Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Oświata upowszechniła się szeroko, życie kulturalne kwitnęło bujnie jak nigdy, podróże i kontakty z obcym światem stały się łatwe. A jednak, ku zdumieniu starszych, młodzież nie wydawała się doceniać swego losu, dobrobytu, uroków szczęsnej epoki! Była cyniczna, pewna siebie, nastawiona tylko na pasożytnicze korzystanie z tego, co niesie lśniące pokusami życie wielkiego miasta. Sokrates nie przypadkowo wspomniał o Alkibiadesie i jego bracie, obu zepsutych i nieznośnych. Przeważnie tacy sami byli ich rówieśnicy. Iluż to rodziców chciałoby zapytać: – Dlaczego młodzi są gorsi, skoro jest im lepiej? Wielu było zdania, że wina jest po stronie nie młodzieży, lecz ustroju. Ci wywodzili, że dobry porządek państwowy i społeczny wystarczyłby sam przez się, aby mieszkańcy danego kraju stali się sprawiedliwi, rozumni, odważni, oddani dobru ogółu. Jak więc zreformować ustrój? Jedną z prób odpowiedzi był ów projekt idealnego państwa, wymyślony przez architekta Hippodamosa. Ale możliwa też była inna odpowiedź, i to bardziej konkretna. Ateńscy oligarchowie wskazywali po prostu na Lacedemon, gdzie wychowywano młodzież twardo, trzymając ją w karbach z okrucieństwem niemal sadystycznym. Inni, jak właśnie Sokrates, mieli zupełnie odmienny pogląd na sprawę. Twierdzili, że człowiek winien zdobyć arete własną pracą i osobistym wysiłkiem. Każdy staje w swym życiu przed tym samym trudnym zadaniem i sam musi mu sprostać. Mistrz może tylko udzielić zachęty i wskazać drogę. A więc wyznawcy tego poglądu chętnie zgodziliby się z tezą: to dobrzy obywatele tworzą dobry ustrój, a nie na odwrót! Spór toczył się przez wieki – bez rezultatu. Wzmianki o arete nie mogło też, rzecz prosta, zabraknąć w wielkim dziele historycznym, które wówczas powstawało. Jego autor zwał się Herodot. Nie był on Ateńczykiem. Pochodził z miasta Halikarnas w Azji Mniejszej, ale tylko niewielką część życia spędził w swej ojczyźnie. Wygnany stamtąd na skutek przewrotu politycznego jeszcze kiedy byt bardzo młodym człowiekiem, przebywał czas jakiś na wyspie Samos. Potem, po nowym przewrocie w Halikarnasie, powrócił do rodzinnego miasta, nie na długo jednak. Jak się zdaje, nie odzyskał majątku uprzednio skonfiskowanego, porzucił więc niewdzięczną ojczyznę i z konieczności zajął się kupiectwem, podróżując po szerokim świecie. Zwiedził Egipt, Fenicję, Babilonię, wybrzeża Morza Czarnego i – oczywiście – krainy Azji Mniejszej oraz Hellady. Najchętniej jednak przebywał w Atenach. Stał się gorącym wielbicielem ich zasług i wielkości, sławił też, choć tylko pośrednio, politykę Peryklesa. Czynił to w dziele, do którego zbierał materiały od lat, właśnie w trakcie swych dalekich podróży. Opowiadało owo dzieło o zmaganiach Helle-nów i Azjatów, poczynając od czasów mitycznych, a kończąc na zdobyciu Sestos przez Ksantyposa, ojca Peryklesa. Już w roku 445 Herodot odczytał w Atenach pewne fragmenty swej historycznej opowieści. Przyjęto je z entuzjazmem tak wielkim, że jeden z obywateli, Anytos, postawił na zgromadzeniu ludowym wniosek, by przyznać dziejopisowi znaczną nagrodę pieniężną. Wkrótce potem Herodot wyjechał do Turioj. Żył tam jeszcze lat kilkanaście, wciąż pracując nad swym opisem wielkich wojen. Była w tym dziele i taka scena: W roku 480, już w czasie marszu na Helladę, dokonał król Kserkses przeglądu swej ogromnej armii. Znajdował się wówczas u jego boku król spartański Demarat. Był to ten sam Demarat, który przed przeszło ćwierć wiekiem w czasie najazdu na Attykę popadł w zatarg z królem Kleomenesem, wrogiem Klejstenesa. Otóż Kserkses, wielce zadowolony z potęgi i postawy swych wojsk, rzekł do Demarata: – Powiedz mi teraz: ośmielą się Hellenowie podnieść na mnie rękę? Bo jak mnie się wydaje, to nawet gdyby się zebrali wszyscy razem, i w ogóle wszyscy ludzie mieszkający na Zachodzie, nie oparliby się temu najazdowi. Ale chciałbym wiedzieć, co ty o tym myślisz. Na to Demarat: – Mam mówić szczerą prawdę, czy też to, co będzie ci przyjemne słyszeć? – Tylko prawdę! Będziesz mi tak samo miły jak i przedtem. – Królu, skoro rozkazujesz mi mówić otwarcie, żeby później nie wyszło na jaw jakieś kłamstwo, to rzecz ma się tak: zawsze współmieszka z Hellenami ubóstwo, dzielność zaś osiągają dzięki mądrości i surowym prawom. Właśnie ta dzielność broni ich i przed ubóstwem, i przed tyranią. I jako Lacedemończyk zaczął Demarat wychwalać przede wszystkim swój naród: – Po pierwsze, nigdy nie przyjmą twoich rozkazów, bo one przynoszą Helladzie niewolę. A potem staną do walki, choćby nawet wszyscy inni Hellenowie przeszli na twoją stronę. Nie pytaj o ich liczbę