Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W końcu leżałem sam pośród trupów i myślałem, że zmarł też barsk Jorth, który kiedyś był częściowo człowiekiem. MAELEN XV Tyle czasu minęło, odkąd wkroczyłam na dziwną drogę, by wyrównać szale wagi Molastera. Teraz jednak były one tak samo nierówne, jak wcześniej, a zamiast dobra moje wysiłki przyniosły zło. Tępo zastanawiałam się nad tym, jak wiele zła można wyrządzić w nadziei uczynienia dobra. Czułam się, jakby Molaster mnie porzucił, pozostawił dryfującą na fali. z którą nie mogę dać sobie rady. Może zbyt ufałam swojej mocy i to była zasłużona kara. Stałam w obozie pośród ciał wrogów i moich maleństw. Rozglądałam się z poczuciem, że to wszystko w jakiejś części jest skutkiem moich czynów, za które ponoszę odpowiedzialność. Może to prawda, jak twierdza niektórzy, że jesteśmy tylko pionkami w grze wielkich sił. poruszanymi w nie znanych nam celach, a z pewnością nie dla zaspokojenia naszych własnych pragnień. Chociaż takie rozumowanie może uspokajać, bo odsuwa winę od człowieka, to nie jest ono do przyjęcia dla kogoś, kto podlega dyscyplinie Śpiewaka. Nie mogłam więc zgodzić się z takim wyjaśnieniem. Moja dusza opłakiwała mały ludek i Maleza, choć wiedziałam, że nie ma co żałować bliskich, którzy weszli na Biała Drogę. Czasami dużo trudniej jest pozostać przy życiu niż przekroczyć bramę prowadzącą w zaświaty. Nie możemy pozwolić sobie na opłakiwanie tych. którzy odeszli, wszak oni tylko zmienili starą szatę na nową. Dotyczy to również mojego małego ludku. Lecz ci, którzy jeszcze cierpieli - to co innego. Czułam z ich powodu ból. Jeszcze musiałam znosić ciężar życia dla tego, który uciekł gnany przerażeniem, jakie każdego człowieka może doprowadzić do śmierci. Jego musiałam odnaleźć, o ile to możliwe, bo wobec niego miałam wielki dług. Dręczyło mnie też coś dużo gorszego, a mianowicie podejrzenie, że wewnętrznie pragnęłam właśnie takiego przebiegu wydarzeń. A jeśli mocne pragnienia powodują czyny, to choć nie przywołałam ich śpiewem do życia, czyż mogłam być pewna, że nieświadomie nie zmieniłam przyszłości dla zaspokojenia tęsknot własnego serca? Wiedziałam, że mogę jeszcze coś zaproponować Kripowi Vorlundowi, i gdyby się zgodził, to... Porozmawiałam z moim małym ludkiem. Poinformowałam zwierzęta, co trzeba zrobić. Zaśpiewałam ponad różdżką, choć nie było jeszcze nocy. Potem przygotowałam jedzenie i picie dla zwierząt. Usiadłam obok Simmli i wyjaśniłam jej, gdzie i po co muszę się udać. Gdy zanurzałam się w chaszczach, na niebie rysowały się pierwsze ślady zachodu. Gdyby nie moc mojej różdżki, nie odnalazłabym tropu. Wzięłam ze sobą worek z żywnością, bo nie wiedziałam, jak długa podróż mnie czeka. Co prawda, przeczucie mówiło mi. że nie muszę iść daleko. Po krótkim namyśle zrezygnowałam z zamiaru porozumienia się z Jorthem za pomocą myśli. Było bardzo prawdopodobne, że albo zamknie swój umysł na moje sygnały, albo sygnał przeszkodzi mu w chwili, gdy barsk powinien wykorzystywać cały swój spryt do ratowania życia. Wiedziałam, że nie uciekł na oślep od prawdy, lecz pognał szukać walki. Może nawet nie miał zamiaru wyjść z tego starcia cało. Przyoblekając formę zwierzęcia, przyjmujemy też część jego natury. A jeśli człowiek jest w takim stanie, w jakim był Krip Vorlund, reaguje w najbardziej drastyczny sposób właściwy swej nowej skórze. Barsk jest przebiegły, inteligentny i dziki - te trzy cechy sprawiają, że inne żywe istoty na Yiktor trzymają się od niego z daleka. Miałam podstawy, by wierzyć, że Jorth stał się okrutnym myśliwym. Tropił z pewnością uciekinierów z bandy Osokuna. Ciała Osokuna nie było wśród zabitych, więc na pewno uciekł. Ile osób mu towarzyszy? Nie znałam liczby napastników. Trop prowadził w kierunku granicy ziem Oskolda. Nadeszła noc, a wraz z nią księżyc, który zawsze sprzyja Thassom. Wtedy zaśpiewałam - nie słowami, które miałyby wydobyć ze mnie moc, lecz wewnętrznym pytaniem, dzięki któremu różdżka niezmiennie wskazywała kierunek. Nie czułam wcale zmęczenia. Gdy się śpiewa, nie myśli się o niczym. Szłam przed siebie, chcąc jedynie odnaleźć tego, który zaginął. Wierzyłam, że jeśli Molaster choć trochę będzie mi sprzyjał, jeszcze można ból i zło obrócić w dobro. Teren się podnosił. Wszystko wokół pogrążone było w ciemnościach. Szłam coraz szybciej. Przed świtem dotarłam do doliny, w której roznosił się silny, przygnębiający odór śmierci. Ujrzałam ciała trzech mężczyzn. Dwóch z nich nigdy wcześniej nie widziałam, a trzecim okazał się Osokun. Gdy zbliżyłam się do jego ciała, zobaczyłam Jortha. Rozpoczęłam penetrację jego myśli, przekonana, że mogę natrafić na ciszę martwego ciała. Poczułam sygnał, lecz dusza wciąż była dla mnie niedostępna. Zdążyłam w ostatniej chwili! Rzuciwszy różdżkę na ziemię, złożyłam podziękowanie Molasterowi i przystąpiłam do szukania ran na czerwonym futrze barska. Ujrzałam zanurzony głęboko w ciele sztylet