Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Byli sami w ciepłym, suchym miejscu, prawdopodobnie po raz ostatni tej zimy. Nie miał żadnych zahamowań w ziemiance Mamutoi, ale samotność dodawała szczególnego poczucia wolności. Jego ręka napotkała wilgoć, a potem jej małe, wzniesione centrum przyjemności i kiedy je potarł, usłyszał jej gwałtowny oddech. Sięgnął niżej, wsunął dwa palce i zaczął odkrywać jej głębię i dotyk wewnątrz, podczas gdy ona napinała się i jęczała. Och, jak jej chciał, ale jeszcze nie pora. Puścił sutka i poszukał jej ust. Były na pół otwarte. Pocałował ją mocno, uwielbiając powolny, zmysłowy dotyk jej języka, który natychmiast znalazł jego język. Odsunął się na moment, żeby się trochę opanować zanim podda się bez reszty własnemu pragnieniu i tej pięknej, chętnej kobiecie, którą kochał. Patrzył na jej twarz, aż otworzyła oczy. Przy dziennym świetle jej oczy były szaroniebieskie, koloru dobrego krzemienia, ale teraz były ciemne i tak pełne tęsknoty i miłości, że poczuł ucisk w gardle i szalony przypływ uczuć. Dotknął jej policzka tyłem palca, obrysował szczękę i przesunął po wargach. Nie mógł się na nią napatrzyć, nadotykać, jakby chciał utrwalić obraz jej twarzy w swojej pamięci. Patrzyła na niego, na jego błękitne oczy, które wyglądały jak fioletowe w świetle ognia i były tak pełne miłości i pożądania, że pragnęła się w nich rozpłynąć. Nawet gdyby chciała, nie mogła mu odmówić, ale była daleka od tego. Pocałował ją, potem przesunął ciepłym językiem wzdłuż jej szyi i rowka między piersiami. Obiema rękami objął ich okrągłą pełnię, potem pochylił się i znowu zaczął ssać sutek. Przesuwała rękami po jego karku i ramionach, a fale dreszczy przeszywały jej ciało. Językiem i ustami przesuwał się w dół jej ciała, polizał zagłębienie pępka, a potem poczuł miękkie włoski. Napięła się zapraszająco w łuk i wilgotnym, wrażliwym językiem znalazł jej szczelinę i małe centrum przyjemności. Krzyknęła, kiedy tam dotarł. Potem usiadła, pochyliła się i znalazła jego sztywną męskość. Wzięła ją w usta jak daleko mogła, rękami sięgając jego delikatnych woreczków. Czuł narastający ucisk i pożądanie oraz pulsowanie pełnego członka w miarę, jak smakował jej kobiecość, jak odkrywał na nowo jej fałdy i wzgórki, i głęboki, gładki otwór. Nie mógł się tym nacieszyć. Chciał dotknąć ją wszędzie, smakować ją wszędzie, chciał więcej i więcej. Czuł równocześnie jej ciepło na sobie i przejmujące drżenie, i jej ręce przesuwające się w górę i w dół po jego długim, pełnym trzonie. Aż do bólu pragnął w nią wejść. Z najwyższym wysiłkiem odsunął się, odwrócił, a potem znowu znalazł źródło jej kobiecości i przesunął po nim umiejętną rękę. Pochylił się do jej centrum i objął ustami, a jej oddech dochodził go w spazmach i krzykach. Czuła fale przypływu, które budowały w niej niewyrażalne i rozkoszne napięcie. Zawołała go, sięgnęła po niego i uniósł się między jej udami. Trzęsąc się w oczekiwaniu i próbie panowania nad sobą, wszedł w nią wreszcie, nie posiadając się z radości. Tak długo starał się opanowywać, że trwało chwilę, zanim pozwolił sobie na porzucenie zahamowań. Wszedł znowu, głęboko, zachwycając się cudem jej głębi, która potrafiła przyjąć clą jego długość. Z radosnym zapamiętaniem poruszał się tam i z powrotem, szybciej, wspinając się coraz wyżej, a ona podnosiła się, żeby dorównać jego ruchom. Wtedy równocześnie z krzykiem, który wydobył się z jego gardła, poczuł, że to przychodzi, że wyzwala się też w niej i oboje wybuchnęli w ostatnim, przytłaczającym przypływie energii, rozkoszy i uwielbienia. Byli zbyt fizycznie zmęczeni i uczuciowo wyczerpani, by się poruszyć. Leżał rozciągnięty na niej, ale ona zawsze lubiła ten moment i ciężar jego ciała na swoim. Czuła na nim słabą woń siebie samej, co jej zawsze uświadamiało, jak była kochana, i czuła się rozkosznie senna. Ciągle zdumiewał ją niespodziewany cud przyjemności. Nie wiedziała, że jej ciało może czuć taką rozkosz i radość. Przedtem znała tylko poniżenie brania przemocą z nienawiści i pogardy. Do przyjścia Jondalara nie wiedziała, że może być inaczej. Wreszcie podciągnął się, pocałował jej piersi, pępek i podniósł się. Ayla wstała także i poszła w głąb jaskini, wrzucając kilka kamieni do gotowania w ognisko. - Możesz nalać trochę wody do tego kosza, Jondalarze? Duży worek na wodę jest pełen - powiedziała, idąc do najdalszego kąta jaskini, którego używała, kiedy było zbyt zimno, żeby wyjść na dwór dla załatwienia potrzeb naturalnych. Kiedy wróciła, wybrała gorące kamienie z ognia w sposób, którego się nauczyła od Mamutoi, i wrzuciła je do wodoszczelnego kosza. Syczały i parowały, kiedy ich żar rozgrzewał wodę. Wyłowiła je i włożyła na powrót do ognia, a do kosza wsadziła inne, bardziej gorące. Kiedy woda zaczęła się gotować, zaczerpnęła kilka kubków, wlała je do drewnianej miski i ze swojego zapasu suszonych ziół dodała kilka ususzonych kwiatów mydlnicy. Ostry, przyjemny aromat rozszedł się w powietrzu, a kiedy zanurzyła kawałeczek miękkiej skórki, roztwór roślinnej saponiny utworzył pianę, której nie trzeba było spłukiwać i która zostawiała przyjemny zapach. Patrzył na nią, jak myła twarz i ciało i napawał się jej pięknością, pragnąc powtórzyć przeżyte chwile. Podała mu kawałek chłonnej skórki króliczej i miskę z wodą. Podczas gdy się mył - ten obyczaj zaprowadziła po przybyciu Jondalara do jaskini i on go też przejął - przeglądała swoje zioła, zadowolona z większej możliwości wyboru. Zrobiła indywidualnie dopasowaną herbatę dla każdego z nich. Dla siebie wzięła tradycyjnie złotą nić i szałwię antylopową, zastanawiając się przez moment czy nie powinna tego odstawić i zobaczyć, czy dziecko zacznie w niej rosnąć. Pomimo jego wyjaśnień, nadal wierzyła, że to mężczyzna, a nie duch rozpoczyna Tycie. Ale niezależnie od tego, jaka była przyczyna powstawania nowego życia, magia Izy działała i jej przekleństwo kobiety, a raczej czas księżycowy, jak to nazywał Jondalar, nadal przychodził regularnie