Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Wiesz ty, co to takiego Powstanie Styczniowe? Powiedzieć mu czy nie? Nie znam go. Pijaczyna. Co z takim gadać. Ale nic mi nie zrobi. Gdzie doniesie? W Ameryce cyrkułu nie ma. Co mi tam... Powiem. - W Powstaniu Styczniowym zabili mojego ojca. Jak to jest? Przepłynąłem prawie cały świat. Losy rzuciły mnie do obcych ludzi. Po amerykańsku ani słowa nie potrafię powiedzieć, a pierwszy człowiek, z którym mogę się rozmówić, gada o powstaniu. Widać przed tym nie uciekniesz. Patrzy na mnie inaczej. Jakby otrzeźwiał. - Wybacz, rodaku. Nie chciałem cię urazić. - Mówcie, jak żeście zaczęli. - Nie ma wiele do opowiadania. Mało pamiętam. Miałem wtedy trzy lata. Partię drągalierów i dziadka wykłuli Kozacy pikami w lasach nad Narwią. Ojca zabili pod Sokołowem, w partii księdza Brzóski. Matka umarła, kiedy miałem dziewięć lat. - Nie oszczędzał was los. Jakżeście się dostali do Ameryki? - Miałem ciotkę w Warszawie. Chowała mnie. Nawet do szkoły posyłała. Wtedy zaczęli za mną węszyć żandarmi. - Boże jedyny! Za dziadka i ojca? - Miałem z carem własne porachunki. - No i co? - Ciotka sprzedała pierścionki i pomogła uciec do Ameryki. I tak oto spotkaliśmy się na nowojorskim śmietniku. Nic nie mówimy. O czym tu mówić. Chciałem go przepytać, może by doradził... Ale co on może? Siedzi na skrzynce i kaszle. Gorzej mu niż mnie. - Słuchaj, rodaku. Nie będę ukrywał. Kiedy cię zobaczyłem, chciałem trochę oskubać. Emigranci zawsze jakieś grosze z kraju przywożą, ale tobie odpuszczę. 175 Miałem na niego podejrzenie. Wszędzie się trzeba pilnować. - Co zamierzasz robić, rodaku? - Mam kartkę. Tam jest zapisane, gdzie mieszka ten, co mi szifkartę załatwił. On mi też poszuka roboty. - Pokaż. Daję mu kartkę. Czyta. Uśmiecha się. Masz szczęście, rodaku. To Teddy Briks. Znam gałgana. Mieszka w tej dzielnicy. Trzy bloki stąd. Dojdziemy na piechotkę. - Czemu mówicie, że to gałgan. - Tu każdy taki. Osobliwie, jak się biznesem zajmuje. - Czym? - Interesami. - To może do niego nie iść? - A do kogo pójdziesz? Do drugiego oszusta? Teddy coś tam ci pomoże. Pieniądze masz? - Nie mam. - Masz. Nawet ci powiem, gdzie je schowałeś. W pasie parcianym. I ja tak zrobiłem, kiedy tu jechałem. Teddy ci wymieni ruble na dolary. - Mówicie, że mi pomoże? - Najpierw co będzie mógł, to z was wycygań! Potem pośle do Pensylwanii, albo Pittsbur-ga. Tam są kopalnie węgla. - Mainy? - O! Robisz postępy. Nawet już po angielsku zaczynasz mówić. Oni tam szukają takich frajerów jak ty. Do ciężkiej roboty pod ziemią. Za wszawe centy. Briks i jemu podobni biorą od łebka za każdego wysłanego tam frajera. Kompania im płaci. - Znaczy, że jest robota? - Zapłaczesz jeszcze na tę robotę. - Żeby tylko była. Znowu zaczyna kaszleć. Nie chcę wypowiedzieć w złą godzinę, ale on ma chore płuca. Niech go Bóg ma w swojej opiece. - No staruszku! Bierz swój worek obfitości. Idziemy do mister Briksa. - A jak go nie będzie w domu? - To będziesz czekał przed chałupą tak długo, aż przyjdzie. Nie masz wyboru. Może gdzieś wyjechał? - To przyjdź jutro tam, gdzie się spotkaliśmy. Koło południa. Zaprowadzę cię na stację kolei żelaznej. Sam pojedziesz do Pittsburga. Tutaj pracy nie znajdziesz. Takie jest biuro Tejwiego? Przecież to rudera. Gdzie mu do biura rejenta Blomberga. Dom niby piętrowy, ale cały odrapany. Żydów więcej niż w Kraśniku. Co drugi z pejsami i w chałacie. Czuć