Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Niemniej jednak, żyzność, którą ze sobą niosą z reguły okazuje się dobroczynna i ułatwia powstanie nowych przed rozumnych gatunków. Z Podręcznika galaktografii dla ciemnych terrańskich dzikusów, specjalnej publikacji Instytutu Bibliotecznego Pięciu Galaktyk, rok 42 Ery Kontaktu, wydanej jako częściowe spłacenie długu zaciągniętego w roku 35 Ery Kontaktu ZAŁOGA Hannes Suessi z nostalgią wspominał człowieczeństwo. Niekiedy nawet żałował, że nie jest już mężczyzną. Nie znaczy to, że nie był wdzięczny za dar, który otrzymał od Prastarych Istot w owym niezwykłym miejscu zwanym Układem Fraktalnym, gdzie wyniosłe jestestwa przetworzyły jego starzejące się, schorowane ciało w coś bardziej trwałego. Gdyby nie ów dar, byłby już od dawna trupem, tak samo zimnym, jak gigantyczne szczątki, które otaczały go ze wszystkich stron w tej mrocznej kostnicy statków. Starożytne gwiazdoloty spoczywały w pełnym godności spokoju. Kusiła go myśl o wytchnieniu. Z radością pozwoliłby, by eony mijały wokół niego bez potrzeby walki i wysiłku. Suessi miał jednak zbyt wiele roboty, by tracić czas na bycie martwym. - Hannes - zatrzeszczał głos docierający wprost do jego nerwu słuchowego. - Dwie minuty, Hannes. Potem ch... chyba będziemy mogli wznowić c… c... cięcie. Ciemność wód przeszywały snopy jasnego światła, które padały na łukowaty segment kadłuba ziemskiego gwiazdolotu „Streaker”, tworząc na nim jasne, owalne plamy. Przez snopy światła reflektorów przemykały zniekształcone sylwetki - długie, wijące się cienie odzianych w hermetyczne skafandry robotników, którzy poruszali się powoli i ostrożnie. To królestwo było bardziej niebezpieczne niż próżnia. Suessi nie miał już krtani ani płuc, z których mógłby wypuszczać powietrze. Zachował jednak głos. - Gotowy, Karkaett - przekazał, po czym wsłuchał się, jak jego słowa przeradzają się w jękliwe impulsy sasera. - Proszę cię, nie zmieniajcie ustawienia. Nie przemieszczajcie się zbyt daleko. Jeden z licznych cieni zwrócił się ku niemu. Choć delfina otaczała twarda osłona, udało mu się wykręcić ogon w znaczącym geście. Mowa ciała była łatwa do zrozumienia. Możesz mi ufać... jaki masz wybór? Suessi roześmiał się. Jego tytanową klatkę piersiową przebiegło drżenie, które zastąpiło dawne synkopowane westchnienia w małpim stylu. Nie dawało to tyle satysfakcji, wyglądało jednak na to, że Prastare Istoty nie przywiązują zbyt wielkiej wagi do śmiechu. Karkaett pod nadzorem Suessiego pomógł swej ekipie w końcowych przygotowaniach. W przeciwieństwie do pewnych innych członków załogi „Streakera”, inżynierowie z każdym rokiem nabywali więcej doświadczenia i pewności siebie. Być może z czasem przestaną potrzebować dodającego odwagi nadzoru członka gatunku opiekunów. Kiedy ten dzień nadejdzie, Hannes będzie gotowy umrzeć. Widziałem już zbyt wiele. Straciłem zbyt wielu przyjaciół. Któregoś dnia schwyta nas jedna z frakcji ścigających nas nieziemniaków. Albo wreszcie będziemy mieli szansę oddać się w ręce któregoś z wielkich Instytutów, po to tylko, by się dowiedzieć, że gdy uciekaliśmy na łeb, na szyję przez wszechświat, Ziemia zginęła. Tak czy inaczej, nie chcę tego oglądać. Prastare Istoty mogą sobie zatrzymać swoją przeklętą przez Ifni nieśmiertelność. Suessi podziwiał sprawność swej świetnie wyszkolonej ekipy, która z wielką ostrożnością rozstawiała specjalnie zaprojektowaną krajarkę. Jego audioczujniki odbierały ciche mamrotania - mantry keeneenku, mające pomóc umysłom waleni skupić się na sprecyzowanych myślach i zadaniach, do których mózgi ich przodków nie były przystosowane. Inżynierskich myśli, przez część delfinich filozofów zwanych najboleśniejszą ceną wspomagania. Nie pomagało im też otoczenie: cmentarzysko wielkich jak góry gwiazdolotów, upiorna rupieciarnia ukryta w rowie oceanicznym - miejscu, które delfiny tradycyjnie kojarzyły ze swymi najtajniejszymi kultami i misteriami. Gęsta woda zdawała się wzmacniać stukot narzędzi, a każdy ruch ramienia uprzęży niósł się niesamowitym echem w zagęszczonym, płynnym środowisku. Anglie mógł być językiem inżynierów, ale w chwilach wymagających zdecydowanego działania delfiny wolały dla emfazy używać troistego. Karkaett dał wyraz przepajającej go pewności siebie w krótkiej frazie delfiniego haiku. * W nieprzeniknionej ciemności * gdzie nigdy nie dociera wirowanie cykloidy... * Ujrzyjcie - stanowczość! * Ostry płomień krajarki wystrzelił w stronę statku, który był ich domem i azylem... który przeniósł ich przez niewiarygodne niebezpieczeństwa. Kadłub „Streakera” - nabyty przez Radę Terrageńską od handlarza używanych statków i przystosowany do potrzeb zwiadu - był dumą ubogiego Ziemskiego Klanu, pierwszym statkiem z delfinim kapitanem i złożoną niemal wyłącznie z waleni załogą. Wysłano go z misją mającą sprawdzić prawdziwość informacji zawartych w miliardoletniej Wielkiej Bibliotece Cywilizacji Pięciu Galaktyk. Stracili jednak kapitana wraz z jedną czwartą załogi, a ich wyprawa okazała się katastrofą tak dla Ziemskiego Klanu, jak i dla Pięciu Galaktyk. Jeśli zaś chodzi o kadłub „Streakera” - który, choć stary, błyszczał ongiś wspaniale - pokrywał go teraz płaszcz materiału tak czarnego, że wodna głębina wydawała się w porównaniu z nim przejrzysta. Owa substancja pochłaniała fotony i obciążała gwiazdolot. Och, na co cię naraziliśmy, mój drogi. To była tylko ostatnia z prób, przez które musiał przejść ich statek. Głaskały go dziwaczne pola galaktycznej sadzawki zwanej Płytką Gromadą, gdzie znaleźli „złotą żyłę” - ogromną flotę wraków, która skrywała tajemnice nietknięte od tysiąca eonów. Innymi słowy, od tej chwili zaczęły się kłopoty. Wstrząsały nim straszliwe wiązki w punkcie węzłowym Morgran, gdzie „Streaker” i jego nic niepodejrzewająca załoga omal nie wpadli w śmiertelnie groźną zasadzkę. Dokonali napraw na trującej planecie Kithrup i w ostatniej chwili umknęli przed flotami walczących ze sobą okrętów wojennych, tylko dzięki temu, że ukryli „Streakera” w kadłubie zniszczonego thennańskiego krążownika i w ten sposób dotarli do punktu transferowego