Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Na pierwszy rzut oka Pevara wydawała się znacznie spokojniejsza, wszakże jedną dłonią ściskała kurczowo fałdy haftowanych czerwienią spódnic, drugą zaś gładki biały pręt Różdżki Przysiąg, niczym długą na stopę maczugę, w każdej chwili gotową do użycia. Rzeczywiście mogła być do tego zdolna – Pevara była znacznie twardsza, niźli mogłoby to sugerować jej pulchne oblicze, a w swym postępowaniu kierowała się wolą tak żelazną,że w porównaniu z nią Saerin można by nieomal wziąć za trzpiotkę. Po drugiej stronie Krzesła Pokuty maleńka Yukiri stała z dłońmi wtulonymi pod pachy, długie srebrzystoszare frędzle jej szala trzęsły się miarowo, poruszane niepowstrzymanymi drżeniami ciała. Nie przestając oblizywać warg, Yukiri wciąż rzucała lękliwe spojrzenia na stojącą obok niej kobietę. Doesine, z wyglądu bardziej przypominająca urodziwego chłopca niźli Żółtą siostrę o ustalonej reputacji, niczym nie zdradzała, co myśli o ich poczynaniach. Choć w istocie to ona manipulowała splotami, ciągnącymi się ku Krzesłu, ona też wbijała spojrzenie w ter’angreal, skoncentrowana tak głęboko, że kropelki potu lśniły na jej bladym czole. Wszystkie obecne w pomieszczeniu były Zasiadającymi Komnaty, włączywszy w to wysoką kobietę wijącą się na Krześle. Talene wręcz spływała potem, jej złote włosy zwisały w strąkach, lniana koszula przylgnęła do ciała. Resztę jej zwiniętych w kłąb rzeczy cisnęły w kąt pomieszczenia. Przymknięte powieki niepowstrzymanie drgały, z ust dobywał się nie milknący nawet na moment potok zdławionych pojękiwań i płaczliwych, na poły artykułowanych błagań. Seaine mdliło na widok tamtej, jednak nie potrafiła oderwać od niej oczu. Talene była jej przyjaciółką. Kiedyś. Mimo miana jakie nosił, ter’angreal w niczym nie przypominał krzesła, był to po prostu wielki, prostopadłościenny blok marmurowej szarości. Nikt nie wiedział, z czego tak naprawdę został wykonany, jednak tworzywo było twarde niczym stal, wyjątek stanowił lekko pochylony wierzch. Posągowa figura Zielonej siostry zapadła się nieco w jego powierzchnię, która zawsze, niezależnie jak tamta się wierciła, jakimś sposobem przybierała kształt dopasowany do jej sylwetki. Sploty Doesine zagłębiały się w jedyną szczelinę, jaką można było znaleźć w całym Krześle – umieszczony na jednej ze ścian kwadratowy otwór wielkości dłoni, otoczony maleńkimi, nierówno rozmieszczonymi wgłębieniami. Schwytanych w Tar Valon przestępców przyprowadzano właśnie tutaj, fundując im doświadczenie Krzesła Pokuty, dzięki któremu przeżywali pieczołowicie dobrane konsekwencje własnych zbrodni. Uwolnieni, nieodmiennie opuszczali wyspę. Dzięki temu w samym Tar Valon akty naruszenia prawa zdarzały się niezmiernie rzadko. Czując lekkość w głowie, zastanawiała się, czy czyniony zeń użytek miał cokolwiek wspólnego z celem, dla którego stworzono Krzesło w Wieku Legend. – Co ona widzi? – wyszeptała wbrew sobie. Talene z pewnością nie tylko widzi, dla niej jest to przeżycie nieodróżnialne od realności. Dzięki Światłości, że nie miała żadnego Strażnika; w przypadku Zielonej była to rzecz nieomal niesłychana. Twierdziła, że Zasiadającej Komnaty do niczego nie będzie potrzebny. Wszelako teraz, jak się nad tym zastanowić, fakt ten można było tłumaczyć zupełnie inaczej. – Dręczy ją cała banda cholernych trolloków – ochrypłym głosem stwierdziła Doesine. W jej głosie pobrzmiewały ślady rodzimego cairhieniańskiego akcentu, co rzadko jej się przydarzało, chybaże w stanie silnego zdenerwowania. – Kiedy skończą... Będzie się mogła zapoznać z widokiem kociołka trolloków i obserwującego ją Myrddraala. Musi wiedzieć, że tym razem czeka ją jeden lub drugi los. Niech sczeznę, jeśli się nie załamie... – Doesine zirytowanym ruchem otarła krople potu z czoła i wciągnęła nierówny oddech. – Przestańcie zaglądać mi przez ramię. Minęło już wiele czasu, odkąd ostatni raz to robiłam. – Trzy razy już przez to przechodziła – mruknęła Yukiri. – Najtwardszych osiłków, nawet jeśli wszystko inne zniosą, własne poczucie winy łamie za drugim razem