Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Niektóre by³y ledwie o parê stóp. Teraz poruszy³y siê i cienie, po raz pierwszy, ko³ysa³y siê, p³ynê³y, zaciska³y ko³o. Kahlan sta³a jak skamienia³a, oczy mia³a szeroko rozwarte, przywar³a plecami do g³azu. Richard z³apa³ j¹ za bluzê i wci¹gn¹³ w szczelinê. Skalne œciany by³y wilgotne i oœlizg³e. Niemal siê ze sob¹ styka³y. Ch³opak mia³ wra¿enie, ¿e serce 195 podchodzi mu do gard³a. Nie lubi³ ciasnoty. Wci¹¿ trzyma³ w górze nocny kamieñ, oœwietlaj¹c zbli¿aj¹ce siê cienie. Szponiaki wpe³za³y w szczelinê. S³ysza³ szybki oddech Kahlan. Szli i szli, ramionami dotykaj¹c ska³ po obu stronach œcie¿ki. Zimna, mulista woda la³a siê im na grzbiet. Ca³kiem przemokli. W pewnym miejscu musieli przykucn¹æ i przecisn¹æ siê pod skalnym nawisem. Na dnie, w wilgoci le¿a³y rozk³adaj¹ce siê leœne szcz¹tki. Cuchnê³o. Wci¹¿ szli. W koñcu dotarli do wylotu rozpadliny. Cienie siê wtedy zatrzyma³y. Lecz szpo-niaki nie. Richard kopn¹³ stwora, który podpe³z³ za blisko — poturla³ siê po liœciach i ga³¹zkach wyœcie³aj¹cych rozpadlinê i upad³ na grzbiet. Le¿a³, szarpi¹c pazurami powietrze, sycz¹c, wij¹c siê, a¿ opad³ na ³apy. Wtedy uniós³ siê na pazurzastych ³apach i zawarcza³, a potem znów ruszy³ w ich kierunku. Wêdrowcy odwrócili siê i pospiesznie ruszyli traktem. Richard oœwietla³ drogê nocnym kamieniem. Kahlan a¿ siê zach³ysnê³a. Ciep³y blask oœwietla³ stok, którym powinno biec przejœcie. A przed nimi, jak siêgn¹æ okiem, rozci¹ga³o siê rumowisko. Wymieszane ze sob¹ g³azy, pnie drzew, kawa³y drewna, b³oto. Zbocze niedawno siê obsunê³o. Œcie¿ka Przesmyku zosta³a zniszczona. Zrobili krok poza ska³ê, ¿eby lepiej widzieæ. B³ysnê³o zielone œwiat³o granicy. Natychmiast siê cofnêli. — Richardzie... Kahlan wczepi³a siê w ramiê ch³opaka. Szponiaki by³y tu¿ przy nich. Cienie wp³ywa³y w szczelinê. Rozdzia³ dziewiêtnasty Migotliwe œwiat³o pochodni osadzonych w ozdobnych z³otych uchwytach odbija³o siê od g³adkich, ró¿owych, marmurowych œcian ogromnej, wysoko sklepionej krypty. Woñ pal¹cej siê smo³y miesza³a siê w nieruchomym powietrzu z aromatem ró¿. Bia³e ró¿e — ka¿dego ranka zmieniane na œwie¿e — i to od trzech dziesi¹tków lat, sta³y w piêædziesiêciu siedmiu z³otych wazach, umocowanych poni¿ej ka¿dego z piêædziesiêciu siedmiu uchwytów na pochodnie; po jednym na ka¿dy rok ¿ycia zmar³ego. Pod³oga by³a z bia³ego marmuru, ¿eby ani jeden opad³y bia³y p³atek ró¿y nie m¹ci³ harmonii, nim zd¹¿y³ uschn¹æ. Liczny personel dba³ 0 to, by natychmiast wymieniæ wypalone pochodnie i uprz¹taæ z pod³ogi p³atki ró¿. Ów personel by³ bardzo uwa¿ny i oddany swej pracy. Najmniejsze zaniedbanie karano natychmiastowym obciêciem g³owy. Stra¿e obserwowa³y grób dzieñ 1 noc, czuwaj¹c, ¿eby p³onê³y wszystkie pochodnie, ¿eby kwiaty by³y œwie¿e i ¿eby ¿aden p³atek ró¿y nie m¹ci³ zbyt d³ugo g³adzi pod³ogi. No i oczywiœcie w razie potrzeby dokonywali egzekucji. Personel rekrutowano z pobliskich okolic D'Hary. Prawo stanowi³o, ¿e jest to bardzo zaszczytna s³u¿ba. Ów honor wi¹za³ siê z obietnic¹ szybkiej œmierci w razie skazania. W D'Harze ogromnie siê obawiano powolnej œmierci, a w³aœnie taka by³a najczêstsza. Nowo zatrudnionym obcinano jêzyki, ¿eby nie z³orzeczyli zmar³emu królowi. Mistrz odwiedza³ wieczorami grób, o ile by³ akurat w domu, w Pa³acu Ludu. ¯aden stra¿nik, ¿aden s³u¿¹cy nie mia³ wtedy prawa wstêpu do krypty. Popo³udnia poprzedzaj¹ce tak¹ wizytê by³y bardzo pracowite: wszystkie pochodnie zastêpowano nowymi i potrz¹sano delikatnie setkami bia³ych ró¿, sprawdzaj¹c, czy p³atki mocno siê trzymaj¹. Zgas³a pochodnia lub opadaj¹ce p³atki (nawet jeden!) oznacza³y natychmiastow¹ egzekucjê. Trumna znajdowa³a siê w samym œrodku olbrzymiego pomieszczenia; osadzono j¹ na niskim wsporniku, tak ¿e sprawia³a wra¿enie unosz¹cej siê w powietrzu. Okrywaj¹ce j¹ z³oto lœni³o w blasku pochodni. Na bokach trumny wyryto dziwne symbole Wyryto je równie¿ w granitowych œcianach, pod uchwytami pochodni i z³otymi wazami — ojciec pokazywa³ synowi instrukcje w staro¿ytnym jêzyku, jak wejœæ w zaœwiaty i wróciæ z powrotem. Jêzyk ów poza synem rozumia³a jedy- 197 nie garstka ludzi i ¿aden z nich, oprócz Rahla Posêpnego, nie mieszka³ w D'Harze. Ci z jej mieszkañców, którzy znali ów je¿yk, ju¿ dawno zostali zabici. Wkrótce umr¹ i tamci. Odes³ano stra¿ników i s³u¿¹cych z krypty. Mistrz przyby³ do grobu swego ojca