Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Później, wczesnym wieczorem, Cienista Strzecha odeszła, przyrzekając, że powróci. Szybki Pazur, który hasał jak trzmiel całe popołudnie, i Fritti, ciągle nieco roztrzęsiony, wrócili do ciepłego kątka, aby odpocząć przed wizytą na Dworze. Baryton zjawił się po nich pełen powstrzymywanego przejęcia z powodu powagi i znaczenia funkcji, jaką przyszło mu pełnić. Poszli za nim jak lunatycy poprzez kręte korytarze Domu Pierwszych. Prześlizgnęli się przez ciasno zwartą palisadę srebrnych brzóz i zeszli w dół niewielkiego jaru. Tam, w odbitym świetle pojedynczego, szerokiego promienia światła Oka, który wpadał przez splątany leśny dach, zoba-151 czyli zarysy postaci wielu kotów, które siedziały wokół dolnego obwodu jaru. W ich okrągłych oczach odbijało się światło. Jakaś wielka postać w pośpiechu wyłoniła się z cienia. Ś Tak, tak, to ta dwójka, prawda? Niedługo przyjdzie na nich czas. Ś To był Grzmiący Szept, potężny Szambelan; kiedy mówił, jego głowa kołysała się w dół i w górę niczym wierzba na wietrze. Ś Nawet nie próbujcie się niecierpliwić. Taka jest procedura, jak wiecie. Ty, Barytonie, zostaw ich mnie Ś oto dobry kolega. Możesz poczekać na nich przy wyjściu. Baryton wyglądał na nieco rozczarowanego, lecz wzruszył ramionami i życzył im szczęścia. Poszli za kołyszącym się, mamroczącym coś Szambelanem Dworu, który poprowadził ich do podnóża jednej ze ścian jaru Ś niedaleko frontu i światła. Ś Zostańcie tu, dopóki was nie wezwę. Do tego czasu ani pisku. Przed wami są inni, a czas Jej Miękkości jest bardzo cenny. Po prostu bądźcie cicho, maluchy! Ś oznajmił Grzmiący Szept i oddalił się pospiesznie, a jego szerokie ciało kołysało się z boku na bok. Spojrzenie Frittiego odprowadziło go poprzez maleńki, ciasny jar. Szambelan podszedł do gromadki eleganckich, znakomicie uczesanych kotów, które najpewniej, jak domyślał się Fritti, były dostojnikami na Dworze. Przed nimi siedziało kilka innych, o zróżnicowanej aparycji. Jeden z nich, wielki, dumny, pręgowany kocur, miał w sobie ten niewymuszony, śmiały wdzięk, który Frittiemu przywiódł na myśl Drżącego Szpona. Na płaskim wzniesieniu porośniętym trawą, pod sklepieniem z liści i konarów przeogromnego dębu, usadowili się obok siebie Płotołaz i Tragarz Rosy; ten pierwszy z takim wyrazem ledwo powstrzymywanego znudzenia i pragnienia wyrwania się stąd, że Fritti uśmiechnął się w ciemności sam do siebie. Jak tego rodzaju rzeczy musiały drażnić duszę Księcia-włóczykija! Obok Płotołaza leżał Książę Małżonek, jego łagodne oblicze było pogodne, lecz wzrok miał daleki 152 i niepokojący jak nadchodząca burza. W samym centrum wzniesienia w promieniu światła siedziała Królowa Mirmisor Słoneczny Grzbiet, oświetlona jak postać ze snów. Kiedy Fritti ją spostrzegł, od razu pomyślał o źródle, o leśnym zdroju. Była czysto, lśniąco biała, a długa, miękka sierść, otulająca jej ciało ze wszystkich stron, nadawała jej wygląd puszystego dmuchawca. Tuż przy niej stała maleńka gliniana miska, przyniesiona z jakiejś siedziby M'an. Córa rodu Ha-rara siedziała ze skulonym grzbietem i wyciągniętym łbem. Odstawiła jedną łapę, która sterczała w powietrzu niczym urocze gałęzie brzóz otaczających Dwór. Królowa delikatnie lizała swoją najskrytszą końcówkę. Rozdział 14 Ku wysokiemu kapitelowi... jego zamkowi blademu urodą i upadkiem... P.B. Shelley Audiencja na Dworze Harara ciągnęła się przez długie godziny Najgłębszej Ciszy. Królowa Słoneczny Grzbiet, siedząca w rozpadlinie wielkiego dębu Ś Vaka'az'me Ś spokojnie słuchała wszystkich, którzy stawali przed jej obliczem. Łowca z coraz mniejszym zainteresowaniem obserwował procesję petentów prezentujących się przed tronem. Najobszerniejszą część audiencji wypełniły kwestie terytorialne, ale także ceremonie nadawania imienia i błogosławieństwa dla ciężarnych kotek. Wszystkiemu temu przewodniczyła Królowa, daleka, nieruchoma i jasna niczym gwiazda. W końcu wszyscy interesanci, zadowoleni albo rozczarowani, zniknęli w ciemnościach nocy. Królowa przeciągnęła się, ziewając z niebywałym wdziękiem i dała znak ogonem. Grzmiący Szept zakrzątnął się, wtoczył na wzniesienie i skłonił się przed nią. Władczyni powoli szeptała mu coś do łaciatego ucha, a on kiwał wytrwale głową. Ś Tak, Pani, tak, oczywiście, bezwzględnie tak Ś sapał stary Szambelan. Ś Cóż, czyż nie powinniśmy go wysłuchać? Ś spytała Królowa Słoneczny Grzbiet głosem chłodnym i czystym jak struga wody. 154 Ś Oczywiście, Wasza Włochatość Ś mruknął Grzmiący Szept i pospieszył ku przodowi wzniesienia