They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Okrągłe oczy dame de compagnie były ciągle utkwione w tych dwóch postaciach, które zaczęły znowu zbliżać się z wolna ku domowi. — Nadzwyczaj grzeczny ten młody człowiek — rzekła. — Zobaczy pani, jak się ukłoni. Zresztą nie będzie to nic wyjątkowego. Zupełnie tak samo się kłania, kiedy mnie samą spotyka w hallu. Postąpiła parę kroków naprzód wraz z panną Haldin i stało się ściśle tak, jak przepowiedziała. Młody człowiek zdjął kapelusz, ukłonił się i cofnął, zaś Piotr Iwanowicz zbliżył się szybko, wyciągnął serdecznie swe czarne grube ramiona i pochwyciwszy obie ręce panny Haldin, potrząsał nimi, wpatrując się w nią przez ciemne okulary. — To rozumiem! To rozumiem! — wykrzyknął dwukrotnie z uznaniem. — Jak widzę, dotrzymała tu pani towarzystwa… — spojrzał z ukosa na dame de compagnie wciąż piastującą kota. — Wnoszę stąd, że Eleanor — Madame de S. — jest zajęta. Wiem, że spodziewała się kogoś dzisiaj. Więc dziennikarz zjawił się jednak, co? Zajęta? Za całą odpowiedź dame de compagnie odwróciła głowę. — To się bardzo niedobrze złożyło — bardzo niedobrze. Ogromnie mi przykro, że pani… — nagle zniżył głos. — Ale cóż to znaczy? Chyba pani nie odchodzi, Natalio Wiktorowno? Znudziło się pani czekać? — Bynajmniej — zaprzeczyła panna Haldin — tylko byłam tu już jakiś czas i muszę wracać do matki. — Czas się pani dłużył, co? Niestety, ta oto nasza zacna przyjaciółka (tu Piotr Iwanowicz nagle zwrócił głowę w prawo i odwrócił ją równie szybko), nasza zacna przyjaciółka nie ma daru skracania chwil oczekiwania. Nie, stanowczo nie ma tego daru, a w tym względzie dobre chęci wcale się nie liczą. Dame de compagnie opuściła ręce i kot znalazł się nagle na ziemi. Zeskoczywszy pozostał tak nieruchomo z wyciągniętą ku tyłowi jedną łapą. Panna Haldin była ogromnie oburzona z powodu takiego potraktowania swej towarzyszki. — Proszę mi wierzyć, Piotrze Iwanowiczu, że chwile, które spędziłam w hallu tego domu, były zarówno ciekawe, jak pouczające. Zostaną mi w pamięci. Nie żałuję, że czekałam, ale widzę, że cel moich odwiedzin da się osiągnąć bez zajmowania czasu Madame de S. W tym miejscu przerwałem pannie Haldin. Powyższa relacja jest bowiem oparta na jej opowiadaniu, którego nie udramatyzowałem w tym stopniu, jakby to można przypuszczać. Z nadzwyczajnym uczuciem i ożywieniem oddała ona sposób wyrażania się uczennicy starej owocarki, dobrowolnej sługi nędzarzy, nieprzejednanej w swej nienawiści do ministerstw. Szczerze ludzką i subtelną naturę panny Haldin oburzył przykry los tej damy do towarzystwa, sekretarki — czymkolwiek zresztą była jej nowa znajoma. Co do mnie, z zadowoleniem dojrzałem w tym jedną więcej przeszkodę do nawiązania bliższych stosunków z Madame de S. Miałem po prostu wstręt do tej wymalowanej i wystrojonej egerii Piotra Iwanowicza o martwej twarzy i szklanych oczach. Nie wiem, jaki był jej stosunek do świata niewidzialnego, ale w sprawach tego świata była skąpa, chciwa i pozbawiona wszelkich skrupułów. Wiedziałem, że została pokonana w brudnym i zaciekłym sporze majątkowym z rodziną swego zmarłego męża dyplomaty. Kilka bardzo czcigodnych osób (które w swej furii usiłowała kompromitująco wplątać we własne sprawy) ściągnęło na siebie jej nienawiść. Bardzo mi łatwo uwierzyć, że z uwagi na rację stanu o mały włos nie umieszczono jej w jakimś zacisznym maison de santé — jaśniej mówiąc w szpitalu dla umysłowo chorych. Zdaje się jednak, że pewne wysoko postawione osobistości sprzeciwiły się temu dla przyczyn, które… Ale nie warto wdawać się w szczegóły. Może się wydawać dziwnym, że skromny nauczyciel języków wiedział o tym wszystkim z taką dokładnością. Powieściopisarz opowiada różne rzeczy o swoich bohaterach i jeśli tylko zdoła nadać temu ton dostatecznego przekonania, nikt nie będzie skory kwestionować wymysłów jego wyobraźni, w których pisarz potrafi wyraziście ukazać swój własny sposób widzenia za pomocą trafnego zwrotu, poetyckiego obrazu lub akcentu uczucia. Sztuka to wielka rzecz! Ale ja nie jestem artystą i skoro nie wymyśliłem Madame de S. czuję się w obowiązku wytłumaczyć, w jaki sposób dowiedziałem się o niej tak wiele. Moją informatorką była Rosjanka, żona wspomnianego już tutaj mojego przyjaciela, profesora uniwersytetu w Lozannie. Od niej również wiem o ostatnim fakcie z historia madame de S., jakim jeszcze zamierzam zająć moich czytelników. Zapewniając mnie, że może w pełni polegać na swych źródłach, opowiedziała mi o przyczynie ucieczki madame de S. z Rosji przed laty. Ni mniej, ni więcej, tylko policja zaczęła podejrzewać ją w związku z zamachem na cara Aleksandra. Podstawę podejrzenia stanowiło jakieś niebaczne słowo, które się jej wymknęło publicznie, czy też jakaś rozmowa, podsłuchana, w jej salonie. Podsłuchana, jak musimy przyjąć, przez gościa, a może i przyjaciela, który pośpieszył o wszystkim donieść. W każdym razie było to coś, co nasuwało przypuszczenie, że Madame de S. wiedziała z góry o późniejszym zamachu, toteż mniemam, że uczyniła mądrze, nie czekając na śledztwo w takiej sprawie. Niektórzy z moich czytelników pamiętają może wydaną w Paryżu książeczkę jej pióra, pisaninę pełną złości, mistycyzmu, deklamacji i straszliwie bezładną, w której Madame de S. niemal przyznaje, że wiedziała o wszystkim z góry, przy czym całkiem przejrzyście wskazuje na nadprzyrodzone pochodzenie swoich przeczuć i daje jasno do zrozumienia za pomocą jadowitych insynuacji, że czyn ten nie był dziełem terrorystów, lecz pałacowej intrygi. Gdy w rozmowie z żoną mego przyjaciela profesora zauważyłem, że życie Madame de S. wraz z jego nieoficjalną dyplomacją, intrygami, procesami, faworami, niełaską i wygnaniem, z całą atmosferą skandalu, okultyzmu i szarlataneria, pasowałoby lepiej do osiemnastego stulecia niż do naszych czasów — zgodziła się na to z uśmiechem, ale po chwili ciągnęła dalej w zamyśleniu: „Szarlatanerii? tak do pewnego stopnia. Ale czasy się zmieniły. Są teraz siły, które nie istniały w osiemnastym wieku. Nie zdziwiłabym się, gdyby kobieta ta była bardziej niebezpieczna, niż wydaje się to prawdopodobne dla Anglika. Go więcej, pewni ludzie chez nous uważają ją naprawdę za niebezpieczną