rybą, cebulą i czosnkiem. Może trzeba się było trzymać tego z Serocka? Wygadany. Zawsze by pomógł. Eee tam! Nie trzeba mi faktora. Dam sobie radę. Wszystko przecież ułożone między Chaimem i Tej-wim. Ten z Serocka mówił, że Tejwi ma interes w znalezieniu mi pracy. Przecież tego chcę. Ale tu brud i nędza. Nie taką sobie w myślach Amerykę malowałem. Trzeba wejść w te drzwi. Wchodzi się jak do żydowskiego sklepu w Kraśniku. Coś wypisane na drzwiach. Nie mogę przeczytać. Teddy Briks. To moje drzwi do Ameryki. 176 ROZDZIAŁ 8 Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Kochany Ojcze. Wszyscy jesteśmy zdrowi. Le-ośka umarła rok temu. Dostała suchot i popsuło się jej w głowie. Dolary, coście posłali, doszły szczęśliwie. Mama chodziła po nie do Kraśnika. Chaima mama spłacili. Wszystkie weksle odebrała od rejenta. Żadnych długów już na naszej gospodarce nie ma. Z tego, coście przysłali, zostało się czterysta dolarów. Mama pożyczyła je na procent Kolaninowi i Bucho-rze ze Strugi. Za procent to na jesieni Buchora całe nasze pole obrobił. To samo na wiosnę. Krowy mamy dwie, a świń trzy. Mięsa i mleka nie upragniemy. Chleba nam wystarcza, bo mama dokupuje w mieście. Ja chodzę do szkoły w Strudze. Uczę się dobrze i nauczyciel mnie nie bije. Na Gromniczną pomarł stary Nierodka. Na brzuch. Weronka urosła duża i jest zdrowa. Mama kazała Was pozdrowić i podziękować za dolary. Niech Was Pan Bóg ma w swojej opiece. Bronek. Ładnie dzieciak pisze. Literki jak wymalowane. Nawet rejent Blomberg ładniej nie kaligrafuje. Wyjdzie chłopak na ludzi. Już ja dopilnuję. Będzie kimś w życiu. Nie to co ja. Żeby tylko szkoły pokończył. Musi ukończyć. Płuca w tych cholernych mainach wypluję, a chłopaka wykształcę. Nie wiem co to jest? Teraz o nim tylko myślę. Leośka pomarła, a wcale mnie to nie obeszło. U starego chłopa miłowanie, jak wiosenna burza. Przyjdzie, powali drzewa i pójdzie. Dobrze, że Zośka wykupiła weksle. Bałem się, że nie wykupi. Takiej latawicy wszystko może strzelić do łba. Przepuści dolary... Lekko przyszły, lekko poszły. Czterysta dolarów pożyczyła Buchorze? No to teraz Leon ma wygodę. I pożyczyć jest gdzie i podupcyć. Obrabia mi gospodarkę, a przy okazji żonę. Nie będę posyłał tyle dolarów. Bo to mi mus na kurewstwo pracować? Parę dolarów poślę, żeby dzieci biedy nie cierpiały. Nazbieram tutaj dolarów i sam kiedyś do kraju zawiozę. Wy-wianuję dzieci. Powiadają ludzie, żeby złożyć pieniądze w banku. Procenta rosną. Wszyscy tak robią. Nie zaniosę. Co mam to moje. Jankesy tylko patrzą, żeby człowieka oszukać. Zrobiłem schowek w podłodze i tam trzymam dolary. Nie mam procentu, ale w każdej chwili mogę je wyjąć, przeliczyć i zobaczyć. Nigdzie nie muszę latać. Prosić o swoje. A co by było, jak by się ogień zaprószył? Cały dobytek pójdzie z dymem. Bank też się może zapalić. To się musi źle skończyć. Okradną banki i wtedy się pokaże co lepiej. Zośka pożycza dolary na procent. Bankierka zasrana. Pieniądze trzeba trzymać przy sobie. Buchora gospodarz bogaty, ale świnia w każdym siedzi. Co te amerykańskie pieniądze w sobie mają? Dla śmierdzącego świstka papieru człowiek by zabił człowieka. Żadne banki mnie nie nabiorą. Za ciężko pracowałem, żeby się dać wy-kantować. Ucieszył mnie list Bronka. Mam dla kogo pracować. W majnach robota ciężka, ale jest. Stronami robi się trudno o robotę. W starym kraju ludzie myślą, że tu wszędzie na ciebie czekają