They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Niespożyte wprost siły drzemią w tych barbarzyńcach. Może dla postrachu powiesić kilku w Czkającym Lesie? Rumath wie, ze komendantura patrzy na traktowanie jeńców przez palce. Kiedy w zeszłym miesią- cu Bronsztajnowi i Huggowi nie chciało się konwojować kolumny przez Bagna Pitańskie, rozpuścili jeńców w otwar- tym polu i wystrzelali jak kaczki. Rumath nie słyszał, zęby za ten wyczyn Szef powiedział im złe słowo. — Co tam u ciebie? — zagadnął do Gondora. — Spokój? — Spokój. Tyle mieli sobie do powiedzenia. Wobec tego ze skrytki na kasety wybrał pierwszą lepszą i wepchnął w szparę. Widok kolumny pierzchł z monitora, zastąpiony przez kłębo- wisko nagich ciał. Taki przypadek, żeby jeńcy bez pomocy z zewnątrz zdołali rozerwać kolumnę, prawdę mówiąc nie wchodzi w grę. Nic takiego dotąd się nie zdarzyło. Linka, która ich krępuje, jest bodaj najdonioślejszym wynalazkiem, jakiego ludzie dokonali na tej planecie. Można ją swobodnie skracać, łączyć końcówki skromnym niklowym aparacikiem, wiązać, rozplątywać i w ogóle wyczyniać z nią co się komu podoba. Ta linka to jakby tensometr i zarazem nadajnik radiowy. Wystarczy podzielić ją na sekcje i powiązać jeńców w ten sposób, by w każdej znalazł się jeden buntownik, a następnie informację o stanie naprężenia linki w każdej sekcji przeka- zać komputerowi jako poziom odniesienia. W zasadzie to wystarcza. Teraz nawet przypadkowe szarpnięcie więzów, nie mówiąc o próbie uwolnienia rąk, będą w mig alarmo- wały komputer przedniego łazika. Będą skakać cyfry i wykre- sy podświetlone obrazem delikwenta, któremu zachciało się rozprostować ręce albo zagadać do towarzysza. Reakcja zależy od oceny Rumatha. Może ostrzec marzyciela przez głośnik raz czy drugi, albo po prostu bez zbędnych słów zaaplikować mu solidnego kopa — jeszcze jedna cenna zaleta skromnej linki — po którym ukarany przez pół godziny będzie próbował odzyskać czucie w ramionach. Jak tak dostanie ze dwa razy, odechce mu się żartów. Kiedy tak jadą, Rumath wspomina poprzednie konwoje, podobne do tego jak dwie krople wody. Może tylko inne twarze, inny typoszereg postaci powiązanych w łańcuch, inna długość tego łańcucha. Istotne elementy pozostają bez zmian. Przez dwa lub trzy dni w tygodniu, na które wypada służba, tryb życia Rumatha ulega całkowitej odmia- nie. Porzuca domowe pielesze, zamek z ciepłą żoną, dziećmi, końmi, lokajami, rezygnuje z wygód na rzecz twardych żoł- nierskich obowiązków. „Nie możemy ani na chwilę zapom- nieć — mawia Szef podczas odpraw — że stanowimy jedynie wysepkę na społecznym oceanie. Nasza pozycja w tym świe- cie, więcej, nasze istnienie — zależy bezpos'rednio od tego, czy potrafimy utrzymać jedność oraz od rzetelnego świadcze- nia na jej cele, bez oglądania się na innych. Wystarczy naj- mniejszy wyłom w murach, a zostaniemy zalani i w najlepszym przypadku rozpuszczeni w brzuchu tej masy. Oto konsekwen- cja braku solidarności między nami." Szef powtarzał tę piosenkę do znudzenia, chociaż nikt w najmniejszej mierze nie próbował kwestionować tej oczy- wistości ani wyłamywać się z reguł, które z niej wynikały. Byli na obecnej planecie, rzuceni jak kamień z nieba w obce społeczeństwo, które najpierw mieli tylko badać, potem pchać dyskretnie w kierunku postępu, jednakże przy ścisłym prze- strzeganiu Doktryny Bezkrwawego Oddziaływania. Romanty- cy, myśli Rumath. Już wtedy zdarzały się śmieszne sytuacje, bo skoro pod rygorem najpierw odesłania na Ziemię, a potem odsunięcia do prac pomocniczych nie wolno było przelać krwi tubylczej, należało jakoś omijać narzucony zakaz. Życie zmuszało do tego największych idealistów; co odważniejsi łamali go wprost. Początkowo przeważała forma pierwsza, wiążąca się jednak z takim zaangażowaniem środków, ze dochodziło do jawnych paradoksów. Każdy badacz-historyk był najpierw atletą albo karateką, a dopiero potem uczonym. Treningi pochłaniały tyle czasu, ze nie starczało go na działa- nia merytoryczne. A już szczególnie wyraźne szczeliny w przyjętej metodzie pojawiały się z chwilą, kiedy ktoś — jak dziadek Rumatha — nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy i szedł w miasto, szlachtując naokoło co popadło. Z reguły próbowano wtedy osaczyć szaleńca, by dmuchnąć mu dyskretnie w nozdrza gazem i pod pozorem zabrania do Wesołej Wieży ewakuować na orbitę albo do najbliższej bazy —p lecz ta sztuka udawała się coraz rzadziej. Amok nie- szczęśnika powodował głuchotę i ślepotę na koleżeńskie perswazje, zwłaszcza że koledzy występowali w strojach rozmaitych formacji miejscowych. Przy okazji odkryto, z jakim piekielnym zaangażowaniem tudzież polotem walczy się w amoku: osaczonemu nieraz udawało się położyć trupem pobratymców ze Stacji. Zatem od pewnego czasu stosowano w takich razach bombardowanie całych miast pociskami usy- piającymi, aby potem z mrowia leżących pokotem ciał wydo- być to jedno czy dwa, przez które mechanizm uległ zacięciu. Pociski usypiające traktowano jako ostateczność, przynaj- mniej w początkowej fazie działań na planecie. Chodziło o zachowanie całkowitego incognito, o utrzymanie tubylców w stanie błogiej nieświadomości zarówno co do tego, że są manipulowani, jak i czynnika sprawczego manipulacji