Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
A Friedę wprawdzie mi uprowadziłeś, od czego pycha cię rozpiera, ale pomijając należny twojej osobie respekt, który mam, nawet gdy ty dla mnie już nie masz żadnego, kilka zwróconych przeze mnie do Friedy słów wystarczy, wiem to dobrze, by zniszczyć tę siatkę kłamstw, w którą ją uwikłałeś. Bo tylko kłamstwa mogły zrazić Friedę do mnie. - Twoje groźby wcale mnie nie przerażają - rzekł Jeremiasz. - Nie chcesz mnie przecież wcale mieć za pomocnika, boisz się mnie jako pomocnika, boisz się pomocników w ogóle i jedynie ze strachu pobiłeś tego poczciwego Artura. - Być może - rzekł K. - ale czy z tego powodu mniej go to bolało? Przypuszczalnie będę mógł w podobny sposób okazać mój strach przed tobą jeszcze nieraz. Jeśli zobaczę, że służba pomocnika nie sprawia ci przyjemności, to pomimo całego strachu będzie mnie niesłychanie bawić, gdy cię do niej zmuszę. A tym razem specjalnie o to się postaram, aby ciebie samego, bez Artura, dostać. Będę mógł wtedy poświęcić ci więcej uwagi. - Myślisz - spytał Jeremiasz - że czuję choć odrobinkę strachu przed tym wszystkim? - Myślę, że chyba tak - odparł K. - Odrobinę strachu odczuwasz na pewno, a jeśli jesteś mądry, to nawet dużo, bo inaczej - dlaczego dotąd nie poszedłeś do Friedy? Powiedz, czy ty ją kochasz? - Czy ją kocham? - odpowiedział pytaniem Jeremiasz. - Jest ona dobrą, rozgarniętą dziewczyną i była kochanką Klamma, a więc w każdym razie zasługuje na szacunek. A że nieustannie mnie błagała, abym ją od ciebie uwolnił, czemu nie miałbym jej wyświadczyć tej usługi, zwłaszcza że przez to i tobie nie wyrządzam krzywdy, ponieważ pocieszyłeś się już z tymi przeklętymi dziewczętami od Barnabasa. - Teraz właśnie widzę twój strach - powiedział K. - Całkiem politowania godny strach. Próbujesz zaskoczyć mnie swoimi kłamstwami. Frieda prosiła tylko o jedno: o uwolnienie jej od rozwścieczonych, lubieżnych jak psy pomocników. Niestety, nie miałem czasu, by w pełni zadośćuczynić jej prośbie, i oto skutki mego niedopatrzenia. - Panie geometro, panie geometro! - wołał ktoś biegnąc ulicą. Był to Barnabas. Przybiegł bez tchu, ale nie zapomniał ukłonić się K. - Udało mi się - rzekł. - Co ci się udało? - spytał K. - Czy doręczyłeś Klammowi moją prośbę? - Tego nie mogłem zrobić - odparł Barnabas. - Robiłem, co mogłem, ale to było niemożliwe, wysforowałem się naprzód, stałem przez cały dzień, choć nikt mnie do tego nie upoważnił, tak blisko pulpitu, że jeden z pisarzy, któremu zasłaniałem światło, nawet odsunął mnie na bok. Kiedy Klamm patrzył w moją stronę, podnosiłem rękę, by zwrócić na siebie uwagę, choć jest to wyraźnie zakazane. Pozostałem najdłużej w kancelarii, tak że byłem tam już tylko ze służącymi. Miałem nawet przyjemność zobaczyć, jak Klamm jeszcze raz wrócił, ale nie z mojego powodu. Chciał tylko coś w jakiejś księdze szybko sprawdzić i zaraz odszedł. W końcu jeden ze służących, kiedy ciągle nie ruszałem się z miejsca, musiał mnie niemal miotłą wymieść za drzwi. Wyznaję to wszystko, abyś znowu nie był ze mnie niezadowolony. - Cóż mi może pomóc cała ta twoja pilność, Barnabasie - rzekł K. - skoro nie miała żadnego skutku? - Ale odniosłem pewien sukces - rzekł Barnabas. - Kiedy wyszedłem z mojej kancelarii - nazywam ją moją - widzę, jak z głębi korytarza powoli zbliża się jakiś pan. Nie było już nigdzie żywej duszy, gdyż zrobiło się bardzo późno. Postanowiłem na niego poczekać. Była to dobra sposobność, by jeszcze tam pozostać, najchętniej pozostałbym tam w ogóle, aby nie być zmuszonym do składania ci teraz tego niepomyślnego sprawozdania. Ale i niezależnie od tego warto było na tego pana zaczekać. Był to Erlanger. Nie znasz go? To jeden z pierwszych sekretarzy Klamma. Malutki pan, trochę kulawy, poznał mnie od razu, jest sławny ze swojej pamięci i znajomości ludzi. Marszczy tylko brwi i to mu wystarcza, by każdego poznać, często nawet ludzi, których nigdy nie widział, a o których tylko słyszał lub czytał. Mnie na przykład chyba nigdy nie widział. Ale chociaż poznaje on od razu każdego człowieka, zapytuje zawsze najpierw, jak gdyby nie był pewny. „Czy nie jesteś przypadkiem Barnabasem?” - spytał, a potem mówił dalej: „Czy nie znasz geometry?” A potem dodał: „To dobrze się składa, jadę teraz do gospody, niech geometra tam mnie odwiedzi. Mieszkam w pokoju Nr 15. Ale niech przyjdzie od razu. Mam tam tylko kilka rozmów do przeprowadzenia i o piątej rano znowu odjadę. Powiedz mu, że bardzo mi na tym zależy, by się z nim rozmówić”. Nagle Jeremiasz ruszył biegiem. Barnabas, który w swoim podnieceniu dotąd go niemal nie zauważył, spytał: - Czego ten Jeremiasz chce? - Chce być przede mną u Erlangera - rzekł K. i biegł już za Jeremiaszem, chwycił go za rękę, uwiesił się u jego ramienia i powiedział: - Czy to tęsknota za Friedą tak cię nagle porwała? Moja tęsknota za nią nie jest mniejsza, a więc dotrzymamy sobie kroku. Rozdział 17 Przed zupełnie ciemną gospodą dla oficjalistów stała niewielka gromadka mężczyzn. Dwóch czy trzech miało latarki ręczne, tak że niektóre twarze można było rozpoznać. K. dostrzegł tylko jednego znajomego, woźnicę Gerstackera