Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- A właśnie, że powinieneś tam sypiać. Nie mieszka się w hotelu, w którym się nie sypia. Tak lepiej, na wypadek, gdyby policja pytała portiera. - To prawda. Ale lepiej też móc dowieść wtedy, że cały czas mieszkałem w „Internationalu". Urządziłem wszystko, jak trzeba, w „Prince de Galles". Pościel zgnieciona, ręczniki, łazienka, umywalnia - wszystko wygląda tak, jakbym dopiero co wyszedł. - W porządku. W takim razie oddaj mi z powrotem klucz. Ravic potrząsnął głową. - Lepiej, żeby ciebie tam nie widziano. - To nie ma znaczenia. - Owszem, Borysie. Nie postępujmy jak idioci. Twoja broda nie jest widokiem codziennym. Poza tym masz rację: muszę tak żyć i postępować, jakby się nie miało zdarzyć nic ważnego. Jeśli Haake rzeczywiście zatelefonuje jutro rano, to zadzwoni drugi raz po południu. Gdybym na to nie liczył, stałbym się w ciągu jednego dnia kompletnym wrakiem. - A dokąd teraz pójdziesz? - Do łóżka. O tej godzinie nie można się spodziewać telefonu. - Jeśli chcesz, możemy się potem spotkać. -Nie, Borysie. Myślę, że zanim będziesz wolny, usnę. O ósmej mam operację. Morozow popatrzył na niego z powątpiewaniem. - Dobrze. W takim razie wpadnę jutro po południu do „Prin-ce de Galles". A gdyby coś się przed tym stało, zadzwoń do mnie do hotelu. -Tak. Ulice. Miasto. Czerwonawe niebo. Z domów spływały z trzepotem czerwień, biel i błękit. Wiatr gonił wokół barów jak przymilny kot. Ludzie, powietrze po całym dniu przebytym w dusznym hotelu. Ravic poszedł aleją ciągnącą się za „Sze-herezadą". Otoczone zielonymi barierkami drzewa nieśmiało wydychały wspomnienie lasów i zieleni w ołowianą noc. Ravic nagle poczuł się pusty i śmiertelnie zmęczony. „A gdybym zre- zygnował, zapomniał, zrzucił to z siebie, odrzucił, jak wąż zrzuca starą skórę?" - myślało coś w nim. „Co mnie obchodzi w gruncie rzeczy melodramat z zamierzchłych dni? Co mnie obchodzi ten człowiek, drobne, przypadkowe narzędzie w kawałku ciemnego średniowiecza, w europejskim zaćmieniu słońca?" Co go to wszystko obchodzi? Uliczna dziewczyna próbowała zwabić go do bramy. Rozchyliła suknię, tak uszytą, że otwierała się jak szlafrok po rozpięciu paska. Niewyraźnie zamajaczyło blade ciało. Długie, czarne pończochy, czarny trójkąt włosów, czarne oczodoły, w których cieniu trudno się było doszukać oczu, zniszczone rozkładające się ciało nieledwie bliskie fosforescencji. Alfons, z papierosem przylepionym do górnej wargi, wsparł się o drzewo i przyglądał mu się. Przejechało kilka wozów z warzywem. Konie kiwały łbami, mięśnie prężyły się pod skórą. Korzenny zapach zieleniny, kalafiorów, które wyglądały wśród liści jak skamieniałe mózgi. Czerwień pomidorów, kosze fasoli, cebuli, wisien i selerów. Co go to obchodzi? Jeden więcej czy mniej. Jeden więcej czy mniej spośród setek tysięcy ludzi, którzy są tacy jak on albo jeszcze gorsi. Jeden mniej. Stanął nagle. O to właśnie chodzi! Zbudził się. O to chodzi! Tego właśnie chcieli tamci: żeby człowiek czuł się zmęczony, żeby chciał zapomnieć, żeby myślał, co mnie to obchodzi? W tym