Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W swojej kryjówce pod rozłożystym klonem, gdzie wielki głaz zasłaniał go od strony rozległych połaci terenów zie- lonych, Carl uruchomił zbroję z lancą świetlną, po czym wy- strzelił w chmury wiszące nad Harlow. W chwilę później zbroja osadziła go na ziemi za opustoszałym stadionem Uniwersytetu Arkansas. Przyszła mu do głowy myśl, aby udać się na politechnikę, której zabudowania pyszniły się czerwonym marmurem na pobliskim wzgórzu. W głównym budyn- ku poprosił jedną z sekretarek, aby włożyła jego imp do czytnika magnetycznego uczelnianego komputera, gdyż chciałby się prze- konać, czy ma jeszcze jakieś fundusze na koncie stypendialnym. Sekretarka uprzejmie skierowała go do biura skarbnika. Carl posłał jej czarujący uśmiech i podniósł do góry swoją kartę. - Ach, trzeba było mówić, że jest pan stypendystą Unii. - Sekretarka nieufnie spojrzała na okazany jej plastikowy pro- stokącik. 110 Wzruszył ramionami, podczas gdy kobieta wsuwała kartę do szczeliny w stojącej obok konsoli. Wyświetlacz wideo zapeł- nił się danymi na temat historii świata, a następnie zgasł. Kar- ta została wyrzucona na zewnątrz. - Dziwna sprawa - zadumała się sekretarka - nigdy wcze- śniej nie robił podobnych rzeczy. - I prawdopodobnie nigdy już nie zrobi - powiedział Carl, pochylając się i wyjmując imp z jej dłoni. - Wczoraj przypadko- wo upuściłem moją kartą na torze dla deskorolkowców. Będę musiał znów się zarejestrować. Do widzenia. Zaledwie znalazł się przed drzwiami uczelni, jego zbroja włączyła się i został wyniesiony w bezchmurne niebo. Nikt go nie zauważył. Zbroja musiała mieć wbudowane jakieś czujniki, które zapobiegały takim niespodziewanym demaskacjom i Carl poczuł się nieswojo na myśl, że broń, w jaką go wyposażono, znacznie przewyższa go inteligencją. Zbroja z lancą świetlną zaniosła go na południe, z powro- tem na Antarktydę. Wylądował obok wysokiego niemal na dwa kilometry szczytu lodowca, gdzie skały pokrywające podłoże morenowe przypominały ostrza noży. Zbroja zajaśniała delikat- niejszym światłem i Carl ześliznął się w bezczas. W ciągu tych pierwszych dni po powrocie na Ziemię, Carlowi wciąż brzęczały w uszach słowa wypowiedziane przez pranieblana. Nie był już człowiekiem i nawet nie próbował zachowywać się tak, jakby nim był. Ciągle rozmyślał o Evoe i o niewysłowionej uro- dzie Śfjata - miejsca, gdzie istniały barwy i nastroje, o jakich na Ziemi nikomu się nawet nie śniło. Gruzłowate formy wyrzeź- bione z lodu przez ostre wiatry oraz wycie wichrów w nieprzenik- nionym mroku, jaki spowijał ten kraniec świata, wydawały mu się daleko piękniejsze od wszystkich ludzkich siedlisk, jakie wi- dział podczas lotu. W porównaniu z gościnną prostotą foukowskich osiedli wy- kute ze stali miasta ludzkie wydawały się wrogie i nieprzystęp- ne, a przy fantastycznej szklanej architekturze Rhene, jak rów- nież skokowcach i lotkach kpiących sobie z siły ciążenia, zdobycze ludzkiej nauki i technologii jawiły mu się jako nic nie znaczące błahostki. Jednakże tym, co naprawdę zaprzątało uwagę Carla, było odkrycie, że znalazł się nie na tej Ziemi, z której przybył. Jego 111 wizyta na uczelni miała mu pomóc dowiedzieć się, gdzie właści- wie przyleciał. Uczelniany komputer był podłączony do SIEC-i, czyli Systemu Interkontynentalnej Edukacji Całościo- wej, z którego imp wchłonął wszystkie dostępne dane encyklo- pedyczne. Podczas odpoczynku w bezczasie dowiedział się o Ziemi-dwa wszystkiego, co go interesowało. Znana mu historia okazała się mocno zniekształcona, ale tylko w czasach najnowszych. Druga wojna światowa w ogóle się nie przydarzyła. Pierwsza wojna światowa obfitowała w tyle okropności, takich jak powietrzne torpedy z gazem paraliżującym czy głowice z bronią bakteryjną przenoszone przez rakiety dalekiego zasięgu, że lata dwudzieste upłynęły na walce z globalną plagą, od której gniła cała kula ziemska. Liczba mieszkańców świata zmniejszyła się dwukrot- nie. Zniesiono granice polityczne. Idealistom z partii bolszewic- kiej oraz z Ligi Narodów udało się zjednoczyć należące do Związ- ku Radzieckiego i Ligi państwa w początku lat trzydziestych. Porzucono wszelkie ideologie, a czynnikiem napędowym cywili- zacji stał się postęp technologiczny, szczególnie w medycynie i rolnictwie