Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Kiedy tak szły pogrążoną w mroku uliczką, Nicci dzięki swojemu darowi sły- szała cicho rozmawiających w oddali ludzi. Nie starała się dosłyszeć słów, jedynie szacowała ogólny ton rozmowy. To byli zebrani w stajniach mężczyźni i kobiety. Od- różniała głos Richarda - przemawiał do nich łagodnie, odpowiadał na pytania. Słysza- ła, jak płaczą. U węgła gospody, gdzie po skręcie w prawo o kilka domów były stajnie, Cara nagle chwyciła Nicci za ramię i zatrzymała; jeszcze krył je głęboki mrok. - Posłuchaj, obie zaczęłyśmy od tego, że byłyśmy zdecydowane zabić lorda Rahla. Zbita z tropu Nicci uznała, że nie czas na dzielenie włosa na czworo. - Chyba tak. - I pewnie dlatego obie patrzymy na niego inaczej niż pozostali. Myślę, że kie- dy zaczynasz od tego, że chcesz kogoś skrzywdzić, a ten ktoś wykazuje ci, jak bar- dzo się mylisz i ile tak na prawdę znaczy twoje życie, to... to potem taki ktoś jeszcze więcej dla ciebie znaczy. - Muszę ci przyznać rację. Cara wskazała miejsce, z którego przyszły - popałacowe tereny będące teraz placem Wolności. - W tamtych dniach, kiedy się zaczęła rewolta i kiedy lord Rahl był ranny i bli- ski śmierci, ludzie nie chcieli, żebyś go próbowała uleczyć. Bali się, że jeszcze bar- dziej go skrzywdzisz. To ja im powiedziałam, żeby ci zaufali. Rozumiałam, że się zmieniłaś, bo sama przeżyłam coś podobnego. Ja jedna wiedziałam, co do niego czujesz. Powiedziałam im, żeby pozwolili ci działać. Bali się, że wykorzystasz okazję i go zabijesz. Wiedziałam, że tego nie zrobisz. Wiedziałam, że go ocalisz. - Masz rację, Caro. Obu nam ogromnie na nim zależy, dla nas obu on wiele znaczy. I łączy nas z nim szczególna więź. - Tak, właśnie tak. Szczególna więź. Odmienna niż w przypadku innych ludzi. Nicci, nie pojmując, do czego zmierza Cara, rozłożyła ręce. - Pragniesz mi coś powiedzieć? Cara spuściła wzrok i kiwnęła głową. - Kiedy lord Rahl i ja dzieliliśmy tę bliskość, czułam jego emocje. Jest w nim ogromna, paląca samotność. Pewnie ta cała sprawa z Kahlan ma na to wpływ. Nicci głęboko wciągnęła powietrze i powolutku je wydychała, rozmyślając, co dokładnie Cara w nim wyczuła. - Przypuszczam, że po części tak. Cara odkaszlnęła. - Nicci, kiedy tak trzymasz mężczyznę w ramionach i jesteście... hmm, tak so- bie bliscy, to zaczynasz naprawdę rozumieć, co on w sobie kryje. Nicci nie zdradzała swoich uczuć. - Nie wątpię, że masz rację, Caro. - To znaczy... że już zawsze chciałabym go tak tulić, pocieszać, sprawiać, że- by się nie czuł taki samotny. Nicci zerknęła z ukosa na Mord-Sith. Cara zaciskała usta i uporczywie wpa- trywała się w ziemię. Czarodziejka w milczeniu czekała, co jeszcze powie. - Ale nie uważam, że to ja powinnam coś takiego zrobić dla lorda Rahla. - Chcesz powiedzieć, iż nie sądzisz, byś była kobietą, która może ukoić... jego samotność? - sprecyzowała ostrożnie Nicci. - Właśnie. - Benjamin? Cara wzruszyła ramionami. - Po części. - Podniosła głowę i spojrzała Nicci w oczy. - Kocham lorda Rahla. Oddałabym za niego życie. Przyznaję też, że kiedy tak leżałam i tuliłam go, to... to czułam, że może mogłabym być nie tylko jego strażniczką i przyjaciółką. I kiedy tak leżałam i go tuliłam, wyobrażałam sobie, jak by to było być jego... - Ucichła. Nicci przełknęła ślinę. - Rozumiem. - Ale jakoś nie sądzę, że jestem właściwą osobą. Nie wiem dlaczego. Nie znam się na sercowych sprawach, ale nie uważam, że to mnie potrzebuje. Nie myślę, że mogłoby chodzić o mnie. Gdyby tego ode mnie chciał, tobym się ani chwili nie wahała... ale nie dlatego, że sama tego pragnę. Rozumiesz, o co mi chodzi? - Rozumiem, że zrobiłabyś to, bo go szanujesz i wiele dla ciebie znaczy, a nie dlatego, że chciałabyś zostać jego kochanką. - No właśnie. - Cara westchnęła z ulgą, najwyraźniej zadowolona, że ktoś inny powiedział to głośno. - Poza tym wcale nie uważam, że lord Rahl czuje do mnie coś takiego. Kiedy się trzymaliśmy w objęciach, wyczuwałam jego emocje i na pewno bym wiedziała, gdyby w ten sposób o mnie myślał... ale nie myślał. Kocha mnie, to wiem, lecz nie w ten sposób. Nicci wreszcie zdołała wypchnąć powietrze z płuc. - Więc..