They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Do tego dochodzą liczne kryteria estetyczne. W sensie akceptowania ich jesteśmy jednością.” “Wystarczy. Nie akceptuję waszych metod. Jesteście dla mnie uosobieniem najbardziej wyrafinowanego, inteligentnego, imponującego i przebiegłego zła. Nie przyłączę się ani do ciebie, ani do Keikena. Wybijcie to sobie z głów.” “Spotkała mnie kara za nadmiar uprzejmości. Zdajże sobie wreszcie sprawę, że nie masz innego wyboru. Po pierwsze dlatego, że »Dziesięciornica« traktuje cię jako tego samego rodzaju zagrożenie co nas. Dzięki umiejętności emanacji i koncentracji encepola przestałeś być człowiekiem - dla nich. Stałeś się potworem, który zabija. Tu już nie ma dla ciebie miejsca. Nie przestaną się ciebie bać, póki się ciebie nie pozbędą.” “A po drugie?” “Twoim ojcem był Medicus, prawda, Dzięki niemu jesteś, jaki jesteś: Stworzył cię na obraz i podobieństwo ideałów, w które wierzył. Kochał cię. Nigdy nie uznałeś tej miłości, uważałeś ją za coś tak wysoce niestosownego, że aż wstrętnego - a jednak była to miłość. Może ostatnia w twoim życiu. On kochał cię bardziej niż samego siebie.” “Kochał?!” “Zginął, żeby cię uratować.” Długa chwila kompletnej martwoty umysłowej. Świt: ciemny kształt ciała Doogana rozciągniętego na płycie. Gęstość zdarzeń. Widowiskowość. Element zaskoczenia. - Nie! - krzyknął. - Nie w ten sposób, do diabła!!! “Po trzecie - kontynuował Boskersq - w niewielkiej odległości stąd widzę dziesięć odzianych w srebro postaci. Są uzbrojone. Mają na twarzach przyłbice. Idą tutaj.” Deogracias zobaczył ich także - oczami Boskersqa. Pięć srebrnych sylwetek. Kilkadziesiąt metrów z tyłu posuwała się druga grupa. Toczyli przed sobą niewielkie aparaty i zmierzali prosto na trupa Doogana. “To detektory Banowskiego, czułe i dokładne. Dzięki nim będą tutaj najdalej za pięć minut. W zamian za pomoc nie żądam od ciebie natychmiastowej deklaracji - zagrożenie odbierze jej autentyczność. Przeniosę cię stąd i dam ci inne ciało; jeśli zdecydujesz się kiedyś, wystarczy, byś pomyślał imię mojego ciała: Boskersq. Zapamiętałeś? I dodatkowo jeszcze, że jesteś gotów.” Dwie grupy srebrnych rycerzy podchodziły coraz bliżej. Kiedy wypadły z pustego o tej porze pasażu na płytę za cichym już zupełnie teatrzykiem - tancbudą, resztki sylwetki Deograciasa rozpłynęły się wolno w chłodnym powietrzu. Wodząc uparcie dookoła trupa Doogana tępym ryjem czujnika jeden ze srebrzystych wykrzyknął niewyraźnie: - Cholera! - w jego głosie brzmiało najskrajniejsze zdziwienie. - Nie ma sygnału! Nadbiegła druga piątka, następny metalowy ryj począł obwąchiwać twarz Doogana. - Nie ma - potwierdził drugi zniekształcony głos. - Dwadzieścia metrów stąd urwał się jak nożem uciął. Stali, nagle bezradni, nie wiedząc, co począć. - By to najjaśniejszy szlag! - jeden ze srebrzystych grzmotnął miotaczem o płyty. - Że też zawsze zdążą wcześniej wykitować! To się zaczęło wtedy, kiedy uwierzyłeś w moc słowa. Kiedy zrozumiałeś, że słowo może być okrutniejsze od miecza, wydawało ci się, że wiesz już wszystko, co wiedzieć powinieneś - wypełniała cię wielka radość, bo czułeś w sobie nadludzką silę, zdolną przenosić góry. Wziąłeś ze stołu starą księgę pod pachę i poszedłeś po radę do siwego starca, o którym mówiono, że mędrszy jest od wszystkich filozofów. Zastałeś go, gdy siedział na wielkim kamieniu, wystawiwszy do słońca pożółkłe kikuty. Jego niebieskie, wypłowiałe oczy przyglądały ci się spokojnie. Jego pomarszczone, żabie usta okolone długą, siwą brodą uśmiechały się bez wyrazu. Dał znak, że możesz mówić. - Kłaniam ci się nisko, czcigodny starcze - powiedziałeś. - Wieść niesie, żeś najmędrszy z mądrych, dlatego przyszedłem z odległych stron, aby prosić ciebie o radę. Starzec słuchał i nie przerywał ci. - Odkryłem w sobie silę tak wielką, że gdybym chciał, mógłbym odwalić błękitną czarę niebios, by zobaczyć, co jest dalej. Mógłbym zadzwonić w Księżyc, by jeszcze długo W noc dzwonił perliście i cicho. Mógłbym... Przerwałeś, bo wydało ci się, że starzec wykonał jakiś niechętny ruch. Jakby nie całkiem, nie do końca wierzył w twoje zapewnienia. - Mógłbym to wszystko, naprawdę! Wiem już wszystko i umiem co trzeba, więc mógłbym... - Wszystkiego wiedzieć nie sposób - odezwał się starzec. - W poznaniu nie ma bariery. Kto ją widzi, ten za prawdziwą wiedzę przyjmuje ułudę. - Ale ja naprawdę mogę wszystko! Posiadłem władzę nad słowem, ostateczną i doskonałą. Słowo usłucha mnie zawsze i we wszystkim, i powie wszystko, co tylko mu rozkażę. - O co chciałeś mnie zapytać, synu? - Mistrzu, to twoje dzieło, prawda? Skinął głową. Otworzyłeś księgę w oznaczonym uprzednio miejscu i przeczytałeś: “Ten, kto odkrył w sobie niezmierzoną siłę, zdolną potrząsać ziemią i przelewać oceany, niech jej używa należycie i roztropnie, dla dobra świata i ludzi. Niech w ten sposób dowiedzie, iż godzien był tak znakomitego wyróżnienia.” - Cóż zatem za zastosowania widzisz, starcze, dla mojej siły? Starzec kiwał się sennie na kamieniu. Przymknął oczy i zdawał się nie słyszeć pytania. A kiedy wreszcie odpowiedział, jego głos był cichy jak szmer przesypującego się w klepsydrach czasu, i była w tym glosie mądrość wszystkich wieków