Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Pan Spruill poszedł zdjąć zadaszenie z ciężarówki i wyprowadzić ją zza prowizorycznych stołów i namiotów. Prosiłem tatę, żeby zabrał mnie ze sobą, ale kategorycznie odmówił. Poszedłem do mamy, ale ona też nie chciała mnie puścić. - To nie dla ciebie - powiedziała. Dziadzio i tata wcisnęli się do szoferki z panem Spruillem. Zabuksowały koła, trysnęły strugi błota i ciężarówka odjechała, zarzucając na śliskiej drodze. Poszedłem za silos, do porośniętych zielskiem pozostałości po starej wędzarni. Usiadłem pod dziurawym blaszanym daszkiem i siedziałem tam przez godzinę, patrząc na kapiący deszcz. Ulżyło mi, że Kowboj wyjechał, i podziękowałem za to Bogu krótką, lecz szczerą modlitwą. Jednakże ulgę przesłoniło rozczarowanie, jakie odczuwałem w związku z Tally. Udało mi się nawet ją znienawidzić. Przeklinałem ją słowami, których nauczył mnie Ricky, a kiedy wreszcie zabrakło mi przekleństw, długo błagałem Boga o przebaczenie. I prosiłem Go, żeby strzegł Tally. Odszukanie szeryfa zajęło im dwie godziny. Stick utrzymywał, że był w kwaterze głównej w Jonesboro, ale - przynajmniej zdaniem dziadka - wyglądał tak, jakby przez cały tydzień spał. Niezmiernie się ucieszył, że na podlegającym mu terenie doszło do tak ciężkiego przestępstwa. Kradzież samochodu dostawczego była według farmerów zbrodnią niewiele lżejszą od morderstwa, dlatego energicznie wziął się do roboty. Przez zdezelowane radio zawiadomił patrole we wszystkich okolicznych hrabstwach i wkrótce w północno-wschodnim Arkansas zawrzało. Dziadzio uważał, że Stick nie martwi się zbytnio o Tally. Trafnie odgadł, że wyjechała z Kowbojem dobrowolnie, co było czynem niegodnym, może nawet haniebnym, ale nie kwalifikowało się jako przestępstwo, chociaż jej tato ciągle mówił o "uprowadzeniu". Było bardzo wątpliwe, że zakochane ptaszki zdecydują się na długą podróż naszym pikapem. Najprawdopodobniej zamierzali uciec do innego stanu, dlatego Stick uważał, że przesiądą się do autobusu. Jako autostopowicze wyglądaliby zbyt podejrzanie; nasi kierowcy nigdy nie podrzuciliby takiego typa jak Kowboj, zwłaszcza że towarzyszyła mu biała dziewczyna. - Pewnie jadą autobusem na północ - zawyrokował. Kiedy dziadek nam to opowiedział, przypomniało mi się, że Tally marzyła o wyjeździe do Kanady, gdzie jest zawsze chłodno i sucho. Pragnęła mieszkać tam, gdzie jest dużo śniegu, i z jakiegoś powodu uznała, że najlepiej jej będzie w Montrealu. Dorośli omówili też kwestię pieniędzy. Tata szybko obliczył, że Kowboj zarobił u nas około czterystu dolarów. Nikt nie wiedział, ile wysłał do domu. Tally zarobiła mniej więcej połowę tego co on i najpewniej większość tej kwoty odłożyła. Wiedzieliśmy, że kupowała farbę dla Trota, ale nie mieliśmy pojęcia o jej innych wydatkach. Właśnie w tym miejscu opowieści dziadka chciałem obnażyć duszę i powiedzieć im o Hanku. Bo Kowboj nie tylko go zabił, ale i obrabował. Nie wiedzieliśmy, ile Hank wydał, a ile zaoszczędził, lecz ja wiedziałem na pewno, że w chwili śmierci miał przy sobie dwieście pięćdziesiąt dolarów od Samsona, które spoczywały teraz w kieszeni Kowboja. Już otwierałem usta, żeby to wszystko powiedzieć, ale się przestraszyłem. Kowboj uciekł, lecz mogli go złapać. Zaczekaj, powtarzałem sobie w duchu. Zaczekaj. Pewnego dnia zrzucisz z barków wszystkie ciężary. Tak czy inaczej, było oczywiste, że uciekinierzy mają dość pieniędzy, żeby długo jechać autobusem. A my byliśmy spłukani, jak zwykle. Dziadek i tata zastanawiali się przez chwilę, co zrobią bez pikapu, jednak sprawa ta za bardzo ich bolała, by się nad nią rozwodzić. Poza tym stałem obok i wszystko słyszałem. Zjedliśmy wczesny lunch, a potem siedliśmy na ganku i patrzyliśmy na deszcz. ROZDZIAŁ 29 Na podwórze wtoczył się z warkotem stary radiowóz Sticka, a tuż za nim wjechał nasz pikap. Z radiowozu wysiadł Stick, dumny i wyniosły, bo oto rozwiązał najbardziej palącą część zagadki. Pikapa, który na pierwszy rzut oka wyglądał tak samo jak przedtem, przyprowadził drugi zastępca szeryfa z Black Oak. Nadbiegli Spruillowie, chcąc dowiedzieć się czegoś o Tally. - Znaleźliśmy go na dworcu autobusowym w Jonesboro - oznajmił Stick, gdy zebrał się wokół niego stosowny tłumek. -Tak jak myślałem. - Gdzie były kluczyki? - spytał Dziadzio. - Pod fotelem. Zbiornik jest pełen. Nie wiem, czy był, kiedy stąd wyjeżdżali, ale teraz jest. - Miałem tylko pół baku - mruknął zdumiony dziadek. Byliśmy zaskoczeni nie tylko tym, że znowu widzimy pikapa, ale i tym, że jest nieuszkodzony. Cały dzień martwiliśmy się o przyszłość bez środka transportu. Znaleźlibyśmy się w tej samej sytuacji co Latcherowie, którzy musieli prosić sąsiadów o podrzucenie do miasta. Nie mogłem sobie tego wyobrazić, dlatego jeszcze bardziej chciałem przenieść się do miasta, gdzie wszyscy mieli samochody. - Chyba tylko go sobie pożyczyli - powiedział pan Spruill jakby sam do siebie. - Też tak to widzę - odrzekł Stick. - Chcesz wnieść oskarżenie? Dziadek i tata wymienili spojrzenia. - Chyba nie - odparł Dziadzio. - Widział ich kto? - spytała cicho pani Spruill. - Tak