Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
— Proszę zająć miejsce — posłyszał głos generała, i bez sprzeciwu wszedł w otwarte drzwi kabiny. Po chwili rozległ się warkot silnika. Maszyna poderwała się z ziemi i popłynęła na zachód. SALVATORE Dyktator dogorywał. Leżał blady, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w sufit. Wychudłą, żółtą twarz szpecił grymas zaciśniętych warg i głębokie bruzdy przecinające zapadłe policzki. Z ust chwilami wyrywał się cichy jęk. Wtedy do szerokiego łoża podbiegał lekarz. Leżącego obserwował z niepokojem minister Diego, prawa ręka dyktatora. Diego zawdzięczał dyktatorowi wszystko: godność ministra, stopień generała, bogactwo. Salvatore dźwignął go z upadku i wyniósł wbrew opinii wysoko. Zresztą nie tylko do Diega uśmiechnęło się szczęście. Nowemu dyktatorowi potrzebni byli właśnie tacy ludzie. Im powierzył urzędy, im zaufał i na nich oparł swe rządy. On zawdzięczał im wiele, a oni jemu wszystko. Stanęło między nimi porozumienie, sojusz silny i trwały, którego nic nie mogło zerwać. Im konieczny był jego geniusz organizacyjny, odwaga nie znająca granic, siła płynąca z bezwzględności i wola łamiąca przeszkody, jemu — ich służalcze posłuszeństwo, oddanie. Wyszukał ich w tłumie, wybrał ich z mierzwy ludzkiej. Salvatore miał przy tym niezawodne oko. Oceniał ludzi bezbłędnie. Nie zawiódł się na wiernej kohorcie. Dotrzymywała mu kroku w zwycięskim pochodzie do władzy. Zmiotła w ciągu trzech dni przeciwników i wprowadziła Salvatore do rezydencji byłego dyktatora, który ratował się ucieczką. Diego jest zdenerwowany do najwyższych granic. Trzykrotnie już łączył się telezystorem z generałem Coiba, którego wysłał po doktora Pabla Millero. Nie mógł doczekać się ich przybycia. Minuty wydłużają się w godziny, godziny w wieki. Lęk opanowywał ministra, że doktor Pablo się spóźni, że jego pomoc może się okazać zbyteczna. Salvatore bowiem gonił resztką sił. Lekarz wróżył mu tylko godziny życia. Co się stanie w przypadku jego śmierci? Diego wyrzuca sobie, że zbyt późno zdecydował się wezwać doktora Pabla. Chorobę dyktatora utrzymywano w tajemnicy. Sam Salvatore tego żądał. „Dowie się Rodriguez, podniosą łby przeciwnicy” — syczał zaciskając z bólu usta. Jednakże z miesiąca na miesiąc stan zdrowia dyktatora stale się pogarszał. Przyboczny lekarz, człowiek bezgranicznie oddany, był bezradny. — Jedyny ratunek — rzekł któregoś wieczora złamanym głosem — to wezwać docenta Millero. — Ależ to niemożliwe! — wykrzyknął minister Diego. — Leczenie musi się odbyć w tajemnicy. Czy pan o tym zapomniał? Nikt nie powinien dowiedzieć się o chorobie dyktatora. Musi pan, doktorze, zmobilizować całą swą wiedzę i za wszelką cenę przywrócić choremu zdrowie. — Robię, ekscelencjo, wszystko, co mogę. Niestety, medycyna nie zna środka na dolegliwości dyktatora. — A któż to jest ów cuda czyniący Millero? — Pablo Millero, ekscelencjo, jest człowiekiem godnym ze wszech miar zaufania, a przy tym sławą w świecie naukowym. Ostatnie jego prace zjednały mu szeroki rozgłos poza granicami naszego kraju. Szczególnie zdumiewające wyniki osiągnął w dziedzinie elektroniki w zastosowaniu do medycyny. Do jego villa bianca, położonej na Wybrzeżu Moskitowym niedaleko Gracias, ciągną pielgrzymki chorych z najodleglejszych wsi i miast. Ekscelencjo, proszę mi wierzyć! Wyczerpałem wszystkie środki, którymi dysponuje klasyczna medycyna. Jestem bezradny. Proszę więc pana usilnie, niech pan sprowadzi Pabla Millero. I proszę się spieszyć, gdyż lada chwila nastąpić może katastrofa. Proszę nie zwlekać, ekscelencjo! Rozmowa ta zdecydowała o losie docenta Pabla Millero. Na rozkaz ministra Diego wyruszył do villa bianca generał Coiba, adiutant dyktatora Salvatore. Wyruszył nocą w asyście oficerów czarnej policji na pokładzie helikoptera. Po kilku godzinach wrócił do stolicy. W PAŁACU DYKTATORA Ciężkie drzwi otworzyły się bezszelestnie. Długi korytarz tonął w potokach światła, mieniącego się bajecznymi odblaskami w kryształach, złoceniach i okuciach. „Jak w bajce” — przemknęło przez myśl doktora. — Proszę za mną — Pablo usłyszał głos idącego przed nim generała Coiba. — Czekają na nas. Znowu drzwi. Uchyla się ciężka, zasłaniająca je kotara i Pablo staje przed ministrem Diego. Poznał go natychmiast. Ileż razy widział tę twarz na szpaltach gazet, tygodników ilustrowanych, na ekranach telewizorów. Prawa ręka dyktatora Salvatore, wszechmocny minister! Teraz wpatrywał się bacznie w bladą twarz doktora, jakby chcąc zapamiętać każdy jej szczegół, każdy najdrobniejszy rys. — Bardzo pana, doktorze, przepraszam — odezwał się wreszcie przyciszonym głosem. — Przepraszam, że pozwoliłem sobie zaprosić pana o tej porze i w tak niezwykłych okolicznościach. Sądzę, że wybaczy mi to pan, gdy zrozumie powody, które skłoniły mnie do tego kroku. Jestem panu winien wytłumaczenie. Przedtem jednak, doktorze, mała prośba. To, o czym będziemy w tym gabinecie mówili, to, co pan następnie zobaczy, i to, co pan będzie musiał czynić, powinno zostać tajemnicą