rzecz! Jednego mniej! Tak, to było niewiele, ale i wszystko! Wszystko! Ravic powoli wyjął z kieszeni papierosa i powoli go zapalił. I nagle, kiedy żółte światło oświeciło na chwilę jego stuloną dłoń, jak dolinę pociętą wąwozami Unii, uświadomił sobie, że nic go nie zdoła powstrzymać od zamordowania Haakego. Tylko o to chodziło. Było to więcej niż osobista zemsta. Gdyby tego nie zrobił, stałby się winien ogromnej zbrodni. Coś by na zawsze zaginęło, jeśliby tego nie spełnił. Jednocześnie zdawał sobie jasno sprawę, że tak nie jest, ale poza logiką i wszelkim tłumaczeniem w jego krwi tętniła ciemna świadomość, że tak być musi. Jak gdyby niewidoczne fale rozchodziły się od tego czynu i miały z nich powstać inne wielkie rzeczy. Wiedział, że Haake jest tylko nędznym funkcjonariuszem grozy, bez wielkiego znaczenia, ale jednocześnie wiedział, jak nieskończenie ważna jest jego śmierć. 366 367 Zagasł płomyczek w jamie dłoni. Ravic odrzucił zapałkę. Świt kładł się na drzewach. Srebrna pajęczyna, która podtrzymuje w powietrzu pizzicato zbudzonych wróbli. Rozejrzał się wokoło ze zdumieniem. Coś się stało. Oto odbył niewidzialny sąd i wyrok zapadł. Ravic zobaczył z niezmierną jasnością drzewa, żółtą ścianę domu, szare żelazne ogrodzenie za sobą, ulicę w błękitnej mgle i miał niejasne uczucie, że nigdy tego nie zapomni. Dopiero teraz wiedział, że zabije Haakego i że to nie jest jego drobna, prywatna sprawa, ale coś o wiele większego. Początek. Minął „Ozyrysa". Wyszło właśnie kilku pijaków. Mieli szkliste oczy i czerwone twarze. W pobliżu nie było taksówki. Chwilę klęli, potem ruszyli dalej, ciężko, mocno i hałaśliwie. Mówili po niemiecku. Ravic zamierzał wrócić do hotelu, ale zmienił zdanie. Wspomniał słowa Rolandy, że ostatnimi czasy często trafiają się w „Ozyrysie" niemieccy turyści. Wszedł. Rolanda stała przy barze, chłodna, badawcza, w czarnym stroju zarządzającej. Pianola grała głośno, echo odbijało się o egipskie ściany. - Rolando - powiedział Ravic. Odwróciła się. - Ravic, wieki cię nie widziałam. Jak to dobrze, żeś przyszedł. -Bo co? Stanął koło niej przy barze i rozejrzał się. Niewielu już było klientów. Ci, którzy jeszcze zostali, siedzieli, drzemiąc, przy stolikach. - Odchodzę stąd - powiedziała Rolanda. - Za tydzień wyjeżdżam. - Na zawsze? Skinęła głową, wyjmując zza wycięcia sukni depeszę. - Czytaj. Ravic przebiegł tekst oczyma i zwrócił jej. - To twoja ciotka? Zmarło jej się wreszcie? - Tak, wracam. Mówiłam już z madame. Wściekła jest, ale rozumie. Jeannette będzie musiała mnie zastąpić. Muszę ją wprowadzić w pracę. - Rolanda roześmiała się. - Biedna ma- dame! Chciała zabłysnąć tego roku w Cannes. Jej willa pęka 368 już teraz od gości. Rok temu została hrabiną. Wyszła za pewnego smarkacza z Tuluzy. Płaci mu pięć tysięcy miesięcznie, byle stamtąd nosa nie wyściubił. A teraz musi tu zostać. - Otworzysz swoją wymarzoną kawiarnię? - Oczywiście. Biegam już całymi dniami i wszystko zamawiam. W Paryżu taniej. Kreton na zasłony. Jak ci się ta próbka podoba? Wyciągnęła zza wycięcia sukni zmięty strzęp materiału. Kwiaty na żółtym tle