Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Resztę schował i czym prędzej pośpieszył w dalszą drogę. Jakby zapomniał języka w gębie, bo podczas dalszej wędrówki nawet słówkiem się nie odezwał. Ondraszek znów ukrył się za bukiem, bo na ścieżce pojawili się dwaj starsi ludzie. Był to drwal ze swoją żoną i tak sobie oboje gwarzyli: — Mało mamy pieniędzy, moja droga, i krówki za nie na pewno nie kupimy. Gdyby się trafiła na targu jaka mała krówka, choćby wymizero-wana, żeby nam tylko pieniędzy na nią wystarczyło, to byśmy ją kupili i jakoś odkarmili. — Nie musicie kupować małej i wymizerowanej krówki, dobrzy ludzie — rzekł Ondraszek, który znienacka wyszedł spoza buka. — Oto macie sześćdziesiąt talarów, a kupcie za nie najpiękniejszą 89 krowę, jaka będzie na targu. A kiedy nadoicie od niej pierwszy skopek mleka, to wspomnijcie też sobie Ondraszka! Po tych słowach Ondraszek wszedł na powrót do lasu i zniknął pomiędzy drzewami. JAK ONDRASZEK WYMIERZAŁ SPRAWIEDLIWOŚĆ Frydecki hrabia Prażma wracał pewnego razu ze swą małżonką 2 odwiedzin. Siedzieli oboje wygodnie w karecie i rozmawiali na temat zasłyszanych tam wieści. Kareta przejeżdżała właśnie przez duży las przed Frydkiem, więc hrabina od czasu do czasu zerkała lękliwie w otwarte okno powozu. — Nie bój się, moja droga — rzekł hrabia — jesteśmy już niemal w domu. Wiem, że lękasz się zbójników. Tu ich nie ma. Będą się kryć gdzieś w górach, bo teraz wszędzie pełno wojaków i portaszy polujących na tego przemierzłego Ondraszka. Ledwie domówił tych słów, a w lesie huknął strzał. W tej samej chwili kareta, gwałtownie zahamowana, stanęła. Hrabina przymknęła oczy z przestrachu, hrabia sięgnął po pistolet. Nie zdążył go nawet dotknąć;, bo w otwartym oknie pojawiła się uśmiechnięta twarz zbójnika trzymającego pistolet. — Dzień dobry jaśnie państwu! — rzekł zbójnik. — Proszę wybaczyć, że przeszkodziłem w przejażdżce, ale mam do pana hrabiego ważny interes. Proszę wysiąść z powozu, panie hrabio. Pani hrabina może pozostać w karecie. Hrabia wysiadł z powozu, a hrabina dostała spazmów. Zbójnik zajrzał jeszcze do karety i zabrał leżący na siedzeniu pistolet hrabiego. — Tę pukawkę zabiorę, bo i tak nie będzie panu hrabiemu potrzebna — roześmiał się zbójnik i wsunął pistolet za swój szeroki pas. — Niech 90 Hflłł pani nie płacze, pani hrabino, panu hrabiemu nic złego się nie stanie, Ot, pogwarzymy trochę i nic więcej! — Coś za jeden i czego żądasz ode mnie? — spytał hrabia, zdenerwowany widokiem kilkunastu zbójników. — Pański poddany jestem, Ondraszek, janowickiego wójta syn, A czego żądam? Sprawiedliwości! — Jakiej sprawiedliwości? — spytał hrabia. — Twój rządca, hrabio, tak na pańskim znęcał się nad moją matką., że biedaczka umarła, a mego ojca tak kazał swym drabom skatowaćs że omal w nim życia nie zdławili. — Powinieneś był ze skargą przyjść na zamek. Tam naprawiłbym krzywdę wyrządzoną twym rodzicom. A rządcę ukarałbym. Dowołałbyś się, Ondraszku, sprawiedliwości! — Już ja dobrze znam tę pańską sprawiedliwość, panie hrabio, i pięknie za nią dziękuję. Sam, po zbójnicku, będę swej chłopskiej sprawiedliwości dochodził, i sam, po zbójnicku, będę tę chłopską sprawiedliwość wymierzał! Na Prażmie ścierpła skóra, bo zbójnicy otoczyli go ciasnym kołem. A Ondraszek mówił dalej: — Pan pozostanie z moimi kamratami tu w lesie, panie hrabio, a ja z panią hrabiną pojadę karetą na pański zamek do Frydku, Wrócę tutaj z rządcą i tu mu za wszystko zapłacę. A teraz jazda, chłopcy! Dwaj zbójnicy odebrali lejce z rąk woźnicy i sami zasiedli na koźle, dwaj inni stanęli na schodkach powozu, zamiast dworaków, a Ondraszek zajął miejsce w karecie na wprost pani hrabiny, która zdążyła się już uspokoić. Kareta pomknęła do Frydku. Ondraszek był rozmowny, a hrabina się ośmieliła na dobrze, bo spodobał się jej ten junacki zbójnik. Na dziedziniec zamkowy wjechali zbójnicy po zbójnicku, z fantazją. Na widok tak niezwykłych gości zaczęła się zbiegać służba zamkowa