała wziąć udział w naszej ekspedycji. Odnosiło sią wrażenie, że sztaby angielskie, mniej niż premier przekonane o doniosłości i szansach tej operacji, okroiły pierwotnie przewidziane dla niej środki. Na kilka dni przed odjazdem doszło do ostrej dyskusji spowodowanej przez Anglików, a dotyczącej użytku, jaki w razie udania sią akcji zamierzam zrobić z bardzo poważnych zapasów złota znajdujących sią w Bamako. Chodziło o zdeponowane tu złoto Banku Francuskiego i banków państwowych Belgii i Polski. Istotnie, rezerwy i depozyty złota „Banque de France" zostały w chwili inwazji niemieckiej częściowo wywiezione do Senegalu; inną ich część oddano na przechowanie w podziemiach amerykańskiego „Federal Bank", resztą zaś wysłano na Martyniką. Mimo blokady, granic i posterunków strażniczych organy wywiadu różnych państw wojujących nie przestawały interesować sią tym złotem w Bamako. Belgowie i Polacy zupełnie słusznie domagali sią zwrotu swoich depozytów; udzieliłem w tej mierze zarówno Spaakowi, jak Zaleskiemu odpowiednich zapewnień. Ale Anglicy, chociaż rzecz prosta nie rościli sobie żadnego prawa własności do tych depozytów, zamierzali je jednak wykorzystać na opłacenie swych zakupów w Ameryce, przy czym powoływali sią na to, że czynią to w interesie całej koalicji. W owym okresie Stany Zjednoczone faktycznie nie sprzedawały żadnemu państwu niczego na kredyt. Mimo nalegań Spearsa, który groził mi nawet, że Anglicy wycofają sią z planowanej ekspedycji, stanowczo odrzuciłem to żądanie. W końcu stanąło na tym, jak to zresztą od początku proponowałem, że złoto francuskie zdeponowane w Bamako bądzie użyte jedynie do opłacenia angielskich zakupów w Ameryce, przeznaczonych dla Francji Walczącej