Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Oczywiście bawi się - powiedziała Panna Migotka. Tablice pękały w ogniu, wyrzucając fajerwerki iskier. Fili fionka podskakiwała z radości. - Czuję, że niedługo zachce mi się spać - powiedział Mu minek. - Słuchajcie, czy to dziewięć kwiatów trzeba zerwać w Noc świętojańską? - Dziewięć - odparła Panna Migotka. I nie wolno odezwać się ani słowem do rana. Muminek z powagą kiwnął głową. Następnie wykonał szereg gestów, które miały oznaczać "Dobranoc, zobaczymy się jutro", i oddalił się brnąc przez zroszoną trawę. - Ja też chcę zrywać kwiaty - powiedziała Filifionka, która cała zakopcona wyskoczyła z dymu. - Chcę brać udział we wszyst kich wróżbach. A czy znasz jeszcze jakieś inne? - Znam coś, co robi się tylko w Noc świętojańską. Ale to jest straszne! - Tej nocy odważę się na wszystko - powiedziała Filifionka, zuchwale pobrzękując dzwoneczkiem. Panna Migotka rozejrzała się bacznie. Następnie pochyliła się i szepnęła w nastawione ucho Filifionki: - Najpierw trzeba się okręcić w kółko siedem razy, pom rukując i tupiąc. Potem idzie się tyłem do studni, a kiedy się już przy niej jest, odwraca się i zagląda do środka. Wtedy w wodzie na dnie zobaczy się tego, za kogo wyjdzie się za mąż. - A jak się go wyciąga? - zapytała Filifionka. Była wstrząśnięta. - No, tylko jego t w a r z, rozumiesz? - wyjaśniła Panna Migotka. - Jej odbicie! Ale najpierw musimy nazrywać dziewięć rodzajów kwiatów. Raz, dwa, trzy! No, i jeśli po wiesz choć słowo - nigdy nie wyjdziesz za mąż! .oOo. Podczas gdy ognisko dopalało się z wolna, a poranny wiatr przeciągać zaczął nad łąkami, Panna Migotka i Filifionka kończyły zrywać kwiaty do swoich tajemniczych bukietów. Czasem spoglądały na siebie i śmiały się bo to nie było za kazane. Naraz spostrzegły studnię. Filifionka zaczęła wymachiwać uszami. Panna Migotka zbladła i porozumiewawczo kiwnęła głową. Nie zwlekając zaczęły przytupywać i mrucząc obracać się w kółko. Ale gdy przyszło do siódmego obrotu, niemal zatrzymały się i obrót ten trwał bardzo długo, bowiem teraz bały się naprawdę. Lecz skoro już raz się zaczęło wróżbę w Noc świętojańską, trzeba ją było doprowadzić do końca, inaczej bowiem zdarzyć się mogły rzeczy najbardziej nieoczekiwane. Serca biły im głośno, gdy tyłem podeszły do studni i stanęły. Panna Migotka wzięła Filifionkę za łapkę. Pasmo słoneczne na wschodzie rozszerzyło się, a dym z og niska zabarwił się na różowo. Odwróciły się szybko i zajrzały w głąb studni. Zobaczyły swoje odbicia, brzeg studni i jaśniejące niebo. Czekały drżąc. Długo. I oto nagle - och, to było naprawdę straszne! - nagle zobaczyły, że jakaś wielka głowa wynurza się zza ich odbicia w wodzie. Głowa Paszczaka! Złego i bardzo brzydkiego Paszczaka w czapce policyjnej! W chwili gdy Muminek zrywał swój dziewiąty kwiat, usłyszał przeraźliwy krzyk. Odwrócił się i zobaczył ogromnego Paszczaka, który w jednej łapie trzymał Pannę Migotkę, a w drugiej Fili fionkę i mocno nimi potrząsał. - Teraz wszyscy pójdziecie do paki! - krzyczał. - Obrzydliwi podpalacze! Może zaprzeczycie, że pozrywaliście wszystkie tablice co do jednej! I żeście je spalili! Spróbujcie tylko zaprzeczyć! Ale tego, oczywiście, nie mogły zrobić. Obiecały sobie prze cież, że nie odezwą się ani słowem. Rozdział ósmy O tym, jak się pisze sztukę teatralną Pomyślcie tylko, co by to było, gdyby Mama Muminka zbudzi wszy się w dniu świętego Jana dowiedziała się, że Muminek siedzi w więzieniu! I pomyślcie, co by to było, gdyby ktoś mógł opowiedzieć Mimbli, że jej mała siostrzyczka śpi sobie spokojnie w jodłowym szałasie Włóczykija, zagrzebana w motku wełny! Ale rodzina Muminków nic nie wiedziała, przeciwnie, pełna była nadziei. Czyż nie bywali wplątani w gorsze i bardziej osob liwe historie niż którakolwiek ze znanych im rodzin? I czyż zaw- sze wszystko nie kończyło się szczęśliwie? - Mi jest przyzwyczajona do samodzielności - powiedziała Mimbla. - Bardziej boję się o tego, kto będzie miał z nią do czynienia! Mama Muminka wyjrzała na dwór. Padał deszcz. "Oby się tylko nie poprzeziębiali" - pomyślała i ostrożnie usiadła na łóżku. Musiała być ostrożna, bowiem od czasu gdy osiedli na mieliźnie, podłoga stała się tak spadzista, że Tatuś Muminka zmuszony był poprzybijać wszystkie meble. Najgorzej było, gdy siadali do jedzenia, ponieważ talerze wciąż zjeżdżały na podłogę i tłukły się niemal zawsze, ilekroć chcieli je przybić. Wszyscy czuli się tak, jakby byli na nieustannej wspinaczce górskiej