They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Ktoś rzucił się do przodu, chwytał Stefana. Lunęła krew, bryzgami prysnęła wokoło, kły piły, zwolnione w pędzie, złowrogie teraz, straszliwie wczepiły się w kapotę. Ktoś ciągnął Klimczaka do tyłu. Inni stali jak martwi. Piła wirowała, wchłaniając w siebie naprężone sukno, już, już, a chwyci ramię. Skok nagły. Mignęło. Ścichł warkot. W krąg piły wparła się deska naciskana tak, że aż się gięła w połowie, drgała kabłąkiem. Czyjeś nogi się wryły w osypany trocinami beton. Westchnienie ulgi wśród obecnych. Zakręcili się kupa wokół Klimczaka. Praużul stał jeszcze z deską chybocącą mu w ręku, dyszał ciężko, blady, zmartwiały. Dobrze, że w czas zdążył nacisnąć; rączkę wyłącznika. - Do góry mu rękę podnieście, do góry! - wołał któryś. Podnieśli lewe ramię Klimczaka do góry. Skrwawione, strzępiaste w miejscu, gdzie były palce. - Jezusie, palce mu urwało! - jęk z tłumu kłębiącego się w milczeniu. Wprowadzili Klimczaka do baraku, położyli na stole. Ktoś biegł po wodę, ktoś wrzeszczał w telefon, by zaraz przyjeżdżała karetka. Ktoś wołał pogodniejszym już tonem - Jedynie mały mu urwało wisi na flaku. Dalej tylko poharatane! Sułek, dawny łapiduch frontowy, opatrywał zszarpaną dłoń; zlewał czymś ciemnym, owijał bandażem, kazał trzymać ramię wzniesione do góry. Kręcił głową. Klimczak przytomniej spojrzał dokoła. Wracała mu świadomość tego, co zaszło. Jak to się stało? Przecie godziny nie ma, jak sprawdzał śruby zaciskające piłę. Nie mogły się tak od razu rozluźnić. Czyżby więc ktoś to zrobił? Tłoczno było w izbie od przejętych; poruszonych ludzi. Widział wlepione w siebie pełne współczucia oczy. Ktoś tam znowu wydzierał się przez telefon, przynaglał. Klimczak uśmiechnął się. I znowu patrzył na wszystkie twarze, a podejrzenie kołatało mu po zbolałej czaszce. Bez rozkręcenia śrub nie wypadłaby piła z osi biegu. Jasne, to musiał ktoś zrobić. Już otwierał usta, by głośno wyrazić swe podejrzenie, w czas wstrzymał się, zamilkł. Ból nim szarpał mocniejszy, zaciskał zęby. Za plecami Mielickiego dojrzał przerażone, pałające nieprzytomnym jakimś ogniem, większe jeszcze niż zwykle oczy Weronki. Twarz miała białą, popłoch na niej. W rozkołysaną głowę Klimczaka wpadło nagle odczucie świdrującego wzroku. Wrażliwy był na te rzeczy z partyzanckich czasów. Szybko odwrócił głowę. Młody chłopiec patrzył nań uważnie, spokojnie, w głębi jednak doszukał się tam sekretarz skierek ironii, zadowolenia. Ej, czy mu się nie zwiduje czasem? Od tego bólu chyba. Ale jakże się on nazywa, zaraz, no, jakże mu tam?... Nie mógł sobie przypomnieć. Dał pokój. Przymknął oczy. Ten wysiłek patrzenia zmęczył go jeszcze bardziej, zaostrzył jak gdyby ból. Będzie jeszcze jakaś pociecha z tej ręki czy już tylko z jedną zostanie? Chyba całą będzie trzeba odciąć. Boli gdzieś pod pachą, pewnie aż tam poharatana. No tak, złapało go za ubranie, ciągnęło całą siłą motoru. Ktoś jednak wyłączył, zamigotała mu przed oczyma wygięta siłą parcia deska... Ratowali go. Ale kto? Kto to był? - Kto? - zapytał, lekko rozwarł oczy. Nie rozumieli. - Kto wyłączył prąd? - mówił prawie szeptem. A zdawało mu się, że krzyczy. Z odrazą spojrzał na krew skapującą przez bandaż. - Ten nowy, elektrotechnik... - poznał głos Mikoszy. - Aha. Dobrze mu z oczu patrzyło... - szepnął, znów zamknął oczy, zbladł jeszcze bardziej. Jak przez sen słyszał głos Mikoszy, naglącego robotników do pracy. - Nic tu nie wystoicie! A potem robotę trzeba będzie nadganiać. Idźcie już, idźcie! Zaszurali nogami, niechętnie ruszyli ku drzwiom. Jakaś siła trzymała ich przy rannym towarzyszu. Stłoczyli się przy wyjściu, zamilkli, wzruszeni. W ciszę tę wpadł ostry, mocny głos: - Ale co to było? Może sabotaż? Nienawistne słowo rozpaliło znów wszystkich. Przystanęli, gniewny gwar wzbił się pod niski sufit baraku. - Tak, na pewno. Sama się piła nie zerwała... - Trzeba zaraz obejrzeć. Protokół zrobić! - Ładny początek. - Jakie to ścierwo! Może Szwaby cholerne? Na pewno ich robota