Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Zeznał, że zawsze siusia na kompost i jeśli małe dziewczynki go podglądają... To też niezbyt się policjantce spodobało. Powiedziała, że to niehigieniczny zwyczaj. — Co w tym czasie robiła Eva? — Och, to i owo — odparł lekko Wilt. — Między innymi oskarżyła pana Birkenshaw, że jest spokrewniony z Rozpruwaczem z Yorkshire. Zapobiegłem umieszczeniu tego w policyjnym raporcie, mówiąc, że histeryzuje. To jest dopiero dolanie oliwy do ognia. Na szczęście byłem pod opieką policjantki i o ile wiem, paragraf o zniesławieniu nie dotyczy dziesięciolatek. Jeżeli się to zmieni, przyjdzie nam emigrować. Ale na razie muszę dorabiać wieczorami do pensji, żeby mogły chodzić do tej przeklętej szkoły dla tak zwanych zdolnych dzieci. Czesne jest astronomiczne. — Myślałem, że macie jakąś zniżkę, bo Eva tam pomaga. — Pomagała. Teraz ma tam zakaz wstępu — powiedział Wilt i zamówił jeszcze dwa piwa. — Dlaczego, do licha? Według mnie powinni się cieszyć, że mają kogoś tak energicznego jak Eva jako darmową pomoc do sprzątania i gotowania. — Nie, kiedy rzeczonej pomocy strzeli do głowy, żeby wypolerować komputery pastą do metalu. To cud, że nie kazali nam ich odkupić. Z drugiej strony, chętnie bym im oddał te, które 11 mamy u siebie. Cały dom jest torem przeszkód z kabli koncentrycznych i dyskietek, i nie mogę się nawet zbliżyć do telewizora. A kiedy to zrobię, włącza się jakaś „drukarka mozaikowa", która wydaje dźwięki jak gniazdo spieszących się szerszeni. I po co to wszystko? Żeby cztery małe dziewczynki o przeciętnej, choć szatańskiej inteligencji mogły wyprzedzić zarozumiałych małych chłopców w szkolnym wyścigu szczurów. — Jesteśmy po prostu staroświeccy — westchnął Braintree. — Prawda jest taka, że komputery to przyszłość i dzieci umieją się nimi posługiwać, a my nie. Nawet tym językiem. — Nie mów mi o tej nowomowie. Myślałem, że bufory to potoczne określenie biustu. Tymczasem jest to coś w pamięci, a pamięć nie jest tym, czym była. Nic nie jest. Nawet małpy i myszy. I żeby opłacić te elektroniczne ekstrawagancje, spędzam wtorkowe wieczory w więzieniu, ucząc jakiegoś cholernego gangstera rzeczy, których nie wiem o E.M. Forsterze, a piątki w bazie lotniczej w Baconheath, prowadząc wykłady o brytyjskiej kulturze i instytucjach dla bandy jankesów, którzy mają czas do Armageddonu. — Uważaj, żeby to nie dotarło do Mavis Mottram — powiedział Braintree, kiedy skończyli piwo i wyszli z pubu. — Prowadzi teraz ostrą kampanię antyatomową. Strasznie truła o tym Betty i dziwię się, że jeszcze nie zwerbowała Evy. — Próbowała, ale wyjątkowo nic z tego nie wyszło. Eva jest zbyt zajęta martwieniem się o czworaczki, żeby brać udział w demonstracjach. — Mimo wszystko, nie wychylaj się z tą pracą w bazie. Nie chcesz chyba, żeby Mavis pikietowała twój dom. Wilt nie był przekonany. — Czy ja wiem? Może zyskałbym wtedy odrobinę sympatii sąsiadów. Wbili sobie do tych tępych głów, że jestem potencjalnym ludobójcą albo lewackim rewolucjonistą, bo uczę w college'u. Bycie pikietowanym przez Mavis z powodu całkowicie fałszywego zarzutu, że popieram bombę, mogłoby poprawić mój wizerunek. Wrócili do college'u przez cmentarz. 12 Na Oakhurst Avenue 45 był to jeden z lepszych dni Evy Wilt. Miewała dni dobre, lepsze i nie najlepsze. Dobre dni były dniami, kiedy wszystko szło dobrze: odwoziła czworaczki do szkoły bez większych kłótni, sprzątała dom, robiła zakupy, jadła na lunch sałatkę z tuńczyka, a potem trochę cerowała albo szyła, sadziła coś w ogrodzie, odbierała dziewczynki ze szkoły i nie zdarzało się nic szczególnie paskudnego. W dni nie najlepsze wszystko szło źle. Czworaczki kłóciły się przed śniadaniem, po śniadaniu i w jego trakcie, Henry wściekał się na nie i musiała ich bronić, chociaż doskonale wiedziała, że Henry ma rację, grzanki nie chciały wyjść z tostera i spóźniała się z dziewczynkami do szkoły, coś psuło się w odkurzaczu albo nie mogła spuścić wody w ubikacji i nic na świecie nie działo się tak jak powinno, toteż kusiło ją, żeby wypić przed lunchem kieliszek sherry, a to nie było dobre, bo potem chciała się zdrzemnąć i przez resztę dnia na próżno próbowała nadrobić stracony czas. W lepsze dni robiła to samo, co w dni dobre, ale podnosiła ją na duchu myśl, że czworaczki wspaniale sobie radzą w szkole dla wybitnie zdolnych dzieci, na pewno dostaną stypendia i czeka je medycyna albo praca naukowa, albo jakiś naprawdę twórczy zawód, i że cudownie jest żyć w czasach, kiedy istnieją takie możliwości, nie jak wtedy, gdy ona była dziewczynką i musiała robić, co jej kazano. W lepsze dni zastanawiała się nawet, czy nie zaproponować swojej matce, aby przeniosła się do nich z tego domu starców w Luton, który kosztował tyle pieniędzy. Oczywiście tylko się zastanawiała, bo Henry nie znosił starszej pani i zagroził, że wynajmie sobie pokój na mieście, jeśli przyjdzie mu z nią spędzić więcej niż trzy dni pod jednym dachem. — Nie pozwolę, żeby ta stara prukwa zatruwała mi tu atmosferę swoimi papierochami i wstrętnymi nawykami — wrzeszczał tak głośno, że chociaż pani Hoggart była wtedy w łazience, nie potrzebowała aparatu słuchowego, aby uchwycić sedno przekazu. — A jak jeszcze raz odkryję przy śniadaniu, że dolała do imbryka brandy, i to mojej brandy, uduszę sukę. — Nie masz prawa tak mówić. W końcu to rodzina... 13 — Rodzina? — ryknął Wilt. — Twoja pieprzona rodzina, nie moja. Ja nie ściągam ci na kark mojego ojca... — Twój ojciec cuchnie jak stary borsuk — odpaliła Eva. — Nie dba o higienę. Mama przynajmniej się myje. — I powinna, zważywszy, ile tapety kładzie na tę swoją paskudną gębę. Webster nie był jedynym, który przez skórę dostrzegał czaszkę. Kiedy wczoraj rano próbowałem się ogolić... — Kto to jest Webster? — spytała Eva, zanim Wilt zdążył jej z niesmakiem opowiedzieć, jak pani Hoggart wyłoniła się saute zza zasłony prysznicowej. — Nikt. To cytat z wiersza*, a skoro mówimy o chodzeniu bez biustonosza, ta stara wiedźma... — Nie waż się jej tak nazywać