Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jestem szalenie wdzięczna losowi, że miałam szansę się dziwić i po dziwiać. Z Antarktydy, Duffy . Rozdział 14 Wytrwałość Z czyjego żywota wyszedł lód? a mróz z nieba kto spłodził? Wody twardnieją jako kamień, i ścina się wierzch przepaści. (Hiob 38.29-30) ze strony, którą Ernest Shackleton wyrwał ze swojej Biblii, żeby zabrać ze sobą na Antarktydę Dziesięć miesięcy po wylądowaniu na Antarktydzie po raz pierwszy nabawiłam się odmrożeń. Zasłużyłam na nie, by tak rzec, ponieważ odmrożenia stanowią swoisty ryt przejścia na biegunie południowym. Polarnik, który nie może się po chwalić żadną opowieścią o zamarzniętych częściach ciała i schodzącej skórze, nie ma wiele do powiedzenia w Bailies Pub w Christchurch. Swoje odmrożenia zdobyłam przy okazji celebrowania jeszcze jednej biegunowej tradycji, czyli zbiorowego zdjęcia załogi zimującej na biegunie geograficznym. Na początku września niebo nad płaskowyżem wyraźnie pojaśniało - niechybny znak zbliżającego się świtu. Niebiesko-pomarańczowa poświata odbijająca się w pokrytej sostrugami powierzchni lodu dawała fałszywe poczucie ciepła. Jednak prawdę mówiąc w dniu, w którym cała stacja wybrała się na biegun geograficzny, żeby stanąć do zbiorowej fotografii, temperatura wynosiła minus 95F, a do tego wiał tak lodowaty wiatr, jakby było raczej minus 150F. Z ogromnym trudem wspięłam się na wzgórze przed Kopułą. Było to bardzo przygnębiające doświadczenie. Przez całe życie mogłam polegać na swojej niezawodnej energii, jednak teraz nie zostało z niej ani śladu i nie miałam pewności, czy jeszcze kiedyś ją odzyskam. Zatęskniłam za młodą kobietą, która swobodnie potrafiła się wspinać na te wzgórza i nawet nie musiała się zatrzymać na górze dla złapania oddechu. W drodze do bieguna geograficznego zaczęło mi się zbierać na mdłości. Tym razem jednak temu dobrze znanemu odczuciu towarzyszyły raczej nietypowe dla mnie myśli. Czy zwymiotuję na ten tysiącletni lód, zanieczyszczając najczystszy śnieg na Ziemi? Czy zostanie to zaklasyfikowane jako odpady toksyczne? Czy będę musiała sama po sobie posprzątać, skoro zwykle należało to do moich obowiązków? Ostatecznie jednak nie musiałam poznać odpowiedzi na te pytania i bez przeszkód dotarłam na miejsce. Nastawiliśmy samowyzwalacz w czterech aparatach fotograficznych i ustawiliśmy się wokół brązowego wskaźnika, oznaczającego biegun geograficzny. Za naszymi plecami jaśniała linia horyzontu. Jako dodatkowe źródła światła posłużyły nam duże ratownicze latarki. Na "dziesięć" wszyscy ściągnęliśmy gogle, odsłaniając uśmiechnięte twarze, skupione wokół naszej narodowej flagi, zupełnie jak na zdjęciach dawnych eksploratorów. Ściany pomieszczeń publicznych na biegunie pokrywają zdjęcia i portrety naszych poprzedników: wizerunki Scotta i Amundsena; fotografie rozmaitych wypraw, które dotarły do bieguna południowego dzięki sile wiatru, za pomocą psich zaprzęgów, na nartach albo pieszo; oraz zdjęcia z podpisem: "Zimowanie 1975", "Nocna zmiana z bieguna południowego". Wkrótce dołączyła do nich nasza fotografia: "Wesołe 41", największa grupa zimująca w najodleglejszym miejscu na ziemi. Ostatnia w tym stuleciu. W drodze powrotnej poczułam, że dzieje się ze mną coś niedobrego, ale nic nie mogłam na to poradzić. Odmrożenie zaczęło się od okropnego szczypania, które przeszło w intensywny ból. Kiedy zdałam sobie sprawę, że twarz mi zamarza, próbowałam ją jakoś osłonić, naciągając drugą maskę i przytrzymując ją pod goglami. Po pewnym czasie ból osłabł. Poczułam się bardzo słaba, a do tego prawie nic nie widziałam z powodu maski naciągniętej na oczy. Z lodowej skarpy przed Kopułą trzeba mnie było praktycznie znieść na dół. Pamiętam, jak stałam, wpatrując się w lodową dziurę i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek zdołam sama zejść w dół. Z ogromną ulgą do strzegłam postać Floyda i jego wyciągniętą do mnie rękę. Kiedy wreszcie znalazłam się z powrotem w moim stosunkowo ciepłym gniazdku, ściągnęłam warstwy dodatkowej odzieży. Okazało się, że lewa strona mojej twarzy zrobiła się twarda jak skała i zimna w dotyku. Jak na "ślimaka z Kopuły" całkiem nieźle. Przeżyłam prawie rok w najzimniejszym miejscu na Ziemi i straciłam swoje "dziewictwo" dopiero kilka tygodni przed odjazdem. Jak się później okazało, pięcioro z nas doznało odmrożeń tego dnia, w imię tradycji. Dwie kobiety miały poważne odmrożenia uszu i wyglądały jak zapaśnicy po przegranej walce. Po rozmrożeniu moja twarz zrobiła się na moment czerwona, po czym pokryła się pęcherzami. Dla mnie było to pożyteczne doświadczenie. Wiedziałam teraz, w jaki sposób można się nabawić odmrożeń, nawet jeśli człowiek "wie lepiej". Klub Medyczny pracował teraz szybko i niezawodnie niczym olimpijska sztafeta lekkoatletyczna