Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
422 PIÓRO I KAMIEŃ Atmosfera na sali była wyśmienita, nawet Maudie — o dziwo! — promieniała uśmiechem. Z nogą na krześle łaskawie przyjmowała hołdy od pokaźnego wianuszka młodych adoratorów; przy tak rażącej dysproporcji płci jedynie nielicznym szczęśliwcom udawało się zdobyć partnerkę. Co do Zacka, wino zrobiło swoje. Sibell spostrzegła, że raz po raz czule na nią zerka i że jej popularność najwyraźniej wprawia go w dumę. — Żeby z tobą zatańczyć, muszę wpierw odpędzić chmarę twych adoratorów — zażartował z uśmiechem. — No ale nic dziwnego, wyglądasz doprawdy prześlicznie! — Dziękuję za te miłe słowa — ona także posłała mu promienny uśmiech. — Wiesz, Zack, widzę tu Lorelei, a to mi przypomina, że muszę ci coś powiedzieć... — Nie skończyła, bo ryknął śmiechem. Śmiał się jak wariat. — Lorelei! Ale masz przyjaciółkę! Wiedziałaś, że to „madam"? W dodatku diabelnie ładna? „Bijou" to jej lokal. — Wiem o tym... — Spróbowała wrócić do tematu, nic z tego, nie dopuścił jej do głosu. — Wyobrażasz sobie, co się tu działo, kiedy Puckering zjawił się z nią na sali? — mówił dalej, krztusząc się ze śmiechu. — Administrator i jego pani demonstracyjnie wstali od stołu! Ale musieli mieć miny! Szkoda, żeśmy tego nie widzieli! Sibell widząc, że nic teraz nie wskóra, dała za wygraną. Trochę później, korzystając z wolnej chwili, podeszła do Lorelei i odciągnęła ją na bok. — Muszę powiedzieć Zackowi o wolframie. Chyba się czegoś domyśla. — Kochanie! — zaśmiała się Lorelei. — Teraz możesz już opowiadać o tym wszystkim świętym! Taksatorzy przywieźli takie wieści, że... jedziemy do Monte Carlo! — To cudownie! — wykrzyknęła Sibell. — Ale — zreflektowała się zaraz — czy... czy to... te kopalnie da się uruchomić? Ja... zupełnie się na tym nie znam. — To żaden problem! Ach, Sibell, tak bardzo się cieszę! Moja droga, przyniosłaś mi szczęście! Jak tylko zobaczyłam cię na statku, od razu wiedziałam, że daleko zajdziesz, a ja przy tobie, moja ty dobra wróżko! A dziś, dziś jesteś królową balu, chociaż to ja mam na sobie najpiękniejszą suknię — roześmiała się znów Lorelei, mrużąc filuternie oko. — Podoba ci się? — Piękniejszej chyba jeszcze nie widziałam. Skąd ją masz? 423 PATRICIA SHAW — Kazałam uszyć... jakiś czas temu. Trzymałam tę suknię na specjalną okazję... taką jak dzisiaj. Sibell zerknęła w bok, by upewnić się, że nikt nie słyszy. — Powiedz, Lorelei, jak ci się udało nakłonić pułkownika, żeby... żeby ci towarzyszył? To znaczy... Nie uznaj tego za obrazę, ale myślałam, że on... nie pochwala tego, co robisz... — Chcesz powiedzieć, że mnie nie akceptuje — zachichotała Lorelei. — Cóż, lubi tak myśleć, przekonałam go jednak, że powinien nacieszyć się trochę życiem, zanim zrobi się na to za stary. — Nie bacząc na zgorszone spojrzenia kobiet, zapaliła cieniutkie cygarko w długiej cygarniczce, istnym cacku z kości słoniowej, po czym zakończyła szeptem: — Pułkownik jeszcze się z tym nie pogodził, w każdym razie nie do końca, ale się ze mną ożeni! — Och, gratuluję ci, Lorelei! Jak tego dokonałaś? Ja, widzisz, bardzo chcę poślubić tego pana — wymownie spojrzała na Zacka — i strasznie mi to kiepsko idzie. Wciąż się kłócimy, on stale ma do mnie jakieś pretensje. — Bo się z nim nie przespałaś — stwierdziła Lorelei tonem łagodnej przygany. — Biedak cierpi pewnie męki. Ma cię tak blisko przy sobie, a nawet nie może dotknąć. — Nie, to nie to... — zaczęła Sibell. — A ja ci mówię, że to! — przerwała jej Lorelei. — Znam się na tym, do licha. Tak, moja kochana, i lepiej uważaj na tego przystojniaka, bo ci go sprzątną sprzed nosa. — To nie takie proste — upierała się Sibell. — Zack to naprawdę skomplikowany człowiek. Z nim trzeba bardzo ostrożnie... — Skomplikowany! Wskocz z nim do łóżka, to się przekonasz! Rozmowę przerwały im dźwięki walca. Sibell czekała na Zacka, obiecała mu już ten taniec, gdy nagle spostrzegła, że jakaś rudowłosa panna w eleganckiej taftowej toalecie koloru kości słoniowej ciągnie go na parkiet