Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Kiedy chcę rozpoznać buntowników, szukam ludzi z zasadami - odparł. Wpatrzyła się w niego w milczeniu, a Leto pomyślał, jak ta prosta reakcja mówi wiele o jej inteligencji. - Jak myślisz, gdzie znajduję moich najlepszych zarządców? - zapytał. Wymknęło się jej słabe westchnienie. - Zasady - rzekł - są tym, o co się walczy. Większość ludzi przechodzi przez życie nie zmienionymi aż do ostatniej chwili. Mają tak mało nieprzyjaznych im aren, na których mogliby poddać się próbie! - Mają ciebie. - Ale ja jestem zbyt potężny - powiedział. - Jestem synonimem samobójstwa Kto szukałby pewnej śmierci? - Szaleńcy... albo desperaci. Buntownicy? - Jestem synonimem wojny - rzekł. - Jestem największym drapieżnikiem. Skoncentrowaną siłą, która ich rozbija. - Nigdy nie myślałam o sobie jako o buntowniczce - powiedziała. - Jesteś czymś o wiele lepszym. - I użyłbyś mnie w jakiś sposób? - Tak. - Nie jako urzędniczkę - rzekła. - Już mam dobrych urzędników. Niepodatnych na korupcję, bystrych, nastawionych filozoficznie do życia, otwartych na krytykę i szybkich w podejmowaniu decyzji. - Byli buntownikami? - Większość z nich. - Jak zostali wybrani? - Mógłbym rzec, że sami się wybrali. - Zachowując życie? - To też. Ale jest i coś więcej. Różnica między dobrym a złym zarządcą zamyka się mniej więcej w pięciu uderzeniach serca. Dobrzy dokonują natychmiastowego wyboru. - Wyboru do przyjęcia? - Zazwyczaj można wprowadzić go w życie. Zły administrator waha się, kręci, prosi o komitety, o badania i sprawozdania. W końcu działa w sposób, który wywołuje poważne problemy. - Ale czy czasami nie potrzebują po prostu więcej informacji, żeby... - Zły zarządca więcej uwagi przykłada do sprawozdań niż do decyzji. Chce pewnych danych, które mógłby okazać jako usprawiedliwienie swoich błędów. - A dobry? - Och, polega na ustnych poleceniach. Nigdy nie kłamie na temat tego, co zrobił, jeżeli jego polecenia powodują problemy, i otacza się ludźmi zdolnymi do mądrego działania na jedno słowo rozkazu. Często najważniejszą informacją jest to, iż coś jest nie w porządku. Źli zarządcy ukrywają swoje błędy, dopóki nie jest za późno na dokonanie poprawek. Leto przyglądał się jej, jak rozmyśla o ludziach, którzy mu służyli - zwłaszcza o Moneu. - Ludzie decyzji - powiedziała. - Jedną z najtrudniejszych do znalezienia rzeczy dla tyrana - odrzekł - są ludzie, którzy rzeczywiście podejmują decyzje. - Czy twoja znajomość przeszłości nie daje ci jakiejś... - Daje mi trochę zabawy. Większość biurokracji przed moją wyszukiwała sobie i opierała się na ludziach, którzy unikali decydowania. - Rozumiem. Jak mnie wykorzystasz, Panie? - Wyjdziesz za mnie? Nikły uśmiech dotknął jej ust. - Kobiety również mogą podejmować decyzje. Wyjdę za ciebie. - Zatem idź i poinstruuj Matkę Wielebną. Upewnij się, czy wie, czego szukać. - Mojego pochodzenia - odparła. - Ty i ja znamy już swoje przeznaczenie. - Które nie zostało oddzielone od mojego źródła - powiedział. Wstała i rzekła: - Panie, czy możesz mylić się co do twojej Złotej Drogi? Czy możliwość niepowodzenia... - Wszystko i wszyscy mogą zawieść - powiedział - ale dzielni, dobrzy przyjaciele - nigdy. Zbiorowiska zawsze ciążą do warunkowania swojego otoczenia na przetrwanie. Kiedy zbaczają z tego celu, można to uznać za oznakę choroby. Jest wiele widocznych jej symptomów. Bardzo mnie zainteresował sposób podziału żywności. Jest to forma komunikacji, nieunikniona oznaka wzajemnej pomocy, zawierająca również śmiertelny symbol zależności. To ciekawe, że to zazwyczaj mężczyźni dbają teraz o przyrodę. Są mężami-mężczyznami. Kiedyś była to wyłącznie domena kobiet. "Wykradzione dzienniki" "Musicie wybaczyć mi niedokładność tego sprawozdania - pisała Matka Wielebna Anteac. - Przypiszcie to konieczności pośpiechu. Jutro odlatuję na Ix w celu, który dokładnie przedstawiłam wcześniej. Nasilonemu zainteresowaniu Boga Imperatora Ix nie można zaprzeczyć, wszak muszę tu przede wszystkim wspomnieć o dziwnej wizycie, jaką złożyła mi Ambasadorka Ix, Hwi Noree." Anteac odchyliła się na niewygodnym taborecie, który był jednak najlepszym meblem, jaki udało jej się znaleźć w tych spartańskich kwaterach. Siedziała sama w swej ciasnej izbie, w miejscu, które Pan Leto wciąż odmawiał zamienić na większe, nawet po ostrzeżeniu Bene Gesserit o zdradzie Tleilaxan. Na kolanie Anteac leżał mały, atramentowoczamy prostopadłościan o boku około dziesięciu milimetrów i nie mający więcej niż trzy milimetry grubości. Pisała po nim błyszczącą igłą - jedno słowo na drugim, wszystkie po kolei pochłaniane przez sześcian. Skończona wiadomość zostanie odciśnięta w nerwach wzrokowych akolitki-kurierki, ukryta, dopóki nie zostanie odtworzona w Kapitularzu