Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- - Co by to nie było, jest ohydne! - warknęła jedna z nich. - - Masz więcej racji, niż ci się zdaje. Zanieśmy to w bezpieczne miejsce. - Durendal odłożył torbę, wyjął z kieszeni złote kości i wrzucił je do środka. Miał nadzieję, że nikt nie zauważył ani ich, ani samej sztaby. - Dowódco, czy mógłbyś kazać to zanieść do swego gabinetu? Tylko nie pozwól nikomu zajrzeć do środka. Rozkaż swoim ludziom strzec tego pilnie i nic nikomu nie mówić. Hoare wydawał się uspokojony, lecz nie do końca przekonany. - Oczywiście. Wierny, zajmij się tym. Zanieś torbę do mojego gabinetu i pilnuj jej, dopóki nie przyjdę. Młodzieniec, do którego się zwrócił, miał rudoblond włosy i jasną cerę, a jego twarz wydawała się raczej miła niż inteligentna. Durendal znał go, gdyż w noc, kiedy połączono więzią Gryziwilka, przedstawiono mu wszystkich kandydatów w Żelaznym Dworze. Poznawał też teraz dwóch innych. Ten muskularny był drugim Gryziwilka... jak się nazywał? Byk coś tam. Bykowiec. W jego oczach błyszczała nadzieja, tak samo jak u dwóch pozostałych. Z pewnością byli rówieśnikami i przyjaciółmi. Pokręcił głową. - Tylko ja. Ale zginął z wielkim honorem. Wracając tu, odwiozłem jego miecz na Wrzosowisko. - Patrzył, jak ich nadzieja gaśnie, i wyobraził sobie, co by zrobili, gdyby się dowiedzieli, że morderca Gryziwilka przebywa obecnie w pałacu. Nie chciał jednak, by dopadli Krommana przed nim. Chciał, by sprawę wyjaśniło śledztwo. Wręczył torbę fechtmistrzowi zwanemu Wiernym. - Ostrożnie! Jest ciężka. Za późno. Chłopak upuścił bagaż z łoskotem, który wstrząsnął salą. Na szczęście ciężar nie spadł mu na nogi. Podźwignął go i roześmiał się zawstydzony. - - To ani chybi czyste złoto! - - Nie prosiłem o przemowy, sir Wiemy - warknął Hoare. - W obecnej sytuacji konieczne jest natychmiastowe wykonywanie rozkazów! - Tak jest, dowódco! Twarz młodzieńca nabrała różowej barwy. Oddalił się biegiem, przechylony na stronę dźwiganego ciężaru. Wszyscy mężczyźni popatrzyli na węszycielki, które wymieniły zasępione spojrzenia. Nie wyglądały na uspokojone. Płomienie! Durendal pomacał kieszeni, by sprawdzić, czy nie przeoczył jakichś złotych kości. Nie. - - Nosiłeś ten bagaż przez dłuższy czas, sir? - zapytała starsza z kobiet. - - Trzy lata, siostro. - - Ach. Ręczysz za niego, dowódco? - - Tak. To człowiek pewniejszy od wszystkich gwardzistów. - - W takim razie przyjmiemy założenie, że to tylko utrzymujący się odór... to znaczy skaza, pozostawiona przez zaklęcie - stwierdziła z wyraźną ulgą. Na jego duszy również została skaza. Gdy ruszył w stronę króla, zauważył, że Hoare gestem nakazał Wężowi i jego ludziom podążyć za nim. Zaniepokoił go cały ten incydent. Mógł rzucić cień na jego lojalność, podczas gdy czekała go konfrontacja z Krommanem, mająca rozstrzygnąć, który z nich kłamie. Ponadto król wyraźnie miał głowę zaprzątniętą innymi sprawami i przynoszenie mu w takiej chwili złych wieści byłoby czystym szaleństwem. - Może powinniśmy na razie zostawić tę kwestię? Hoare uniósł brwi z niedowierzaniem. - - Masz wątpliwości? Ty? Jesteś pewien, że Kromman go okłamał? - - Tak. - - Wprowadzanie w btąd Jego Królewskiej Mości to zdrada, a na całym świecie nie ma nic, co Ambrose Wielki traktowałby poważniej niż zdradę w jej najrozmaitszych przejawach. Tylko bądź ostrożny. Zaczekajcie tu wszyscy. Król przeglądał rulony z rysunkami. Otaczała go świta złożona z około dwóch tuzinów ludzi, od szlachciców we wspaniałych strojach aż po rzemieślników w brudnych łachmanach. Dominował nad nimi niczym łabędź nad stadem młodych. Z początku przeszył Hoare’a wściekłym spojrzeniem, lecz na wyszeptane wyjaśnienie zareagował błyskawicznie. Przypominało to huragan uderzający z pełną siłą w stertę leżących na dziedzińcu liści. Po chwili w promieniu dwudziestu stóp od niego nie było już nikogo poza Durendalem, który pokłonił się nisko. - - Bardzo się cieszymy z twego powrotu, sir Durendalu - oznajmił król, gdy fechtmistrz już się wyprostował. - To nadzwyczaj radosna wiadomość. - - Wasza Królewska Mość jest wyjątkowo łaskawy. Przebywać w bliskości Waszej Królewskiej Mości to zaszczyt i przyjemność. Było to prawdą. Ambrose rzeczywiście był grubszy niż przed pięciu laty, lecz jego wzrost i biegłość krawców zmieniały otyłość w imponującą posturę. Człowiek o mniej potężnej budowie mógłby pod ciężarem takiego stroju zwalić się na podłogę. Król miał na sobie futro, brokaty i złotogłów; kryzy, klejnoty i złoto. Zdradzała go jedynie twarz: skurczone usta i zwały tłuszczu otaczające słynne, bursztynowe oczy. Jego broda straciła połysk i stała się brudnobrązowa. Pojawiły się w niej też nitki bieli. Mimo to pozostawał niekwestionowanym monarchą i Durendal czuł się przy nim maleńki. - - Uciekłeś z niewoli? Z niecierpliwością czekamy na opowieść o twych przygodach. - - Nie byłem w niewoli, panie. Świńskie oczka skurczyły się i teraz były to już tylko dwie dziurki. - - W takim razie, w jaki sposób rozdzieliłeś się z inkwizytorem Krommanem? - - Zostawiłem go na pustyni, by tam umarł, panie. Próbowałem go zabić i bardzo żałuję, że mi się nie udało. Królewska stopa uderzała rytmicznie w posadzkę. - - Miałeś zapewne jakiś powód? - - Zamordował mojego przyjaciela i fechtmistrza, sir Gryziwilka, i mało brakowało, by pozbawił życia również i mnie. Król rozejrzał się po wielkiej komnacie. Wszyscy widzowie odsunęli się jeszcze dalej