Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jedni twierdzili, że Bladzioch zemdlał, bo ma tasiemca, drudzy, że ze strachu przed solową. Rozstrzygnięcie tego sporu było bardzo istotne dla chłopaków ze względu na zakłady. Ostatecznie ustalili, że zwycięstwo walkowerem, czyli z powodu niestawienia się przeciwnika, odnosi Rafał. SOBOTA 30 XI Bladzioch nie przyszedł dziś do szkoły i nikt już nie mówił ani o nim, ani o jego tasiemcu. Chłopcy byli przejęci faktem, że temperatura wreszcie spadła poniżej zera i planowali wylanie lodowiska na żwirowym boisku za budynkiem szkoły. Dziewczyny zaś marzyły o andrzejkowych wróżbach. Pan Karolak nie zgodził się na zorganizowanie zabawy andrzejkowej w szkole twierdząc, że to okazja dobra dla starszych klas. Jolka wpadła więc na pomysł, że zaprosi wszystkie dziewczyny do siebie i u niej będziemy sobie wróżyć. Babcia, upewniwszy się telefonicznie, że mama Jolki wie o całym przedsięwzięciu, zgodziła się, żebym do niej poszła. Moja mama była na dyżurze w szpitalu i dlatego decyzję podejmowała 100 babcia. Przypilnowała jeszcze, żebym ciepło się ubrała i koniecznie nasunęła czapkę na uszy. Kiedy wreszcie mnie wypuściła, jak na skrzydłach pobiegłam do Jolki. Było fantastycznie! Najpierw wycięłyśmy z kartonu serce z wypisanymi z jednej strony imionami chłopaków. Każda z nas nakłuwała serce z drugiej strony szpilką i otrzymywała w ten sposób imię przyszłego męża. Ku mojemu rozczarowaniu wypadł mi „Dariusz" - a żadnego Darka nie znam ani z klasy, ani wśród innych znajomych. Najbardziej szczęśliwa była Czajka, która nakłuła „Mariusza". Potem zdjęłyśmy po jednym bucie i ustawiałyśmy je kolejno jeden za drugim w stronę drzwi. I znowu Czajka miała szczęście, bo jej but pierwszy przekroczył próg, co oznacza, że pierwsza z nas wyjdzie za mąż. Kolejna wróżba polegała na obieraniu jabłek i odgadywaniu po długości obranej skórki, czyje małżeństwo będzie najdłuższe. Wyszło na to, że Słomki, a zaraz potem moje. Ciekawe, czy to się sprawdzi? Najgorzej miała Aśka i Beata, bo im obierki się przerywały i wyszło, że Aśka będzie zamężna dwa razy, a Beata aż trzy! Trudno byłoby uwierzyć, że ktokolwiek zechce się w ogóle ożenić z Beatą, a tu proszę! Niezłe niespodzianki sprawiają te wróżby. Na końcu lałyśmy roztopiony wosk przez dziurkę w kluczu do miski z wodą. Strasznie nam było ciasno w łazience, ale mama Jolki bała się, że nakapiemy woskiem na dywan w pokoju albo pozalewamy świeżo zapastowaną podłogę. Każdej z nas wychodziły dziwaczne kształty i długo się zastanawiałyśmy, co która figura oznacza. Grażynie ulała się czapka z daszkiem i stwierdziłyśmy, że będzie miiicjantką. Nie była z tego zadowolona i powiedziała, że już wolałaby szyć czapki albo sprzedawać je w sklepie niż pracować w milicji. Iśce ulał się domek, więc jej wróżyłyśmy niedługą przeprowadzkę. Moją figurę dziewczyny wzięły początkowo za rakietkę do badmintona. 101 - Pewnie zostaniesz w przyszłości słynną zawodniczką -stwierdziła Dorota. - ??, Kaśka nie chodzi nawet do szkolnego SKS-u . - Jakiego SKS-u? - No, Szkolnego Kółka Sportowego. - A po co mam tam chodzić, jak tam tylko grają w siatkówkę, a ja siatkówki nie znoszę? Wolę pływanie albo biegi. - No, ale rakietka do pływania nie pasuje - orzekła Aśka. - Słuchajcie! - zawołała olśniona Słomka - to nie jest żadna rakietka, tylko gitara! - Jasne, że gitara! - przytaknęła Czajka. - Będziesz piosenkarką - stwierdziła z uznaniem Iśka. - Dlaczego od razu piosenkarką? - sprzeciwiła się zdenerwowana Jolka - To ja będę piosenkarką! - Czemu nie? Możecie przecież być obie - uspokajała ją Dorota - No, Jolka, lej ten wosk! Jolka wzięła się do roboty, a ja pomyślałam w duchu, że może ta gitara nie wiąże się z moim przyszłym zawodem, tylko z Rafałem... Tymczasem Jolka wyjęła z miski swoją gotową figurkę i wszystkie jednoznacznie orzekłyśmy, że to kość. Jolka była wściekła, tym bardziej, że nikt nie umiał wytłumaczyć, co to może oznaczać. Jolka stwierdziła, że już dość tych głupich wróżb i musiałyśmy się zabierać do domu. Po powrocie czekała na mnie niespodzianka: prezent od taty. Podczas mojej nieobecności przyszedł złożyć mi spóźnione życzenia urodzinowe. Było mi szkoda, że go nie zobaczyłam, ale żal przyćmiła ciekawość, co też to jest zawinięte w brązowy papier? Jakież było moje rozczarowanie, gdy zobaczyłam, że to trzecie z kolei Przygody Tomka Sawyer'a. W dodatku poprzednie też dostałam od taty