Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Nauczyciele nie zawsze znają odpowiedzi. - Podobnie jak królowie. Abeleyn dotknął brązowymi palcami chudego nadgarstka starego maga i uśmiechnął się szeroko. Golophin parsknął śmiechem. - Cóż to za żart! Siedzimy tu i próbujemy zaprowadzić ład na świecie. Ziemia była niedoskonała, jeszcze nim pojawił się człowiek, by skazić ją bardziej. Nigdy nie uda nam się przywrócić na niej porządku. Może tego dokonać jedynie Bóg, czy „Pan Zwycięstw”, jak go zwą Merducy. - Niemniej uczynimy, co tylko w naszej mocy - zapowiedział Abeleyn. - Zaczynasz mówić jak twój ojciec, panie. - Boże broń, bym kiedykolwiek mówił tak, jak ten stary, świętoszkowaty wojak o zimnym spojrzeniu. - Nie wspominaj go źle. Kochał cię na swój sposób i we wszystkim, co robił, miał na uwadze dobro swego ludu. Nie wierzę, by popełnił choć jeden czyn, któremu można by przypisać osobiste motywy. - To z pewnością prawda - zgodził się cierpkim tonem Abeleyn. - Gdyby to on był królem Torunnu, panie, zapewniam cię, że Aekir nadal by stał, a Merducy tłukliby głowami o jego mury, tak jak działo się to od sześćdziesięciu lat. A Rycerze-Bojownicy broniliby świętego miasta, zamiast przeprowadzać czystki na całym kontynencie. Trudno spierać się z człowiekiem o niezłomnych przekonaniach. - O tym akurat wiem. - John Mogen również był takim człowiekiem, ale miał zbyt niewyparzoną gębę. Budził w ludziach miłość albo nienawiść i zrażał sobie tych, którzy powinni być jego sojusznikami w obronie Aekiru. Król powinien sprawiać wrażenie człowieka o przekonaniach niewzruszonych jak kamień, chłopcze, ale gdy zawieje huragan, musi się uginać niczym wierzba. - Ale tak, żeby nikt tego nie zauważył - dodał Abeleyn. - W rzeczy samej. Istnieje wielka różnica między ślepą nietolerancją a zdolnością zawarcia kompromisu, który wcale nie wydaje się kompromisem. - Czyż to nie paradoks, Golophinie, że najlepszymi żołnierzami na świecie, Torunnanami, włada król, który nigdy w życiu nie widział bitwy, młodzieniec, który nic nie wie o wojnie? - Starzy monarchowie już odeszli albo wkrótce odejdą, panie. Ty, Lofantyr, król Mark z Astaracu i Skarpathin z Finnmarku: wszyscy jesteście młodymi ludźmi i zasiadacie na swych tronach dopiero od kilku lat. Minęły już czasy starych królów, pamiętających dawne walki z Merdukami. Los Normannii spoczywa w rękach nowego pokolenia. Modlę się o to, by potrafiło ono sprostać temu zadaniu. - Dziękuję, że we mnie wierzysz, Golophinie - rzekł z ironią w głosie król. - Wierze w ciebie, panie, w takim stopniu, w jakim wierzę w kogokolwiek. Niepokoję się jednak. Ramusianie tak długo opierali się merduckiej nawale dzięki temu, że byli zjednoczeni, silni i wyznawali tę samą wiarę. A teraz święci mężowie zachodu najwyraźniej postanowili rozerwać jedność wszystkich królestw w poszukiwaniu... właściwie czego? Czystości wiary czy doczesnej władzy? Nie potrafię jeszcze odpowiedzieć na to pytanie, ale czuję się zaniepokojony. Być może nadszedł czas na zmianę. Być może śmierć Macrobiusa i upadek Aekiru oznaczają nowy początek. Albo początek końca. Nie wiem tego. Nie jestem jasnowidzem. Abeleyn zapatrzył się na mętny płyn w kuflu. W tawernie było spokojnie. Przebywało tu kilka grupek szepczących do siebie ludzi, a właściciel stał za barem, paląc krótką fajkę z tytoniem o odrażającym zapachu i strugając kawałek drewna. Tylko osobiści strażnicy Abeleyna, siedzący na drugim końcu mrocznego pomieszczenia, cały czas rozglądali się wokół, czuwając nad bezpieczeństwem swego króla. - Potrzebuję czegoś, Golophinie - odezwał się cicho Abeleyn. - Jakiegoś smakowitego kąska, który mógłbym przedstawić na konklawe królów, czegoś, co da nam nadzieję. - I pomoże ci oddalić prośby o posiłki - podpowiedział Golophin. - To też. Nic mi jednak nie przychodzi do głowy. - Przed chwilą mówiłeś o Torunnanach, panie, o tym, że to najlepsi żołnierze na świecie. Nie zawsze tak było. - Nie rozumiem. - Zastanów się, chłopcze. Kto trzymał ongiś w garści całą Normannię? Czyje tercios maszerowały od brzegów Oceanu Zachodniego aż po czarne szczyty Gór Jafrarskich na wschodzie? Fimbrianie, których hegemonia trwała dwieście lat, zanim sami się wyniszczyli w swych nieustannych wojnach domowych