Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Dobra - Niko³aj przemierzy³ pokój i zacz¹³ przewracaæ w szafie. - A w to mo¿na? - zapyta³ pokazuj¹c p³ytkê Petriego. - Mo¿na. Niko³aj ponownie zainstalowa³ siê na stole, zapali³ papierosa. - Mogê siê poczêstowaæ? - zapyta³ Dmitrij Konstantynowicz. - Proszê. - Niko³aj wyci¹gn¹³ ku niemu paczkê. - Ale pan pali? - W zasadzie nie, ale dzisiaj jednego - uœmiechn¹³ siê tamten. - Gotowe - Leonid pstrykn¹³ wy³¹cznikiem kinkietu. W rêkach trzyma³ coœ, co najbardziej mo¿e przypomina³o suszarkê fryzjersk¹ - plastykowy ko³pak z czterema prze³¹cznikami na przedzie i wychodz¹cym z wierzcho³ka pêkiem kolorowym kabli. - Mo¿e odsiedzimy chwilê - zapyta³ Dmitrij Konstantynowicz. - Jak przed dalek¹ drog¹? - D³ugie po¿egnanie to tylko zbêdne ³zy - uci¹³ Niko³aj. - Zaczynaj, Lonia. Leonid zasiad³ w olbrzymim fotelu, który wygl¹da³, jakby przywêdrowa³ prosto z gabinetu stomatologa, i który po naciœniêciu ukrytego w porêczy klawisza roz³o¿y³ siê tak, ¿e dosiêga³ do wmontowanego w œcianê pulpitu z desk¹ rozdzielcz¹ w kszta³cie blatu. Leonid nasadzi³ sobie „suszarkê” i zacz¹³ wolnymi, ostro¿nymi ruchami obracaæ j¹ na g³owie. - Kola - powiedzia³ - autoblokada jest w³¹czona. Ale tak na wszelki wypadek... Tu, w tej szafce jest strzykawka i ampu³ki. Spojrzyj no. - Widzê. - WeŸmiesz tê tutaj, z paskiem. - Tê? - Tak. Umiesz obchodziæ siê ze strzykawk¹? - Ja umiem - powiedzia³ Dmitrij Konstantynowicz. - A raczej kiedyœ umia³em. - Myœlê, ¿e nie zajdzie potrzeba, a w razie czego trzeba bêdzie przypomnieæ sobie stare umiejêtnoœci. - D³ugo to potrwa? - Czterdzieœci piêæ minut. - Sporo. - No to chyba zaczniemy! - Leonid odchyli³ siê na oparcie fotela, zamkn¹³ oczy. - Po³amania rêki i nogi - powiedzia³ Niko³aj. - A ja idê w cholerê. Wracaj jako d¿in. Cichutko, na paluszkach podszed³ do Dmitrija Konstantynowicza, usiad³, po³o¿y³ przed sob¹ papierosy. Do tej pory by³o ich trzech. Teraz dwóch i jeden. Leonid Za piêæ minut zasnê. I obudzê siê jako kto? Jako ja sam? Jako wszechmocny d¿in? Czy tylko jako harmonijna osobowoœæ o zrównowa¿onym charakterze i prawid³owym trawieniu? Nie wiem. Mo¿e lepiej bêdzie o niczym teraz nie myœleæ. Nie myœl! Nie mogê. Tak ju¿ jestem zaprogramowany. A w ogóle najwiêksz¹ trudnoœæ sprawia niemyœlenie o ma³pie. Niepotrzebnie siê w to wmiesza³em. Wmiesza³em? Przecie¿ sam nakrêci³em tê sprawê. Ale nale¿a³oby jeszcze wypróbowaæ... Nie mogê wiêcej próbowaæ - to moja jedyna szansa. Nie podejrzewa³em nawet, ¿e jestem tak pró¿ny. Pró¿ny. I pragnê, aby imiê moje znalaz³o siê w anna³ach. Byæ mo¿e jutro siê tam znajdzie... Jeszcze cztery i pó³ minuty. Nie, trzeba siê uspokoiæ. Uporz¹dkowaæ myœli. Bo w koñcu do tego dojdzie, ¿e nie zasnê. Mo¿e to ja powinienem po³kn¹æ trioksazynê? Zabieraj siê za porz¹dkowanie myœli. Wszystko zaczê³o siê bodaj od szefa. Albo od Tañki. Od szefa i Tañki. Wieczorem Tañka powiedzia³a, ¿e ma ju¿ tego doœæ, brak jej do mnie si³, ¿e ze mnie nie bêdzie nigdy nie tylko uczony, ale nawet m¹¿. I odesz³a. To ona potrafi - odchodziæ. „Zawsze trzeba odejœæ wczeœniej, ni¿ zatli siê papier” - tak powiedzia³a i z gracj¹ zgasi³a papierosa. Pali³a wy³¹cznie z filtrem. Kiedy kumple wyskakiwali do Moskwy, zawsze przywozili jej polskie zestawy: papierosy bez filtra rozdawa³a, a z filtrem bra³a dla siebie. Zreszt¹ wcale tak du¿o nie pali³a. Wobec tego poszed³em do domu asystenckiego i wspólnie z ch³opcami zapisywaliœmy pule i piliœmy czarn¹ kawê pó³litrowymi kubasami. A rano zosta³em wezwany do szefa. Lubiê go, tego naszego szefa. I z g³êbi duszy szanujê. Tylko ¿e jemu nie mo¿na tego powiedzieæ, on jest wielki. W ogóle, moim zdaniem, wszyscy uczeni dziel¹ siê na trzy kategorie: wielkich teoretyków, genialnych eksperymentatorów i wiecznych laborantów. Ja jestem wiecznym laborantem, co specjalnie mnie nie gnêbi. Przecie¿ zawsze s¹ potrzebni nie tylko wielcy, ale i tacy jak ja. Ciu³acze faktów. Mnie to w pe³ni zadowala. Powiem wiêcej, ja to lubiê. Kiedy zostajesz sam na sam z robot¹ nudn¹ i obrzyd³¹, kiedy masz wykonaæ tysi¹c encefalogramów, które analizowaæ, porównywaæ, a potem na ich podstawie wyci¹gaæ wnioski bêd¹ inni, wtedy to w³aœnie masz poczucie, ¿e bez ciebie siê nie obejd¹